ŚNIEŻKA – gdy w filmie Disneya najlepiej zagrało zatrute jabłko [recenzja]

panodkultury.com.pl 2 tygodni temu
Read Time:5 Minute, 11 Second

Masz ochotę pobyć sam? Masz dość ludzi? Idź do kina na film „Śnieżka”. Pustki i samotność gwarantowane. Ja na nowym filmie Disneya byłem sam jak Marcin Najman szukający Stanowskiego. Zdradzę wam dlaczego nikt nie przyszedł…

Na początek żart: Disney zrobił dobry aktorski remake swojej klasycznej animacji. Koniec żartu. Nowa „Śnieżka”, jeżeli byłaby żartem, to przypominałaby suchar opowiedziany na pogrzebie. A pogrzeb trwa. Disney, na którym się wychowywaliśmy i który kształtował naszą wrażliwość, sam kładzie się do grobu i właśnie wbił kolejny gwóźdź do swojej trumny. Smutna agonia zwieńczona sucharem.

Po tym jak „Małą Syrenkę” hejt posłał na dno i utonęła w morzu krytyki, Disney nie wyciągnął wniosków. Idzie w zaparte i serwuje nową „Śnieżkę”. To niepotrzebny, ociężały, drętwy i nudny film, ale w miarę bezboleśnie mógł się prześlizgnąć przez kina. Mogło się skończyć na katastrofie po cichu. Niestety, Rachel Zegler uznała, iż jak już mamy katastrofę, to niech pier**lnie na grubo. Na długo przed premierą wkroczyła do akcji niczym typowa ciotka, która w sekrecie opowiada całemu osiedlu, iż cofnęło wam się jądro, a wasz kuzyn chodził na baby i teraz ma dziwną wysypkę. Ale to nie Zegler jest największym problemem „Śnieżki”.

Więcej kultury? Pan Od Kultury zaprasza na Facebooka i

Recenzja filmu Śnieżka

Rachel Zegler to anty-Śnieżka. To jak torpedowała ten remake po wsze czasy będzie wykładane studentom marketingu. Antyreklama prima sort. Jak sama Zegler twierdzi, jest narcyzem i porównała się choćby do dzieła sztuki z Luwru. Skoro Disney to milość, więc Śnieżka/Zegler kocha… siebie z wzajemnością! Śpiewając „Waiting On A Wish” napawa się sobą i swoim talentem. Pod maską księżniczki nie jest w stanie ukryć arogancji i dufności. Serwuje festiwal dziwnych min. głównie z wysuniętą szczęką i zaciśniętymi zębami. I do tego intensywnie gra nosem, co raz dostrzeżone, nie da się odzobaczyć.

Jak bardzo Rachel Zegler to nietrafiony casting? Szturmowcy ze Star Wars trafiają celniej! Widać, iż dziewuchę energia rozpiera. Najchętniej pozbyłaby się fatałaszków księżniczki i wskoczyła w spodnie. Chce jej się postrzelać, kopnąć jakiegoś faceta w nabiał i zrobić rozpierduchę w imię jakiejś rewolucji. Jak na razie udało jej się jedynie zdemolować film „Śnieżka” i przy okazji własną karierę.

Rachel Zegler jako Śnieżka

Nowa Śnieżka, czyli Leia Organa, Robin Hood i sexy MILF

Fabuła „Śnieżki” względem pierwowzoru oczywiście musiała ulec zmianie. Śnieżka żyje w radosnym królestwie, a raczej w groteskowo sielskiej komunie. Władzę przejmuje jednak Zła Królowa (Gal Gadot) i czyni z królestwa mroczne imperium (podobno, bo tylko nam o tym mówią). Zazdrosna o urodę Śnieżki, zleca jej likwidację. Dziewczyna daje drapaka przez mroczny las, w którym tolkienowska Szeloba czułaby się jak w domu. Trafia do domu krasnoludków, a adekwatnie dysfunkcyjnej rodziny górniczej, która wybitnie nie przestrzega BHP w robocie. Długo tam Zegler nie zabawi, bo gdy tylko poczuje miętę do faceta i wyjdzie ze śpiączki po zatruciu, ruszy wyzwalać królestwo spod władzy królowej. Hmm, kształt berła sugeruje, iż władczyni bardzo doskwiera jej samotność…

Oczywiście księcia w „Śnieżce” nie ma. Nie te czasy. Jest za to herszt bandytów-buntowników. Taki Robin Hood z AliExpress. Kradnie królewskie ziemniaki, by nakarmić biednych, ale słabo mu idzie i Śnieżka ciągle musi sowizdrzała ratować. Nic więcej nie da się o nim powiedzieć. To nijaka postać, a raczej j funkcjonalny manekin w rękach reżysera. Co gorsza, jego twarz momentami wygląda jak wygenerowana w CGI.

