Zgiń kochanie – recenzja filmu. Sztampowe szaleństwo kobiety

popkulturowcy.pl 2 godzin temu

Jak zapewnie wielu widzów, którzy trafili w ten weekend do kina na Zgiń kochanie, przyciągnełą mnie obsada i intrygujący zwiastun. Czy piątkowy wieczór dało się spędzić lepiej?

Zgiń kochanie opowiada o młodej parze, która wprowadza się do domu na wsi i wita w rodzinie dziecko. Robert Pattison gra ojca, który ciężko pracuje na utrzymanie rodziny, a Jennifer Lawrence gra matkę, która zostaje w domu z dzieckiem i ma pisać swoją książkę. Kobieta jednak utyka w domu na odludziu, pozbawiona kontaktu z innymi ludźmi oraz całkowicie skupiona na opiece nad dzieckiem. I kolokwialnie mówiąć, średnio sobie z tym radzi.

Zobacz również: Poradnik Prezentowy 2025 – jakie popkulturowe prezenty sprawić bliskim pod choinkę?

Zaczyna się prosto, od nudy i niechęci do robienia czegokolwiek, a już na pewno nie pisania. Gracie zaczyna zachowywać się jednak coraz dziwniej, ma napady pożądania, które przerażają jej męża, a z czasem traci kolejne granice i zwraca się choćby ku przemocy wobec siebie samej. I mamy taki efekt kuli śnieżnej.

Mam problem z tym filmem. Zgiń kochanie zapowiadało się naprawdę intrygująco, trochę wręcz magicznie, patrząc po symbolice. Trzeba przyznać, iż estetyka wypada świetnie. Piękne, taneczne kadry to świetne ramy dla gry aktorskiej. Udaje się tu uchwycić subtelne znaki, iż coś jest nie tak. Ale to by było na tyle.

Fot. Kadr z filmu

Przede wszystkim, film się zwyczajnie dłuży. Tempo jest dość powolne, bo ma pokazać, jak niespostrzeżenie pojawiają się pewne zachowania. Ale przez to niektóre kadry zwyczajnie się dłużą, są zbyt statyczne i przestają ciekawić. Do tego mamy tu lekkie zaburzenie chronologii, które adekwatnie nie odgrywa w filmie większej roli.

Zobacz również: Żywy czy martwy: Film z serii Na noże – recenzja filmu. I kto tu tak naprawdę grzeszy?

Jeśli chodzi natomiast o same szaleństwo, to tu właśnie jest największy zgrzyt. Z jednej strony jasno pada, iż Gracie cierpi na depresję poporodową, iż wszyscy wokół ją rozumieją. Kobiety wielokrotnie powtarzają, iż „przez pierwsze pół roku nie czuły się sobą”. Wychodzi z tego jednak spłycony wniosek: iż wybija moment, gdzie okres depresji poporodowej się kończy, znika samoczynnie i trzeba tylko przetrwać pół roku czy rok. Takie podejście do tematu wydaje mi się wręcz szkodliwe.

Fot. Kadr z filmu

Ja widzę w Gracie jednak nie kobietę z depresją poporodową, ale kobietę uwięzioną w domu. Nie widzimy nic, co wskazywało by na zaniedbanie dziecka. To ona jest osobą, którą zaniedbują inni. Rodzina rozmawia wyłącznie o dziecku, mąż nie odpowiada na telefonu, a kiedy wraca – nieproszony przywozi jej psa, który przez następne 40 minut ujada w każdy kadrze. Siedząc w kinie, sama zaczynałam dostawać szału.

Zgiń kochanie nie jest filmem złym, ale z pewnością nie jest też filmem dobrym. Jest za długi, zbyt nudny i za bardzo sztampowy. Rozjeżdza się w swoim przekazie na dwa zupełnie różne wątki. A symbolika wcale nie pomaga zrozumieć, jak te dwa wątki się łączą. Czy więc warto wybrać się do kina? Moim zdaniem niespecjalnie, bo film nie zapisze się w pamięci na dłużej.

Fot. główna: Kadr z filmu.

Idź do oryginalnego materiału