— Jurek, co z tobą nie tak? Patrz tylko – polski – dwója, matematyka – pała, a z literatury w ogóle uciekłeś! Czemu się nie uczysz i ciągle wagary? Co ja mam z tobą, nieszczęsniku, zrobić? — z żalem w głosie mówiła Krystyna, przeglądając szkolny dziennik syna, ósmoklasisty.
— Nie wiem. — mruknął chłopak i odwrócił się od matki.
— Kryśka, daj chłopakowi święty spokój! Literatura, biologia… Ja też wagary robiłem, a wyrosłem na porządnego faceta! — rozległ się pijany głos męża Wojtka, który wylegiwał się na kanapie w drugim pokoju.
— Akurat! Zamiast z synem po męsku pogadać, to on choćby trzeci dzień nie trzeźwieje! — krzyknęła Krystyna.
— No bo co? Mam prawo! Przecież nie twoje piję! A poza tym, u naszego Zbyszka była urodziny! Jubileusz, nie byle co! — odparł Wojtek, opadł na poduszkę i znów się zdrzemnął.
Krystyna urodziła się w inteligenckiej rodzinie. Rodzice nie tylko wpajali jej dobre maniery, ale dbali o porządne wychowanie. Kryśka pilnie się uczyła, dostała się na prestiżowy wydział. ale ironia losu sprawiła, iż poznała Wojtka.
Poznali się na studenckiej imprezie. Krystyna była na czwartym roku, Wojtek skończył zawodówkę i poszedł do pracy w fabryce. Krystyna od razu zauważyła przystojnego chłopaka o wyrazistych oczach. Wojtek wyglądał na starszego, niż był. Wtedy jeszcze nie wiedziała, jak ten człowiek zburzy jej uporządkowane życie.
Zaczęli się spotykać, a wzięli ślub latem, gdy Krystyna zdała wszystkie egzaminy i obroniła pracę dyplomową. Początkowo było nieźle, ale dziewczynie już wtedy nie podobało się, iż mąż nie przepuści żadnego święta. Każda, choćby najmniejsza okazja, stawała się pretekstem do pijatyki…
W pewnym momencie Krystyna zrozumiała, iż popełniła błąd – ona i mąż w ogóle do siebie nie pasowali. Postanowiła się rozwieść. Ale los znów pokierował inaczej – dowiedziała się, iż jest w ciąży.
Nie mogła zdecydować się na aborcję. Zostawić dziecko bez ojca też nie było dobrym wyjściem. Optymistka z natury, Krystyna wierzyła, iż narodziny syna ustatkują męża. ale gdy ten w stanie nietrzeźwym przybiegł do niej do szpitala, z goryczą zrozumiała – nic się w nim nigdy nie zmieni.
Tak też było. Wojtek pił często i dużo. W domu ledwo pomagał, bo albo szedł na kolejną libację z kumplami, albo odsypiał po imprezie.
Krystyna nie narzekała, ciągnęła wszystko sama: pracowała ciężko i zarabiała nieźle, w domu było czysto, a synowi Jurkowi poświęcała uwagę. Ale im starszy był chłopak, tym bardziej przypominał ojca. Krystyna nie widziała w nim siebie: uczył się niechętnie, od zajęć pozalekcyjnych stronił.
W siódmej klasie całkiem się rozpuścił.
— Pani Krystyno, proszę porozmawiać z synem. Na lekcjach się wymądrza, nie słucha, a o ocenach szkoda gadać… — takie uwagi słyszała regularnie od wychowawczyni.
Z każdego wywiadówki wracała do domu, gryząc się myślami, iż gdzieś zawaliła, iż coś przeoczyła.
Początkowo Jurek tłumaczył się i obiecywał poprawę. Ale były to puste słowa.
Skończył gimnazjum. O liceum nie było mowy. Trzeba było iść do zawodówki. Krystyna z przerażeniem zauważyła, iż syn krok w krok idzie śladami ojca. A Wojtek w tym czasie był już na dnie – kobieta regularnie wyciągała go z ciągów, znosiła awantury, a co gorsza – chodziła do fabryki, błagając, by męża nie wyrzucili z roboty.
W szkole zawodowej Jurek też się nie przykładał: wagarował, odpowiadał nauczycielom, kłócił się z kolegami. W domu mówił matce, iż nauka go nudzi.
— Mamo, może rzucić to i iść do ojca do fabryki? Od razu będę zarabiał. — pewnego dnia oznajmił.
— Synku, co ty mówisz? Jaka praca? Trzeba skończyć szkołę! Nie chcesz przecież żyć jak twój ojciec?
— A co w tym złego? Ojciec sobie żyje.
— No właśnie! A co, przyczepiłaś się do chłopaka? Niech idzie do roboty! Miejsce mamy. — wtrącił się Wojtek.
Krystyna zdołała jednak przekonać syna, by ukończył szkołę. Biegała do nauczycieli, prosiła, błagała, by dali mu szansę.
Jurek ledwo zdał i od razu zaczął mówić o pracy w fabryce. Krystyna odradzała, bo przeczuwała, jak to się skończy. Tym bardziej, iż chłopak był uderzająco podobny do ojca – zarówno z wyglądu, jak i charakteru. Kobieta z przerażeniem stwierdzała, iż nie ma w nim nic po niej. To był syn Wojtka.
Ale, jak każda matka, do końca wierzyła, iż syn się opamięta. ale los znów okazał się dla niej okrutny – Jurek dostał się na tę samą zmianę co ojciec i zaczęli pić razem.
Pewnego dnia Krystyna wróciła z pracy. Ledwo weszła do mieszkania, gdy potknęła się w przedpokoju i o mało nie upadła. Zapaliła światło…
Na podłodze leżał kompletnie nieprzytomny Jurek. Kobieta uklękła i zaczęła go budzić:
— Jurek, co z tobą? Synku, źle się czujesz? — zaniepokoiła się i sięgnęła po telefon.
— A, mamo… Zostaw mnie… Zostaw… — machnął ręką i zasnął.
Krystyna poczuła zapach alkoholu. Zrozumiała – syn był wstawiony tak, iż nie dał rady dojść do łóżka. Upadł w przedpokoju. Tak samo robił Wojtek, gdy był młodszy.
Przeszła dalej. W kuchni, przy stole, chrapał pijany mąż. Już chciała go obudzić i urządzić awanturę, ale w ostatniej chwili zrezygnowała.
Wzięła torbę i wyszła na ulicę. Szła powoli, nie wiedząc, dokąd iść. Bliskich przyjaciół, u których mogłaby się wyżalić, nie miała. Dotarła do pobliskiego skweru i usiadła na ławce. Jesień była ciepła, wokół spacerowali ludzie. Krystyna patrzyła na ich uśmiechnięte twarze i nie rozumiała, czym zasłużyła sobie na taki los.
Nagle z krzaków wybiegł pies, trzymając w pysku czerwoną piKrystyna poczuła, iż wreszcie może zacząć wszystko od nowa.