Film Śnieżka aż tak zły? Recenzje nie kłamią

Jaki nie-książę, taki cały film. Nowa „Śnieżka” jest sztuczna pod każdym względem – od intencji po scenografie. Produkcja wygląda jak wygenerowana przez sztuczną inteligencję, a realistyczniejsze są już reklamy czekolady Milka. Zaczarowany las jest cacany aż mdli i przekracza strawną zawartość cukru w cukrze – z fikuśnymi zajączkami i jeżykiem przewracającym się na plecki (o jeżu…). W zaczarowanym lesie jest wszystko oprócz magii.

Za słodko? Gorzko robi się, gdy na wkraczają krasnale. Przypominają grupę meneli z komunikacji miejskiej. W sumie te szkarady mają tylko zrobić swoje – zaliczyć kilka slapstickowych wpadek, wypowiedzieć obowiązkowe banały – a następnie usunąć się, by wojowniczka księżniczka mogła brylować jako heroina.

Śnieżka – Rachel Zegler

Takie historie powinny być proste, jednak w „Śnieżce” przegięto pałę i stosowana jest łopatologia dla szympansów. Relacje problem-rozwiązanie ukazano w sposób „zobacz, to banan, mniam mniam, ty głodny, ty zjeść bez żółtego i ty nie być głodny”. Poza tym, logika ma sp***ć z drogi, by historia mogła pędzić. Przykładowo, jeden z bohaterów zostaje postrzelony z kuszy i prawie umiera. I co z tego? Nagle wstaje, jeszcze z plamą krwi na szacie tańczy i śpiewa o miłości. Strzała amora k*** jego mać…

Jedna rzecz w „Śnieżce” połączy wszystkie pokolenia: „aktorstwo” Gal Gadot! Wszyscy, i mali i duzi, zgodnie poczują ciarki żenady. Drewno takie, iż na deski można rżnąć. Lepiej od niej zagrało już zatrute jabłko! Poza tym, coś jest nie tak, gdy zła królowa o niebo urodziwsza jest od Śnieżki. Dzieciaki tej wiedźmy się nie przerażą. A dorośli? Nie oszukujmy się, im człowiek starszy tym chętniej wybiera złe królowe.

Recenzja filmu Śnieżka

„Śnieżka” to film Disneya, który na siłę próbuje być disneyowski. Topornie wprowadza elementy obowiązkowe dla produkcji Disneya, w tym do znudzenia powtarza banały o czystym sercu, uczciwości i odwadze. Czuje się, iż ewidentnie ktoś „na górze” wykalkulował, iż to bawi, tamto straszy, a to wzrusza. I prawdopodobnie ten ktoś stwierdził „dobra, i tak to łykną”. Że bezrefleksyjnie pójdziemy zeżreć „Śnieżkę” niczym mięso z McDonald’s. Bo to przecież Disney. Nie myślimy co jest w składzie, zawsze się tym opychaliśmy, wszyscy to jedzą, więc wypada spróbować. Jak widać po box office, widz zbuntował się przeciw tuczeniu syntetyczną paszą pełną sztucznych barwników i pustych kalorii.

Tym bardziej cieszy Oscar dla „Flow”, filmu o kocie, który powstał za psi grosz, a w naturalny sposób mówi (choć bez słów) o wartościach i uczuciach. To właśnie „Flow”, zrobiony w darmowym programie komputerowym, okazał się wielkim kinem. A „Śnieżka” za prawie 300 milionów okazała się po prostu przeciętnym produktem.

Dla kogo jest nowa „Śnieżka”? Dla dzieci? Dla dorosłych? To pytanie w ogóle nie powinno paść. Przecież kultowe animacje Disneya to produkcje uniwersalne. Chwytają za serce dzieci i dorosłych. Tymczasem nowa „Śnieżka” okazuje się filmem dla nikogo, który ze wszystkich próbuje robić idiotów.

Więcej kultury? Pan Od Kultury zaprasza na Facebooka i

Idź do oryginalnego materiału