Schulzowskie erotyzmy. "Żelazny kapitał ducha" w Muzeum Literatury

anywhere.pl 1 rok temu

Późną niedawną porą zjawił się tłumnie lud Warszawy w Muzeum Literatury, by pośród godzin późnowieczornych i muzealnych półmroków przechadzać się między gęstwiną ludzką i gęstwą uwodzicielskiej zmysłowości prac Brunona Schulza. Bo to inauguracja jego wystawy („Żelazny kapitał ducha”) stanowiła tej nocy pokusę nie do odparcia.

I tak przechadzaliśmy się, zerkając to na siebie, to na te Schulzowskie erotyzmy nieposkromione, stopy obcałowywane, ciała smagane. Rysunki małe, za szkłem, by przyjrzeć się im należycie zbliżyć się do nich trzeba było, wejść z nimi należało w relację intymną, tak jak intymność, nierzadko drapieżna, stanowi ich treść. I tak jak w zażyłą relację wchodzą z nimi prace artystów i artystek współczesnych: Zuzanny Bartoszek, Katarzyny Kozyry, Tomasza Kręcickiego, Jana Możdżyńskiego, Cyryla Polaczka, Aleksandry Waliszewskiej.

I ja w bliską interakcję zamierzam wejść z zebranymi tu pracami Bruna jeszcze nie raz. Jest ich tu ponad sto, a w swej kolekcji Muzeum Literatury posiada ponad 250 – to największy Schulzowski zasób muzealny. Obok rysunków i grafik: jedyny ocalały obraz olejny oraz młodzieńczy szkicownik. W ostatnim czasie widziałam się z Brunonem w Bytomiu, przyglądałam mu w Krakowie, ale wystawa warszawska swym subtelnym ogromem dostarcza doznań najintensywniejszych.

Dla porządku dodajmy, za opisem wystawy: tytułowy „żelazny kapitał ducha” to określenie zaczerpnięte z listownego wywiadu, którego udzielił Schulz Witkacemu, opisujące „zbiór fundamentalnych wrażeń, obrazów i motywów, które spinają i definiują sztukę każdego twórcy” (zaznaczmy, iż na Witkacym twórczość Schulza robiła wrażenie „wprost piorunujące”). „To treści, do których dochodzi się na wczesnym etapie rozwoju duchowego, a cała dalsza twórczość polega już tylko na nieustannym powrocie do tych samych, kształtujących tożsamość, motywów.”

Do 23 kwietnia 2023.

Idź do oryginalnego materiału