Halina Kowalska spędziła większość swojego życia, pracując na niebezpiecznym zakładzie produkcyjnym w Sandomierzu – jedynym miejscu, gdzie można było liczyć na przyzwoite wynagrodzenie. W małym miasteczku liczącym około dwudziestu tysięcy mieszkańców możliwości zmiany zawodu były ograniczone, a jej głównym celem było wychowanie ukochanego syna, dla którego nie chciała powielać własnych trudów.
Już na początku małżeństwa Halina uświadomiła sobie, iż to ona musi pełnić rolę głowy rodziny. Odpowiedzialność za utrzymanie domu, wychowanie dziecka i organizację codziennego życia spoczywała głównie na niej, podczas gdy mąż nie spełniał oczekiwań, choćby gdy pojawiały się myśli o rozwodzie. Uważała bowiem, iż lepiej mieć choćby symbolicznego ojca, niż pozostać bez niego.
Dzięki wynagrodzeniu sięgającemu o połowę więcej niż przeciętna w Sandomierzu, Halina mogła wysłać swojego syna, Dawida, na studia do dobrej uczelni we Wrocławiu, oddalonej o trzysta kilometrów od rodzinnego domu. Inteligentny i pracowity Dawid gwałtownie osiągnął sukcesy naukowe, co umożliwiło mu zdobycie dobrze płatnej pracy, a niedługo potem – zaproszenie do Warszawy jako cenionego specjalisty.
W stolicy młody mężczyzna ożenił się, ale nowa żona nie przypadła do gustu jego matce. Podczas wizyt Halina zauważała, iż młoda kobieta z pogardą komentowała prostotę życia w Sandomierzu, zachowując się, jakby należała do wyższych sfer, mimo iż sama pochodziła z niewielkiej wsi w okolicach Warszawy.
Gdy Halina skończyła sześćdziesiąt lat, jej zdrowie uległo pogorszeniu. Skutki długotrwałej pracy na szkodliwym zakładzie dały o sobie znać, co zmusiło ją do hospitalizacji. Po wypisaniu ze szpitala, z powodu problemów zdrowotnych, potrzebowała pomocy przy codziennych obowiązkach, a jej mąż już nie był obecny w jej życiu. Syn, przebywający wtedy na zagranicznej delegacji, nie mógł się od niej odsunąć.
W tej trudnej sytuacji Halina zwróciła się o pomoc do sąsiadki – młodej Katarzyny, która mimo początkowego zamiaru pobierania niewielkiej kwoty na zakup produktów, zaoferowała swoje wsparcie bez oczekiwania dodatkowej zapłaty. Jej bezinteresowność głęboko poruszyła staruszkę.
Pełna wdzięczności za otrzymaną pomoc, Halina postanowiła spisać testament, w którym przekazała swoje mieszkanie właśnie Katarzyny. Uważała bowiem, iż jej syn już dysponuje wszystkim, czego potrzebuje, a skromne mieszkanie w Sandomierzu nie będzie dla niego wartościowym dziedzictwem.
Pewnego dnia, gdy Katarzyna musiała wyjechać na dwa tygodnie, Halina zadzwoniła do Dawida z prośbą o pomoc przy domowych obowiązkach. W trakcie rozmowy wspomniała o swoim testamencie i o tym, iż mieszkanie pozostawia młodej sąsiadce. Na drugim końcu linii zapadła cisza, po czym słychać było głos synowej, która zdawała się podsłuchiwać rozmowę.
„Skoro wykreśliłaś mnie z testamentu, to niech sama o siebie dba!” – rzuciła, co wywołało gniewne westchnienie Dawida. Choć obiecał spróbować przyjechać, usprawiedliwiając się groźbą wezwania z urlopu przez pilne zamówienie w pracy, ostatecznie nigdy nie zjawił się u matki.
Opowieść Haliny ukazuje, jak ciężko można poświęcać się dla rodziny, choćby wbrew własnym potrzebom. Jej los, przepełniony wyrzeczeniami i niespełnionymi obietnicami, pozostaje przykładem trudnej walki o godność i wsparcie w obliczu rodzinnych konfliktów.