„Tropiciel” to serial, który wziął mnie z zaskoczenia. Nigdy o nim nie słyszałem, sprawdziłem i… zostałem w tym świecie na dłużej.
Są takie seriale, na które trafiamy zupełnie przypadkiem i… z ciekawości sprawdzamy co w trawie piszczy. „Tropiciel” to właśnie jedna z takich pozycji, którą podrzucił mi system rekomendacji Disney+. Sprawdziłem jako coś „do kotleta” i zostałem na dłużej. Czy to serial idealny? Nie. Czy bawię się przy nim świetnie? Tak. Czy polecam? Jak najbardziej — bo czego tu nie lubić. Twórcy zaserwowali nam zręczne połączenie elementów thrillera, dramatu oraz akcji, a wszystko to okrasili paletą barwnych postaci. Tym samym zaoferowali intrygującą mieszankę, która z pewnością przypadnie do gustu miłośnikom seriali. Seriali, które określiłbym mianem opowieści w „starym stylu”.
Na tropie zaginionych. Colter Shaw żadnej sprawy się nie boi
Serial koncentruje się na postaci Coltera Shawa (w tej roli Justin Hartley). Samotnego wilka, którego sposobem na życie jest uganianie się za nagrodami za zaginionych. Sam określa siebie mianem „nagrodnika” (ang. rewardist), bo jego sposobem na życie jest podróżowanie po kraju i próba zgarnięcia każdej nagrody pieniężnej, która pojawi się na horyzoncie. I choć jest on człowiekiem wielu talentów, to w pracy regularnie pomaga mu wierna ekipa zaangażowanych przyjaciół: niezrównane w szeroko pojętym researchu Teddi i Velma, haker, któremu poddają się wszelkie systemy Bobby oraz wybitna prawniczka Reenie.
Każdy odcinek to nowa sprawa. I to osadzona w zupełnie nowej scenerii, jako iż Colter regularnie podróżuje po kraju uganiając się za nagrodami. Daje to twórcom spore pole do popisu w wielu aspektach. Sprawy mogą różnić się nie tylko tematyką (porwania, zaginięcia, bardziej skomplikowane spiski), ale także całą oprawą. Od wielkomiejskiej dżungli po tajemnice lokalnych społeczności. Dodając do tego charyzmatycznych bohaterów otrzymujemy mieszankę, którą ogląda się z nieskrywaną przyjemnością.
Poza „potworami tygodnia” – jak zwykło określać się tego typu produkcje – w tle jest też większa historia i tajemnica, którą jako widzowie odkrywamy z Colterem krok po kroku. Chodzi o historię jego rodziny i tajemniczą śmierć ojca. O ile na starcie wszystko wydaje się być już jasne, o tyle nowe fakty, które stopniowo poznajemy, odkrywają przed nami tajemnice których nikt się nie spodziewał.
Na raz i na dłużej. To serial, który po prostu da się lubić
„Tropiciel” to jeden z tych seriali na które trafiłem całkowicie przypadkiem i… zostałem na dłużej. To nie jest żadna wybitna produkcja o której będzie mówiło się latami — o ile miałbym go do czegoś porównać, to prawdopodobnie byłaby to „Tożsamość szpiega” (ang. Burn Notice). Podobna konstrukcja, podobnie efektywne zagrania, a także równie urocza paleta głównych bohaterów, której najzwyczajniej w świecie nie da się nie lubić. Konstrukcja serialu sprawia, iż idealnie sprawdzi się on w formie pojedynczego odcinka przed snem, jak i dłuższej sesji na całe zimowe popołudnie.
Na tę chwilę „Tropiciel” ma już jeden pełny sezon (13 odcinków) — drugi zaś właśnie jest w trakcie emisji. Będzie on dłuższy (stacja CBS zamówiła aż 20 odcinków) — i najnowsze odcinki co tydzień znajdziemy w katalogu Disney+. Polecam – i sam wypatruję już kolejnych odcinków!