Serce rodzica. Opowiadanie Dziękuję za wsparcie, za lajki, życzliwość i komentarze pod opowiadaniami, za subskrypcję i OGROMNE podziękowania za wszelkie wpłaty ode mnie i mojej piątki kotów. Udostępniajcie proszę opowiadania, które Wam się spodobały, w mediach społecznościowych — to zawsze cieszy autora!

newskey24.com 6 godzin temu

Rodzicielskie serce. Opowiadanie

Dziękuję serdecznie za wszystkie gesty wsparcia, lajki, komentarze i subskrypcje. Ogromne podziękowania również za wszelkie wpłaty od Was dla mnie i mojej piątki kotów. jeżeli spodobało Ci się jakieś opowiadanie, udostępnij je proszę w mediach społecznościowych autorowi to też sprawia radość!

Czemu jesteś taka ponura od rana? choćby się nie uśmiechasz. No, chodźmy jeść śniadanie.

Mąż wszedł do kuchni, ziewając i przeciągając się. W końcu wolna sobota.

Na kuchence skwierczała jajecznica z boczkiem, a żona wlewała herbatę do kubków. Nałożyła mu na talerz większą część jajecznicy, dołożyła pajdę chleba. Jedz, no bierz się za jedzenie!

Nie rozumiem, Justyna, czy ja coś nie tak zrobiłem? zapytał łagodnie Marek.

Zrobiliśmy. To my razem, źle wychowaliśmy dzieci odpowiedziała Justyna Chmielewska, siadając obok i jedząc bez większego apetytu.

Córka i syn już dorośli. Ile razyśmy sobie odmawiali różnych rzeczy, gdy ich wychowywaliśmy to były ciężkie czasy. Wspieraliśmy ich zawsze, a kto wspiera nas, chociażby dobrym słowem? Oni wiecznie mają problemy: raz narzekają, iż nudno im w życiu, raz iż pieniędzy im brak. I Ania, i Bartek tylko słyszę narzekania.

Skąd taki wniosek?

Marek już zjadł jajecznicę, z zadowoleniem smarował masłem świeżą kromkę chleba i nakładał na to domowe powidła.

Bo oni wszystko mi wypisują, jako matce. Wczoraj Bartek chciał iść z rodziną na kręgle i poprosił o pożyczkę do wypłaty. Zdenerwowałam się i nie dałam, to się obraził. Chwilę wcześniej Ania dzwoniła kariera wokalna jej się nie układa i jest przez to strasznie rozbita. Ale bez przesady lubi śpiewać, to niech śpiewa dla własnej przyjemności, ale trzeba też pracować! Ona by chciała utrzymywać się tylko z występów, a tak nie każdemu się udaje, dawno już powinna to pojąć i pójść do normalnej pracy! A w dzieciństwie tak się z Bartkiem dogadywali, a teraz prawie w ogóle się nie widują!

Justyna odsunęła od siebie zimną jajecznicę i zaczęła pić herbatę.

Nie martw się tyle, wszystko się ułoży. Przypomnij sobie, jacy my byliśmy młodzi próbował ją uspokoić Marek, ale to tylko ją rozdrażniło.

Co ty mówisz, Marek, to ty sobie przypomnij! Żyliśmy na tyle, ile mogliśmy sobie pozwolić, wszystko cieszyło. Gdy Bartek się urodził euforia ogromna. Wózek i łóżeczko pożyczyła mi koleżanka, od siostry miałam ubranka po jej synu. Używane, ale jak nowe, bo dzieci gwałtownie wyrastają. Byliśmy szczęśliwi. I kiedy kupiliśmy malucha, dumni byliśmy jak pawie! Zrobiliśmy sobie blaszak pod blokiem i czuliśmy się jak bogacze. A dla naszych dzieci, jak nie byli za granicą, to życie się nie liczy. Ale przecież to nie od nas się tego nauczyli!

Czasy się zmieniły, Justyna, pokus jest więcej, oni młodzi, zobaczysz jeszcze zrozumieją.

Oby nie za późno, zgubią wszystko w pogoni za luksusem, a życie mija tak szybko, Marek! Gdy patrzę w lustro, to aż nie wierzę, babcią już jestem. A ty dziadkiem…

Rozmowę przerwał dźwięk telefonu dzwonił Bartek.

No widzisz, znowu coś się dzieje powiedziała Justyna, sięgnęła po telefon i z każdym słowem jej twarz stawała się bledsza. Zerwała się nagle na nogi.

