In my restless dreams, I see that town. Silent Hill. Taką treścią rozpoczynamy zwariowaną i emocjonalną przygodę w Silent Hill 2. Po wielu latach oczekiwania Konami wreszcie wypuszcza na świat remake jednej z najwybitniejszych gier w historii. Jednak czy odpowiedzialny za tytuł Bloober Team dał radę sprostać oczekiwaniom fanom?
Gdy w 2019 roku Capcom zdecydował się dać serii Resident Evil drugie życie, prezentując remake drugiej części, każdy był zachwycony. Ale wtedy pojawiło się pytanie – skoro udało się zrobić wręcz perfekcyjny remake RE2, to może da się postąpić tak samo z Silent Hillem? I tak w 2022 ludzie dostali to, czego od bardzo dawna chcieli. Pierwsza zapowiedź Silent Hill 2 Remake zaskoczyła wszystkich – niektórych pozytywnie, ale duża część fanów niestety była z góry negatywnie nastawiona do tego tytułu. Wszystko za sprawą studia, które grę robi. Tak, społeczność graczy nie przepada za Bloober Team. Ja sam też nie jestem miłośnikiem ich portfolio, więc bałem się mocno o jakość tytułu. Na szczęście moje przewidywania były jednak w 100% błędne. Nowy Silent Hill 2 to fenomenalny remake i jeszcze lepszy powrót do tego szalonego miasteczka.
Jestem pewien, iż wiele osób kupujących remake Silent Hilla 2 będzie miała styczność z tym tytułem po raz pierwszy, dlatego będę unikał spoilerów, na ile się da. Historia skupia się wokół Jamesa Sunderlanda, który dostaje nieoczekiwany list od jego żony – Mary. Kobieta prosi go, by przyjechał do tytułowego miasteczka Silent Hill i spotkał się z nią w “ich specjalnym miejscu”. Jest tylko jeden haczyk – jego żona zmarła ponad 3 lata. Ku zaskoczeniu protagonisty, gdy dociera na miejscu, całe miasteczko jest opustoszałe, a ulice opanowały niepokojące istoty żądne jego śmierci. James, gotowy zrobić wszystko, by jeszcze raz zobaczyć swą ukochaną, podróżuje po przerażających lokacjach i próbuje dowiedzieć się, gdzie dokładnie jest Mary.
Choć na dzisiejszym rynku gier nie brakuje straszydeł wszelakiej maści, to takiej produkcji jak Silent Hill 2 po prostu trudno szukać. Rzadko widzi się teraz tak bardzo kreatywne horrory psychologiczne, które próbują zrobić coś więcej niż tylko przerazić grającego. Najtrudniejszym zadaniem dla Jamesa nie będzie bowiem walka z potworami, a właśnie zmierzenie się z własną przeszłością i grzechami. Podczas rozgrywki gracz trafi też na parę postaci, które pojawiły się w miasteczku nie bez powodu. Angela, Laura, Eddie – każde z nich, choć nie posiada jakiejś wielkiej ilości czasu ekranowego, jest niezbędne do zrozumienia w pełni persony Jamesa, zaś ich historie są świetnie napisane.
Ogółem muszę na chwilę się zatrzymać i pochwalić Bloober Team, iż próbowali usprawnić niektóre kwestie fabularne oryginału. Chodzi mi głównie o postać Angeli, która dostała o wiele więcej uwagi niż w wersji z 2001 roku. Jak wiedzą wszyscy fani Silent Hilla 2, dziewczyna cierpi na straszliwą traumę związaną z przemocą domową w dzieciństwie. Moim zdaniem w remake’u jej zachowanie i sposób mówienia zostały wykonane o wiele lepiej, przez co m.in. TA słynna scena ze schodami wbija jeszcze mocniej w fotel.
Postać Angeli nie jest jedyną zmianą. Mamy tu również o wiele więcej dialogów i scen, które jeszcze bardziej potęgują emocje grającego. Choć mam takie małe spostrzeżenie – Polacy w remake’u potwierdzają niektóre teorie graczy. Niby nic złego, ale taki zabieg zmniejsza pole do własnej interpretacji historii czy niektórych postaci. Jednakże w dalszym ciągu jest to fenomenalne przeniesienie fabuły. Silent Hill od Bloober Team przypomniał mi, dlaczego tak bardzo kocham historię drugiej części tej serii. Powrót do niej po paru latach był niebywałym doświadczeniem. I oczywiście kolejny raz płakałem jak dziecko na finałowej sekwencji…
W pewnym momencie gry James napotyka na jeszcze jedną personę. Jest nią Maria – kobieta, która głosem i twarzą bardzo przypomina jego żonę. Mężczyzna, początkowo negatywnie nastawiony wobec niej, ostatecznie postanawia przeszukiwać miasteczko wraz z nią. I gdy w oryginale jej obecność nieraz mnie irytowała (bardzo głupie AI), to tutaj wspólna eksploracja była czystą przyjemnością. Maria w remake’u nie przeszkadza graczowi i nieraz skomentuje nasze działania, co jest miłym dodatkiem. Dodatkowo jeżeli będziemy lizać każdą ścianę, trafimy na wiele ciekawostek na jej temat oraz easter eggów nawiązujących do oryginału.
Co mnie bardzo zachwyca, to to, jak Bloober Team dał radę okiełznać atmosferę miasteczka Silent Hill w remake’u. Gdy pierwszy raz tam trafiamy, czujemy duże zaniepokojenie i zakłopotanie. Duża w tym zasługa ikonicznej mgły, która została naprawdę dobrze zrealizowana i dzięki której gracz bardzo łatwo się gubi. Do tego fenomenalnie zaprojektowana architektura jeszcze bardziej potęguje uczucie strachu. Cała ta samotność, brud i szarość prezentuje się niezwykle, a każdą lokację wykonano z dbałością o choćby najmniejsze detale. Oryginał zbyt mocno mnie nie straszył, ale pierwsze godziny w remake’u były bardzo przerażającym doświadczeniem.
Sama eksploracja jest nieziemsko przyjemna. Jak pisałem wcześniej, łatwo się w miasteczku zgubić i mówię to zupełnie na serio. Bardzo szanuję, iż tak samo jak w oryginale Blooberzy wystawiają moją orientację w terenie na próbę, co finalnie kończyło się przeglądaniem mapy miasta co parę sekund. Po napisach końcowych wyświetlane są wszelkie statystki i okazało się, iż zaglądałem do mapy…. ponad 1500 razy. Nie ma co się jednak dziwić, gdyż mapa nie tylko pozwala nam poznać schematy budynków, ale również raz na jakiś czas James zapisuje tam lokacje warte odwiedzenia, położenie zagadek i ich rozwiązania bądź główne cele naszej podróży.
Prócz tego gracz posiada także malutkie radio, które uruchamia się w pobliżu niebezpiecznych punktów. Niestety moim zdaniem działa to lepiej w oryginale, gdyż przez inne położenie kamery w remake’u,radio staje się o wiele mniej przydatnym elementem. Ale dalej miałem je włączone, bo dziwaczne dźwięki wychodzące z tego urządzenia są mocno niepokojące.