Św. Agata żyła w III wieku w Katanii na Sycylii. Pod wpływem wiary złożyła śluby czystości, odrzucając rękę samego prefekta miasta. Ten w zemście skazał ją na wymyślne tortury i spalenie na rozżarzonych węglach. Po męczeńskiej śmierci lud od razu uznał ją za świętą. Kiedy więc pewnego dnia wybuchła pobliska Etna, strwożeni mieszkańcy wyruszyli w kierunku wulkanu z procesją, niosąc ze sobą welon wydobyty z grobu Agaty. Za sprawą cudownej relikwii spływająca po zboczach lawa zatrzymała się tuż przed bramą miasta. Od tego czasu kult świętej rozprzestrzenił się po całym chrześcijańskim świecie. Św. Agata stała się patronką zawodów związanych z ogniem: kominiarzy, ludwisarzy, odlewników.
W polskiej tradycji ludowej dzień św. Agaty to czas święcenia soli, która miała tę cudowną adekwatność, iż ciśnięta w ogień pożaru potrafiła go zatrzymać. Podobną adekwatność miał chleb wypiekany w tym dniu i doprawiony święconą solą. Sól św. Agaty miała zresztą wiele innych zastosowań. Rybacy uciszali nią wzburzone fale, a sypnięta do studni oczyszczała ją i sprawiała, iż woda stawała się krystalicznie czysta. Soli używano też w leczeniu przeróżnych chorób, zwłaszcza poparzeń i bezpłodności. W dniu święta Agaty z zimowego snu budzą się jaskółki, które mroźne dni spędzać mają śpiąc pod wodą lub na dnie bagien.
Kilka wieków temu w Krakowie, nieopodal bramy Grodzkiej, wybuchł pożar, który zaczął się gwałtownie rozprzestrzeniać, zagrażając całemu miastu. Drewniana w większości zabudowa paliła się błyskawicznie. Ludzie w popłochu uciekali przed płomieniami, ani myśląc o ich gaszeniu. Jedna tylko stara żebraczka miała na tyle odwagi by zbliżyć się do ściany ognia. Z modlitwą na ustach sypnęła w płomienie sól święconą w dniu św. Agaty i… pożar ustał! Wieść o cudownym zdarzeniu migiem obiegła miasto. Rajcy z wdzięcznością spytali pobożną kobietę, czegóż chce w zamian? Postaw sukna? Korzec pszenicy? A może nowe skórznie? „Wybudujcie kościół św. Agacie” – padła odpowiedź. „Jak to kościół? Gdzie, kiedy? I przede wszystkim – za czyje pieniądze?” – mamrotali urzędnicy. Na myśl o tak poważnej inwestycji wdzięczność krakowskich włodarzy wygasła szybciej niż resztki niedawnego pożaru. Coś tam babci obiecali, poklepali ją po plecach i rozeszli się do swoich kramów, licząc, iż św. Agata o długu zapomni. Nie minęło kilkanaście lat i w roku Pańskim 1655 całe przedmieścia Krakowa stanęły w ogniu. Na nic zdało się lanie wody, zaklęcia i sypanie w ogień całych kilogramów soli. Wszystko poszło z dymem. Podobno to Szwedzi podłożyli ogień, ale wśród gminu wiedziano, iż tak naprawdę winni są rządzący. Niebo nie pomogło drugi raz tym, którzy złożyli puste obietnice i poskąpili grosza na boży przybytek. Niestety władz miasta niczego to nie nauczyło, a Kraków do dziś nie ma kościoła poświęconego św. Agacie.
TEKST I ILUSTRACJE POCHODZĄ Z KSIĄŻKI „ŚWIĘCI I BIESY” BOSZ 2015