Marek, ubieraj się szybko, Bartek trafił do szpitala, zadzwonił sąsiad z sali!

Co się stało? Marek również zerwał się i zaczął się w pośpiechu ubierać.

Do końca nie dosłyszałam, ale podobno szlifierką sobie rękę rozciął… Tarcza pękła i przecięła go. Lekarze próbują uratować dłoń, byle tylko się udało! Żeby mu przyszyli, bo jak on sobie poradzi bez niej? Chodź szybko!

Oboje ubrali się w pośpiechu już nie tacy młodzi, ale jeszcze nie starzy rodzice, zmartwieni.

Ruszyli biegiem, zapominając o wszystkim, prosto do szpitala do syna…

W drodze zadzwoniła Ania. Mamo, wpadnę do was na obiad, dobrze?

Przyjdź, córciu, może już będziemy z powrotem wychrypiała Justyna w biegu, nie czekając na odpowiedź pognała za Markiem na przystanek autobusowy…

W szpitalu zaraz ich uspokoili: dłoń udało się uratować, ale do syna na razie nie wpuszczają.

Jak mnie nie wpuścicie, to nie wyjdę, będę czekać powiedziała uparcie Justyna i usiadła w holu, Marek przysiadł obok.

Nagle do szpitala wbiegła Ania i rzuciła się do nich.

Mamo, no co wy tacy zmartwieni? Wszystko dobrze się skończyło! Bartek miał wczoraj fuchę, naprawiał komuś auto. Coś się nie dawało odkręcić, to przecinał śruby, no i się przeciął. Już jest po wszystkim, zszyli, palcami rusza, mamo nie róbcie takiej miny. Wszystko OK!

Skąd wiesz? wykrztusiła Justyna.

Zawsze mam kontakt z Bartkiem, no i z jego żoną, Olą. Pomagamy sobie, a co?

Myśleliśmy, iż adekwatnie wcale się nie kontaktujecie, czemu nam nie mówiliście? odezwał się Marek Chmielewski.

Tato, wy jesteście tacy mocni i potraficie wszystko, nie chcemy was niepotrzebnie martwić uśmiechnęła się Ania. A wyglądacie młodo, dajcie sobie trochę luzu, żebyście mogli w końcu żyć dla siebie.

Oj, wy to sobie wymyślacie. Już myślałam, iż się całkiem od nas odwróciliście uśmiechnęła się też Justyna.

Skąd! Mamo, po prostu wy, wasze pokolenie, to tacy nie do zdarcia! Staramy się być choć trochę jak wy, choć nie zawsze wychodzi przyznała Ania.

Rodzice odetchnęli, w ich oczach było już mniej niepokoju.

Mamo, tato, chciałam wam powiedzieć dostałam pracę. A na różne imprezy zapraszają mnie, żebym śpiewała. Wczoraj na przykład w przedszkolu, dziś w domu opieki, choćby pani Maria się popłakała, bo jej córka jest znaną piosenkarką, ale tylko jeździ po świecie i oddała mamę do opieki. Strasznie to smutne…

Ania nagle objęła swoich rodziców I bardzo Was kochamy, z Bartkiem, nie myślcie inaczej…

W tym momencie pielęgniarka pozwoliła im na chwilę wejść do syna. Justyna ledwie się nie rozpłakała, ale Bartek spokojnie powiedział:

Mamo, opanuj się, już po wszystkim, nie martwcie się. Tato, przecież sam opowiadałeś, jak kiedyś w tym waszym garażu, gdzie stało auto, osy zbudowały gniazdo. Tak cię pogryzły, iż prawie umarłeś, a jednak wszystko się ułożyło. Wyjdę ze szpitala, to wpadajcie do nas na Sylwestra, bo jakoś się nie widujemy ostatnio. Ania chyba chce przedstawić wam swojego chłopaka, jeszcze nie zdążyła powiedzieć…

Do domu Justyna i Marek szli już spokojnie piechotą, chcąc jeszcze się przejść.

Nie młodzi, ale i nie starzy rodzice.

Ach, to serce rodzica zawsze ciągle drży o dzieci. Ciągle się wydaje, iż u innych dzieci są spokojniejsze, lepiej wychowane, a własnym chciałoby się dać wszystko, by byli szczęśliwsi, posłuszniejsi, lepsi.

A oni idą własną drogą, jakąkolwiek by ona była… Ale to są nasze dzieci, przecież są najlepsze…

Idź do oryginalnego materiału