Po ostatnich krążkach, jak "Runostany" i "*jestem marta", spodziewałem się, iż Sarsa zadomowi się na dobre w polskiej alternatywie. Dość sprawnie balansowała pomiędzy rockiem, elektroniką, a momentami choćby post-punkiem (jak "balet" ze Zdechłym Osą), co wychodziło jej całkiem dobrze - czuć było, iż ta muzyka rezonuje z nią samą. Znowu jednak dostaliśmy dziwną woltę w stronę radiowego popu, która brzmi po prostu sztucznie. A miało być jak w filmie…