**Samotność w małżeństwie. Mąż odszedł do innej. Opowieść**
Z Krzysztofem przeżyliśmy razem 20 lat. Bywało różnie – i dobrze, i źle. Ale ani razu nie żałowałam ani jednego dnia spędzonego u jego boku.
Zawsze starałam się być dobrą żoną, we wszystkim mu dogadzać i nie sprzeciwiać. A jak inaczej? Kobieta musi być mądra. Bo inaczej łatwo zostawić ją samą, a przecież tyle rozwódek kręci się wokół. Kilka razy wybaczyłam mu zdrady. Raz choćby Krzysiek chciał odejść. Powiedziałam wtedy, iż bez niego nie przeżyję. Przestraszył się, został.
Pił – ale kto nie pije? Za to pracował i choć trochę, ale pieniądze do domu przynosił. Wystarczało. I sama też harowałam na dwóch etatach. Tak żyliśmy.
Gdy urodziła się córeczka, a ja byłam na macierzyńskim i nie mogłam pracować, Krzysiek stał się coraz gorszy. Wyrzucał mi każdy kęs, kazał oszczędzać. Na szczęście wróciłam później do pracy i sama kupowałam wszystko – sobie i dziewczynce.
Pewnego razu wrócił nad ranem, nie do końca trzeźwy. Gdy zapytałam, gdzie był, wpadł w furię i zamierzył się na mnie. Milczałam – żona musi rozumieć, iż mężczyzna czasem potrzebuje odetchnąć od rodziny.
Potem nie tylko się zamierzał. Chodziłam w ciemnych okularach, ukrywając siniaki, ale wszystkim mówiłam, iż uderzyłam się w szafę.
Aż w końcu zaczęło się to dziać coraz częściej. Lekarze, którzy nastawiali mi złamany nos i żebra, radzili zgłosić to na policję. Nie mogłam. Przecież Krzysiek to mój ukochany.
A gdybym to zrobiła, pewnie by się obraził i odszedł. A miałyśmy z córeczką tylko jego – choć rzadko się nią interesował. Marzył o synu, ale drugie dziecko jakoś nie wychodziło, mimo iż bardzo chciałam.
Gdy Marysia podrosła, sama prosiła o rozwód. Tak, wiem – rzadkość. Dzieci zwykle kochają rodziców, bez względu na wszystko. Ale ona bała się ojca, bo i jej czasem dostało się po głowie. Krzysiek był w domu niepodważalnym autorytetem – słuchałyśmy go, często w strachu.
Minęły lata. Przekroczyłam czterdziestkę. Marysia wyprowadziła się do swojego chłopaka. Krzysiek też się wyciszył – prawie ze mną nie rozmawiał, ignorował mnie. Przyzwyczaiłam się, kochając go w milczeniu. Starałam się, by był zadowolony.
Aż pewnego dnia wrócił z pracy wcześniej, jakiś nieswój. Chodził po mieszkaniu, jakby chciał coś powiedzieć, ale nie mógł się przemóc.
— Krzyś, co się stało? — pierwsza się odezwałam.
Zawahał się.
— Mam dość. Odchodzę.
Ziemia zawirowała mi pod nogami. Złapałam się za krzesło.
— Jak to? Gdzie? A ja? A nasza rodzina?
— Jaka rodzina? — wrzasnął. — Popatrz na siebie! Całe życie się męczyłem. Teraz wreszcie będę żył dla siebie, z kobietą, która mnie docenia!
— Masz kogoś? — łzy spływały mi po twarzy.
— A ty myślałaś, iż nie? Na ciebie bez płaczu nie spojrzę, wyglądasz jak starucha. A ja przecież nie jestem brzydki. Każda by mnie chciała. A ty mnie udusiłaś swoją miłością.
W jednej chwili wstał, wrzucał na siebie kurtkę i chwycił torbę.
— Rzeczy jutro zabiorę! — rzucił już z progu.
Tak skończyło się nasze 20-letnie małżeństwo.
Później dowiedziałam się, iż od trzech lat miał kochankę. I właśnie do niej odszedł.
Dziś skończyłam 45 lat. Od rozwodu minęło pięć, ale wciąż nie doszłam do siebie.
Były mąż w trakcie podziału dobytku liczył choćby łyżki. Zabrał wszystko, co się dało – tylko mieszkanie zostało, bo dostałam je po mamie. Tamten czas to jak sen, w który nie mogłam uwierzyć.
Jak to możliwe? Przecież wszystko dla niego robiłam!
Dziś już wiem. Nie można żyć życiem drugiego człowieka. Nie wolno wybaczać krzywd, jeżeli druga strona nie żałuje. Nie wolno się umniejszać i ciągle schlebiać. Nie wolno znosić upokorzeń i przemocy. A ja jeszcze córkę stawiałam na drugim miejscu! Teraz prawie ze mną nie rozmawia, ma żal o zmarnowane dzieciństwo.
Szkoda, iż zrozumiałam to tak późno! Ile sił i życia zmarnowanych…
Zegar w pokoju głośno tykał. Te urodziny też spędziłam sama. Ale wiem już jedno – chcę żyć dla siebie, w spokoju i radości. Bez oglądania się na czyjeś humory.
Nagle zadzwonił dzwonek. Otworzyłam – na progu stał Krzysiek.
— Cześć, wróciłem na zawsze. Zrozumiałem, iż byłaś najlepsza. Wpuścisz mnie? — uśmiechał się, jakby nic się nie stało, trzymając w ręku skromny bukiet stokrotek.
— Nie. Idź sobie i nie wracaj.
Zamknęłam drzwi i po raz pierwszy poczułam, iż jestem gotowa rozstać się z samotnością. Że to dopiero początek nowego życia.
**Uwaga:** Ta historia jest prawdziwa – usłyszałam ją od przyjaciółki.
Co myślicie? Czy żona postępowała dobrze? Jak powinna zachowywać się kobieta w rodzinie?