Nawet bez przesadnie skrupulatnego analizowania witryn lokalnych księgarni mogliście zauważyć pewną tendencję rynku wydawniczego. Czytelnie wyeksponowane na okładce hasełko „Hit Wattpada” to coraz częstszy widok. I w sumie trudno mu się dziwić, ponieważ chyba nigdzie młodzieńcza wyobraźnia nie szaleje tak intensywnie jak w Internecie. Nieważne czy osoba autorska dopiero weszła w wiek nastoletni, czy przechodzi kryzys tego średniego, w swoim małym kawałku sieci może pisać o wszystkim. M.in. o swoich ulubionych artystach, wikłając ich w pełne miłosnego napięcia intrygi, w które często zaangażowana jest także osoba tworząca fanfic. A jako, iż wszelakie fanfiction uważam za gatunek sztuki wymagający szczególnej ochrony, nie mogłem oprzeć się szansie obejrzenia Słodyczy, która brzmi jak wariacja na mój ukochany rodzaj literatury.Jak miło było dowiedzieć się, iż mamy tu do czynienia z czymś znacznie większym niż pojedyncze odwrócenie tropu.
Szesnastoletnia Rylee (Kate Hellet) nie ma w życiu zbyt łatwo, zwłaszcza od czasu śmierci jej matki. Pracujący w policji ojciec przez większość dnia jest nieobecny, przyszła macocha nie ma pojęcia przez co przechodzi dziewczyna, a rówieśnicy w szkole uprzykrzają jej życie. Poza przyjaciółką Sydney (Aya Furukawa) Rylee oparcie znajduje wyłącznie w muzyce zespołu Floorplan i pięknym wokalu Paytona (Steven Ogg). Piosenki o wychodzeniu z mroku, złamanym sercu, własnej słabości i niezrozumieniu przez otoczenie silnie rezonują ze zbuntowaną dziewczyną. Niefortunny zbieg okoliczności sprawia, iż po koncercie Floorplan Rylee zostaje potrącona przez swój obiekt westchnień, który ledwo dostrzega świat zewnętrzny – a wszystko to przez zasnuwającą narkotyczną mgłę. Po tym zdarzeniu dziewczyna postanawia spłacić dług zaciągnięty u Paytona. Skoro jego muzyka uratowała Rylee, teraz ona uratuje wokalistę przed śmiercią z rąk ciężkich dragów. Jak możemy wyczytać w festiwalowym opisie filmu, sytuacja bardzo gwałtownie zmienia się we współczesną wersję Misery i ciężko od tego skojarzenia uciec. Jednak pojawiają się tutaj zauważalne i bardzo istotne różnice. Przede wszystkim, uczynienie z dziecka czarnego charakteru to przypadek, z którym mamy do czynienia dość rzadko. A przynajmniej zakładając, iż nie mówimy o kolejnym opętanym przez demona małolacie w sztampowym straszaku o starym domu. Rylee to dziewczyna, z którą wbrew pozorom bardzo łatwo sympatyzować. Zwłaszcza, jeżeli tak jak autor czytanych właśnie słów szukaliście w liceum ucieczki przed światem w muzykę. Środowisko, w którym przychodzi jej żyć nie okazuje jej zrozumienia, więc zasad rządzących światem albo uczy się sama, albo próbuje je samodzielnie ustalić. Co oczywiście nie dla wszystkich skończy się dobrze.

