Sezony – recenzja filmu. Sztuka rozstawania

popkulturowcy.pl 3 miesięcy temu

Relacje międzyludzkie nie są proste. Twórcy biorą na warsztat różne ich etapy, chociaż przede wszystkim główną rolę gra etap poznania i zakochania. Mało kto jednak patrzy na to, co dzieje się po „żyli długo i szczęśliwie”. Temu aspektowi postanowił przyjrzeć się Michał Grzybowski w swojej najnowszej komedii Sezony.

Sezony to film opowiadający o aktorskim małżeństwie, które przechodzi kryzys. Poznajemy Marcina i Olę, którzy grają w tym samym teatrze i w tych samych sztukach. Ich historię obserwujemy podczas 3 sztuk: Piotrusia Pana, Domu lalki oraz Snu nocy letniej, w których scenariusz i ich prywatne życie mieszają się ze sobą.

Wymienione sztuki pojawiły się tam nieprzypadkowo. Piotruś Pan opowiada o ciężarze dorastania i chęci pozostania dzieckiem, życia bez odpowiedzialności. Dom lalki to z kolei opowieść o kobiecie od zawsze infantylizowanej, która w pewnym momencie ma tego po prostu dość. Wątek Snu nocy letniej przedstawiony w filmie to ten o królu Oberonie i królowej Tytanii, który de facto jest o wybaczeniu. Wszystkie te 3 obrazy znajdują swoje odzwierciedlenie w życiu Marcina i Oli.

Źródło: kadr z filmu

Parę poznajemy w burzliwym momencie ich życia. Od dłuższego czasu im się nie układa, a emocje przenoszą z domu na deski teatru. Informacje, które docierają do Marcina, sprawiają, iż mężczyzna przeżywa załamanie nerwowe przed publicznością złożoną z małych dzieci.

Zarówno Ola, jak i Marcin nie do końca budzą sympatię – trudno jest zrozumieć zachowania bohaterów, szczególnie na początku. Mężczyzna wydaje się niesamowicie egocentryczny, niecierpliwy, egoistyczny. Musi mieć wszystko tu i teraz. Ola z kolei wydaje się zamknięta i uparta, momentami wręcz okrutna. Z czasem jednak coraz lepiej ich poznajemy i zaczynamy rozumieć, iż takie, a nie inne zachowania to wypadkowa ich przeżyć.

Ważną rolę odgrywa też ojciec Marcina, Tadeusz. Jak gwałtownie się dowiadujemy, chce on zrezygnować z aktorstwa, jednak przychodzi mu to z trudem. Jest to postać, wydawałoby się, komiczna, jednak pod koniec dowiadujemy się o nim i jego motywacjach więcej, przez co nabiera on głębi.

Sezony zostały opisane jako komedia. Przyznam, iż nie do końca zgadzam się z tą kategorią, chyba iż mówimy o komedii w rozumieniu antycznych Greków. Owszem, są tam zabawne momenty, a film jest dobrą rozrywką, ale to, co w nim zobaczyłam to przeżywanie osobistego dramatu i brak możliwości ucieczki – para nie miała możliwości odetchnąć od napięcia, ponieważ widywali się zarówno w domu, jak i w pracy. Jest to też świetny przykład tego, co wiele osób mogło usłyszeć w kontekście romansu w pracy czy w klasie: nie warto.

Aktorzy naprawdę dali z siebie wszystko. Łukasz Simlat grający główną rolę był naprawdę fenomenalny. Trudno było patrzeć na zżerające go od środka emocje, które próbuje ukryć, aby zachować resztki profesjonalizmu (szczególnie w części Dom lalki). Aktor sprawił, iż mimo wielu irracjonalnych dla postronnego obserwatora zachowań czuję się do jego postaci sympatię.

Trochę mniej czułam to w przypadku Agnieszki Dulęby-Kaszy, czyli filmowej Oli. Miałam wrażenie, iż ona przeżywa rozpad związku jedynie poprzez irytację partnerem i nie chce z nim choćby o tym porozmawiać. Jednak scena z Domu lalki, gdy bohaterowie sztuki prowadzą rozmowę o rozstaniu i nagle staje się ona chyba pierwszą tak dojrzałą dyskusją aktorskiego małżeństwa – emocje Dulęby-Kaszy rozsadzają ekran. Dla mnie to był jej najlepszy moment w Sezonach. Pokazała, iż też podchodzi do sprawy emocjonalnie i nie jest to dla niej łatwe, co nie było wcześniej tak oczywiste.

Źródło: kadr z filmu

To, co mocno zwróciło moją uwagę, to dźwięk. W filmie w tle tak naprawdę panuje cisza. Przypomina to różne intymne filmy offowe, a nie typową polską komedię. Widz ma przez to poczucie, iż nie jest na seansie w kinie, a naprawdę obserwuje sceny z życia bohaterów. Zabieg ten nadał produkcji charakteru wręcz dokumentalnego.

Jeśli ktoś szuka lekkiej komedii romantycznej lub typowo odmóżdżającego filmu – odradzam seans Sezonów. Ten film skłania do myślenia i pod płaszczykiem żartu obnaża przykrą prawdę o niektórych aspektach relacji międzyludzkich. Zupełnie nie tego się spodziewałam, ale wyszłam pozytywnie zaskoczona i musiałam rzeczywiście przetrawić tę produkcję. Zdecydowanie polecam każdemu, kto szuka czegoś innego, ale jednocześnie nieprzytłaczającego.


Źródło obrazka wyróżniającego: kadr z filmu
Idź do oryginalnego materiału