SIRIUS - A quest for Life (2024)

powermetal-warrior.blogspot.com 1 miesiąc temu

Grecka scena nigdy nie śpi i zawsze stoi na straży klimatycznego i wartościowego heavy/power metal. Ta scena nie raz potrafiła mnie pozytywnie zaskoczyć i dostarczyć coś niezwykłego i świeżego. zwykle były to płyty nastawione na klimat, na rozmach, epickość. Tym razem za sprawą debiutującego Sirius natrafiłem na mieszankę heavy metalu, power metalu i choćby nutki thrash metalu. Początki grupy sięgają 2007r, a teraz po 17 latach przyszedł czas na debiutancki krążek zatytułowany "A quest for life". Płyta ukazała się 26 lipca nakładem wytwórni Wormholedeath.

Sirius to band, który może i gra klimatycznie, melodyjnie i z pomysłem, ale słychać iż kładą nacisk na mocny wydźwięk, na drapieżność i agresywniejszy wydźwięki. Taki troszkę może i bardziej amerykański. Słychać jakieś tam echa Iced Earth, KK priest, ale i też wiele innych tego typu kapel. Znajdzie się coś z Diviner, coś z Helstar czy też Pharaoh. To wszystko i tak nie ma znaczenia, bo band stara się kreować swój własny styl. Z jednej strony klasyczne patenty i spora dawka chwytliwych melodii i dobrze rozplanowanych partii gitarowych. To spora zasługa duetu Napos/Stathopoulos, którzy wiedzą jak grać atrakcyjnie, technicznie i z pomysłem. Nie trzymają się kurczowo jednego motywu i cały czas próbują nas czymś zaskoczyć. To się chwali! Bije z tego albumu świeżość, a zarazem drapieżność i pomysłowość. Dimitris Napas pełni również rolę wokalistę i jego wokal od razu ustawia nas po kątach i słychać, iż ma odpowiednie wyszkolenie i miłą dla ucha barwę. Wystarczy odpalić otwierający "Unbound The Scream" by się przekonać o czym piszę. Jest Tim Ripper Owens, są też echa KK Priest i ogólnie otwieracz to prawdziwa petarda. Dalej band rozpoczyna od klimatycznego wejścia w "Beyond the sands of Time", który nieco zwalnia tempo, ale stara się porwać klimatem i epickim rozmachem. Klasycznie brzmi "Desdichado" i znajdziemy tutaj sporo klasycznych patentów i ukłon w stronę klasyki power metalu. Czuć również też pewne echa Manowar czy true heavy metalu. Co za moc, co za pewność siebie. Nie brzmi to wcale jak debiut. Troszkę progresywności dostajemy w "Edge of The World". Troszkę urozmaicony utwór, ale również ma w sobie to coś. Naprawdę dobrze się tego słucha. Instrumentalny "Fragment" jakoś nie do końca mi tu pasuje. 7 minutowy "Lostlight' to rasowy killer i wystarczy wsłuchać się w tą prac gitar w pierwszych minutach. Cudo! Marszowy, mroczny "Land of Swords" też potrafi przeszyć słuchacza i porwać swoją pomysłowością. Solówki i przejścia są tutaj godne pochwały. Epickość i rozbudowana forma kompozycji wraca w "Among the Heavens" i tutaj też troszkę poczułem lekki spadek formy. Dobry i klimatyczny kawałek, ale czegoś mi tu zabrakło.

Grecka scena w ciąż rośnie w siłę i dostarcza znów nam kolejny wartościowy album. Sirius błyszczy i pokazuje swój potencjał na "A quest for life". Mocne brzmienie, miła dla oka okładka, która paletą kolorów na długo zapada w pamięci. Kiedy band tworzą utalentowani muzycy to wszystko może się zdarzyć i zawsze może powstać jakieś cudo. Kolejne uderzenie prosto z Grecji. Brać w ciemno!

Ocena: 9/10
Idź do oryginalnego materiału