I to właśnie druga, podstawowa różnica. Rylee to nastolatka, która nie ma wieloetapowego planu ani na życie, ani na „opiekę” nad Paytonem. Wszystkie decyzje podejmowane będą niemalże na bieżąco, a co za tym idzie, fabuła również będzie co chwilę skręcać, mylić trop i iść w kierunku, którego nie zakłada ani widz, ani bohaterka. Ogromnie cieszy mnie fakt, iż reżyserka i scenarzystka Emma Higgins postanowiła nie bawić się w tworzenie jednowymiarowej psychopatki, a realnie zagubionej dziewczyny z pewnymi destrukcyjnymi naleciałościami. Jasne, z perspektywy wygodnego fotela klinowego łatwo będzie westchnąć na myśl o niektórych decyzjach i refleksjach dziewczyny, ale kto nigdy nie zażenował się własnymi postami sprzed lat niech pierwszy rzuci kamień. Chociaż nigdy nie zdarzyło mi się porwać frontmana mojej ulubionej kapeli, doskonale rozumiem jak to jest, kiedy wydaje nam się, iż to właśnie dla nas napisano słuchaną piosenkę. Że to nasze problemy zostały tu opisane i nikt na świecie nie wie tyle o życiu zagubionego i introwertycznego nastolatka, co zarabiający miliony rockman z drugiego końca świata. Nie mógłbym sobie przysiąc, iż nie pomógłbym Rylee w tym wymuszonym odwyku, gdybyśmy oboje siedzieli na przerwie gdzieś pod ścianą, ze słuchawkami w uszach. Przecież jestem tylko nastolatkiem i jeszcze nie znam się na życiu. Jasne, wiem, czym najlepiej spiera się krew, ale skąd mam wiedzieć, jak poprosić o pomoc psychologiczną? Albo jak wyjaśnić bliskim, iż przeżywam katusze? Że boję się popełnić kolejny błąd, mimo iż i tak już wszyscy mnie skreślili?
Co dodatkowo zaskakujące, film potrafi miejscami w tym wszystkim być naprawdę zabawny. Jednak ponownie – wynika to z obranej zdystansowanej perspektywy. To właśnie te ciarki żenady, które biegną nam po kręgosłupie na myśl o cytatach jakie udostępnialiśmy publicznie i wypisywaliśmy z tyłu swojego zeszytu do matmy. Ale hej, to nie jest faza, mamo! Ale ponownie, ani przez moment nie czujemy, aby reżyserka jakkolwiek pretendowała do moralnej wyższości nad Rylee. Dam sobie uciąć rękę, iż to wszystko efekt jej własnej fascynacji konkretnymi kapelami i estetyką, a w głównej bohaterce znajdziemy dużo cech samej Higgins. Trafi się też całkiem sporo krwawego slapsticku, podnoszącego stawkę całej intrygi. W chwili, gdy zakładamy, iż już gorzej być nie może, pojawia się ktoś lub coś, co sprawi iż będzie jeszcze trudniej to wszystko wyjaśnić. Przyjaciółce, Paytonowi, tacie, policji… Balansowanie na cienkiej granicy między żartem a realnym podjęciem poważnego problemu to niezwykle trudne zadanie, ale reżyserka wywiązała się z niego z niemałą skutecznością. Otwórzcie się na własną żenadę a doświadczycie prawdziwej wolności.

Słodycz to jedno z najbardziej pozytywnych zaskoczeń filmowych w tym roku. Emma Higgins umiejętnie wykorzystała przepracowany wielokrotnie motyw fabularny i nadała mu autorski, bardzo współczesny sznyt. Reżyserka doskonale rozumie swoją bohaterkę i okoliczności, w których przyszło jej się znaleźć, przez co bardzo łatwo przejąć się jej losem, a miejscami choćby z nią współodczuwać. choćby jeżeli nie byliście tymi creepy jednostkami w swojej klasie, którzy zrozumienia szukali w książkach i muzyce, zrozumiecie przez co przeszła Rylee. A jeżeli byliście lub jeżeli wciąż drzemie w Was ten zakamuflowany angsty dzieciak, możecie mieć przed sobą jeden z waszych ulubionych filmów roku. Ten film zrozumie Was równie dobrze, jak ten wytatuowany koleś z ulubionej rockowej kapeli. W końcu scenariusz napisano właśnie o Was i dla Was.
Korekta: Magda Wołowska
Tekst powstał w ramach patronatu medialnego nad Octopus Film Festivalem, który odbył się w dniach 5–10 sierpnia 2025 r. w Gdańsku.