„Sny o miłości” – mam na sobie nowy sweter | Recenzja | Nowe Horyzonty 2025

filmawka.pl 1 dzień temu

Dag Johan Haugerud, norweski bibliotekarz, pisarz, scenarzysta i reżyser, podjął się na przestrzeni 2022 i 2023 roku imponującego zadania. Stworzył wielki projekt, filmową trylogię, w której przygląda się seksualności współczesnych mieszkańców Oslo z różnych perspektyw. W przeciągu niecałego roku stworzył wraz ze stałą ekipą i zróżnicowaną obsadą trzy filmy: Seks, Miłość i Sny o miłości (w oryginale zatytułowane po prostu Sex, Dreams, Love). Pokazał je w Berlinie i Wenecji, na każdym z festiwali zdobywając istotne nagrody. Sny o miłości wyjechały w lutym z Berlina z najważniejszą nagrodą – Złotym Niedźwiedziem, koronując niezwykłe dokonanie Norwega.

Jego metody pozornie nie wyróżniają się na tle europejskich tradycji filmowych, choćby w samej Norwegii można odnaleźć twórców, którzy używają podobnych narzędzi co Haugerud. Sny o miłości pozornie wydają się klasyczną opowieścią z gatunku coming of age, z rozbudowaną narracją, skupiającą się na problemach Norwegów z klasy średniej. W tym przypadku jest to siedemnastoletnia, melancholijna Johanne, jej twardo stąpająca po ziemi matka i babcia – wyzwolona poetka. Kiedy pewnego dnia do klasy dziewczyny wchodzi nosząca podobne imię Johanna – nowa nauczycielka francuskiego, która chętnie skraca dystans i opowiada o swoich artystycznych zainteresowaniach – Johanne z miejsca zakochuje się w niej po uszy.

W Snach o miłości rzadko coś pozostaje niewypowiedziane. Większość filmu składa się z narracji głównej bohaterki lub rozbudowanych scen dialogowych, w których Haugerud sadza dwie lub więcej postaci w jednym pomieszczeniu, pozwalając im na prowadzenie pełnych przemyśleń i refleksji konwersacji. najważniejszy jest fakt, iż bardzo rzadko pojawiają się w tych rozmowach konfrontacje. Bohaterowie Haugeruda nie podnoszą głosu, rzadko płaczą lub wybuchają śmiechem, gdy wymieniają się swoimi przemyśleniami. To uprzejme, wyważone, pełne niewymuszonych mądrości rozmowy, pozwalające wejrzeć głęboko do esencji tego, kim są jego postaci, i zapraszające widza do przejrzenia się w elementach konstytuujących ich ludzkość. Reżyser mówi, iż najważniejsze dla niego jest pisanie o osobach, które rozumie. U Haugeruda nie chodzi jednak o nadanie jego postaciom jasnych intencji, motywacji i wartości – tylko o to, żeby w ich wielowymiarowości odbijała się złożoność przeżyć każdego z nas.

fot. „Sny o miłości” / materiały prasowe MFF BNP Paribas Nowe Horyzonty

Kiedy więc Norweg opowiada o pierwszym nastoletnim zakochaniu w dużo starszej nauczycielce, ucieka od wszystkiego, czego moglibyśmy się spodziewać po tego typu historii. Nie ma tu typowych toposów kina queerowego – wykluczenia, transgresji – a film też nie skupia się na eksploatacji różnicy wiekowej bohaterek. Brak tu też – jak i w pozostałych częściach trylogii – scen seksu. Celem Haugeruda jest bowiem opowiedzieć o seksualności jako ważnym elemencie ludzkiej tożsamości, cennym doświadczeniu, a nie czynności czy akcie.

W pewnym momencie Johanne decyduje się przepracować swoje emocje, pisząc o nich tekst. Opowiada, iż jej uczucia do nauczycielki i związane z nimi przeżycia to najboleśniejsze i najpiękniejsze, co ją spotkało. Mówi o tym swojej babci, która, będąc pod wrażeniem dojrzałości emocjonalnej wnuczki i rewelacyjnego stylu jej tekstu – bierze te słowa na poważnie. Dostrzega bowiem w przeżyciach Johanne odbicie własnych doświadczeń i wciąż obecnych pragnień. Dziewczyna pisze w pewnym momencie, iż każdy chciałby po prostu poczuć ciepło czyjegoś ciała przy swoim – i chyba nie da się prościej, piękniej powiedzieć, czym jest seks.

Ale Sny o miłości są również filmem o historiach, które każdy sobie opowiada. Haugerud twierdzi, iż ludzkim jest chcieć osadzić swoje życie w ramach opowieści, żeby łatwiej je zrozumieć i zaprezentować innym ludziom. Można to robić wprost – jak w przypadku Johanne, przepracowującej swoje uczucia, dokładnie je opisując, i dla której inspiracją do zakochania staje się romantyczna powieść. Haugerud zwraca tu uwagę, iż nieodłączną częścią owych historii jest nasza fantazja, wynikająca z nieuniknionej subiektywności przeżyć. Johanne fantazjuje o tym, iż Johanna odwzajemnia jej uczucia. Matka dziewczyny ma w głowie fantazję o swojej nastoletniej córce jako małym dziecku, którą potem musi zredefiniować. Babcia natomiast marzy o przeszłości – czasach swoich seksualnych podbojów, będących już tylko historiami z zamierzchłych czasów. Haugerud spostrzega różnice wynikające z owej subiektywności doświadczeń. Jak w scenie, gdy babcia i matka Johanne spierają się o interpretację Flashdance (dla jednej było to lekki film o tańcu, dla drugiej – seksistowski gniot), albo w odmiennym sposobie, w jakim swoją relację postrzegają Johanne i Johanna.

fot. „Sny o miłości” / materiały prasowe MFF BNP Paribas Nowe Horyzonty

Teatrem tych wszystkich opowieści jest Oslo – miasto, które z powodzeniem portretował niegdyś noblista Knut Hamsun, a w ostatnich latach Joachim Trier. Stolica Norwegii dla Haugeruda jest miastem wielu twarzy, gdzie niepostrzeżenie można nagle znaleźć się w miejscu naznaczonym zupełnie odmiennymi nastrojami. Gdy Johanne spaceruje jego ulicami, dostrzega, jak na tle reszty miasta wyróżniają się nowe wieżowce, w których mieszka nauczycielka. Mówi, iż w tej okolicy odnosi się wrażenie, jakby wszystko pędziło i było podporządkowane wielkim pieniądzom. Johanna ze swoimi miękkimi swetrami, czarującym uśmiechem i otwartymi ramionami wydaje się dziewczynie kontrastować z otaczającymi jej mieszkanie stalowymi, pnącymi się w górę gigantami. Ten poetycki środek to kolejne świadectwo autokreacji, fantazji o tym, kim są inni ludzie pojawiający się w naszym życiu. Pytanie, czy jest to prawdziwy opis Johanny, nie ma tak wiele znaczenia jak fakt, iż dzięki tej fantazji Johanne miała przez kilka miesięcy najpiękniejsze sny w swoim życiu.


Korekta: Oliwia Kramek

Idź do oryginalnego materiału