Skarb pod obcym dachem: opowieść o złocie, sprycie i… emocjach

polregion.pl 3 tygodni temu

**Skarb pod obcą strzechą: opowieść o złocie, sprycie i… uczuciach**

Przyjechałem do wsi do dziadka Tadeusza, żeby odetchnąć świeżym powietrzem i uciec od miejskiego zgiełku. Tym razem w walizce miałem jednak nie tylko ubrania, ale też prawdziwy wykrywacz metalu. Dziadek od progu obserwował, jak krzątałem się z tą dziwną maszynerią, aż w końcu nie wytrzymał:

— Cóż to ty tam rozkładasz, Wojtku? Na ryby się wybierasz?

— Dziadku, to nie wędka. To wykrywacz metalu, prawie profesjonalny. W internecie czytałem, iż podobno ukryto tu kiedyś złoto. Chcę spróbować je znaleźć.

Starzec uśmiechnął się, zamyślony, spojrzał w stronę pola za ogrodem i rzekł powoli:

— Tej bajki słuchałem jeszcze od mojego ojca… I wiesz, chyba choćby wiem, gdzie to złoto może być. Szkoda tylko, iż teraz stoi tam dom.

Podskoczyłem z niecierpliwości:

— I co, dasz radę przekonać, żeby mnie tam wpuścili?

Dziadek wzruszył ramionami i przymrużył oko:

— Dam. Tylko nie sądzę, żeby ci pozwolili kopać. choćby jeżeli coś znajdziesz — prawnie przypadnie im. Dom to ich. Ale jeżeli chcesz spróbować… można inaczej.

— Jak to „inaczej”? — zmarszczyłem brwi.

— Mieszka tam dziewczyna, córka gospodarzy. Niedawno przyjechała z miasta — Jadwiga. Mądra, dobra… i skromna, nie rozpuszczona. Oto twój prawdziwy skarb.

— Dziadek, znowu swoje! Nie przyjechałem tu za dziewczynami. Przyjechałem po złoto.

— A kto powiedział, iż nie po złoto? — roześmiał się. — Tylko skarb każdy ma inny. jeżeli się z nią zaprzyjaźnisz i opowiesz o swoim pomyśle, może namówi rodziców, żeby pozwolili ci poszukać. A znajdziesz — może cię do spółki wciągną.

Zawahałem się, ale iskra w oczach nie zgasła:

— A jesteś pewien, iż skarb tam jest?

— Pewien jak własnego imienia. Ojciec mi szeptał, iż sto lat temu, podczas rewolucji, jakiś urzędnik uciekał z transportem złota. Szukali go tak zawzięcie, iż pół wsi przewrócili, ale nic nie znaleziono. Potem dom postawili — i ślad zaginął.

— I całe życie wiedziałeś, a nie szukałeś?

— A jak? Łopatą całe pole przerzucić? choćby takiego sprzętu jak twój nie miałem. A teraz ty przyjechałeś…

— No dobrze. Ale jak mam zagadać do tej Jadwigi?

— To już nie do mnie pytanie, tylko do losu. Chodź, przejdziemy się „przypadkiem”. Ja zacznę rozmowę o mszycach — patrz, jak jabłonie objadły. Ty się przedstaw, zagadaj. No, bądź mężczyzną!

Trochę się jeszcze opierałem, ale w końcu się zgodziłem. Po dziesięciu minutach staliśmy przy furtce starego domu. Dziadek zagaił rozmowę z gospodarzem, a ja spotkałem wzrok dziewczyny, która wyszła na podwórze. Jadwiga. Ciemne włosy, piwne oczy i ciepły, szczery uśmiech. Zapomniałem, po co przyszedłem.

Rozmawialiśmy. Potem poszliśmy nad jezioro, a później poprosiła, żebym pomógł jej rozłożyć nową siatkę na winorośl. Wykrywacz metalu leżał w pudełku. Każdego wieczoru wracałem do dziadka tylko po to, żeby przespać noc. Nie mówiłem ani o złocie, ani o sprzęcie. Skarby przestały mnie obchodzić.

Po tygodniu szykowałem się do wyjazdu. Dziadek siedział na ławce, pykając fajkę, i uśmiechał się pod nosem:

— No i jak, znalazłeś swój skarb?

Spojrzałem w niebo, gdzie gęstniał zmierzch, i odpowiedziałem z uśmiechem:

— Znalazłem, dziadku. Tylko nie ten, którego szukałem.

— A nie mówiłem… Prawdziwe złoto nie leży w ziemi. Znajduje się je w ludziach.

Wykrywacz metalu został na wsi — w szopie, pod kocem. A Jadwiga — w moim sercu. **I pewnie zostanie tam na zawsze.**

Idź do oryginalnego materiału