SIGN OF THE WOLF - Sign of the wolf (2025)

powermetal-warrior.blogspot.com 1 tydzień temu

Za nazwą zespołu Sign of The wolf kryją się wielkie nazwiska. Muzycy, których znamy z Rainbow, Dio, Last in Line, czy Black Sabbath. ffBrakuje takiego rasowego hard'n heavy w dzisiejszych czasach, który przeniesie nas do lat 80, gdzie swój złoty okres przeżywały wcześniej wspomniane formacje. Sing of the wolf stara się wypełnić lukę i tworzy muzykę w takich klimatach. Jest pazur, dynamika i przebojowość. Debiut zatytułowany"Sing of the wolf" to płyta, która nie tylko zachwyca wielkimi nazwiskami, ale przede wszystkim muzyką, stylistyką i jakością. To prawdziwe wehikuł czasu do lat 80.

W składzie Sign of the Wolf jest klawiszowiec Tony Carey, którego dobrze znamy z Rainbow. Mamy też perkusistę Vinnie Appice z Black Sabbath, basista Chuck Wright z Quiet Riot czy gitarzysta Doug Aldrich z Dio. Za wokal odpowiada Andrew Freeman z Last in line, który idealnie pasuje do takiej stylistyki. Fredrik Folkare z Nordic Union stoi za aspektem kompozytorskim utworów. Mocne nazwiska, które działają jak magnes i działają na wyobraźnię. Band zadbał o każdy aspekt, by od każdej strony owe wydawnictwo było z górnej półki. Klimatyczna okładka, mocne i zadziorne brzmienie na pewno są miłym dodatkiem. Sam materiał zróżnicowany i dojrzały. Każdy znajdzie coś dla siebie.

Na pierwszy ogień idzie rozbudowany "The last unicorn" i od razu czuć potencjał, moc i dojrzałość muzyków. Słychać klimat lat 80 i stylistykę z pogranicza heavy metalu i hard rocka. Wszystko rozegrane z pomysłem i dobrze się tego słucha. Jest tutaj coś z Dio, Rainbow czy Black sabbath z czasów "heaven and Hell". Jest killer w klimatach "Holy Diver" czyli energiczny "Arbeit macht frei". Utwór kipi energią i oddaje ducha starych płyt Dio, a do tego głos Andrew idealnie do tego pasuje. Nieco bardziej stonowany i hard rockowy jest "Still Me". To kompozycja na pewno mniej przebojowa i taka nieco spokojniejsza. Dobry utwór, ale brakuje tutaj elementu zaskoczenia. Ciarki na pewno pojawiają się przy okazji mroczniejszego stonowanego "sillent Killer' i tutaj mamy ukłon w stronę Dio czy Black Sabbath. Ten riff, ta sekcja rytmiczna, ten klimat i sama aranżacja, sprawiają iż to prawdziwa perełka na płycie. "Rainbows End" to w rzeczy samej ukłon trochę w stronę twórczości Rainbow. Zagrywki gitarowe i partie klawiszowe przywołują na myśl właśnie albumy tej formacji. Kocham takie dźwięki i tutaj Sign of the wolf błyszczy. Pamiętacie piękne klawiszowe otwarcie w "Tarot Woman" w Rainbow "Rising", które wykonał Tony Carey? Cóż mamy tutaj "Rock Of angels", który w podobnym stylu rozpoczyna się. Klimatycznie i wciągające popisy Tony'ego robią mega wrażenie. Przypomina się klasyczny album Rainbow. Dla takich chwil warto żyć. Coś z Deep Purple i hard rocka lat 70 można wyłapać w przebojowym "murder at midnight" czy stonowanym "Bouncing Betty". Finał to tytułowy "Sing of the Wolf" to przepiękna, rozbudowana kompozycja, która przesiąknięta jest twórczość Black Sabbath z czasów Tony Martina. Mocna rzecz, w której dzieje się dużo dobrego.

Brakuje takiego grania, takiej mieszanki heavy metalu i hard rocka, gdzie będzie nam towarzyszyć stara szkoła takiego grania, które było popularne w latach 80. Kto wychował się na płytach Dio, Rainbow czy Black Sabbath ten poczuje się jakby ktoś nas przeniósł w czasie. Nostalgiczna podróż, która jest niezwykłym doznaniem i na długo zostaje w pamięci. Mam nadzieję, iż Sign of the Wolf to nie jednorazowy wybryk tych znanych muzyków. Ja chcę więcej !

Ocena: 9/10

Idź do oryginalnego materiału