Zdjęcie: Sameer Al-Doumy / AFP / East News
Ubiegłoroczna selekcja festiwalu w Cannes udowodniła, iż kino artystyczne nie tylko wraca do łask, ale też bez problemu pokonuje oscarowych konkurentów, a przy okazji coś ważnego przekazuje widzom. Rozpoczynająca się wieczorem 78. edycja imprezy ma być jeszcze wspanialsza.
Początkowy akord zaplanowany został zaskakująco skromnie. Galę otwarcia po raz pierwszy w historii Cannes uświetni pozakonkursowa projekcja fabularnego debiutu. Nieznana szerzej francuska artystka wizualna, scenarzystka i reżyserka Amelie Bonnin zaprezentuje
„Partir un jour” – melancholijny musical w stylu Jacques’a Demy’ego, adaptację jej uhonorowanej Cezarem dwa lata temu fabularnej krótkometrażówki o tym samym tytule. To słodko-gorzka, poetycka historia powrotu młodej dziewczyny z Paryża na prowincję do rodzinnego domu, aby pomóc ojcu, który doznał zawału serca. Pokoleniowy manifest bez gwiazd, za to, jak pisze francuska prasa, poruszający komediodramat o skomplikowanych życiowych wyborach i poszukiwaniu samego siebie.
Czytaj też: Po projekcji tego filmu zwykle zapada cisza. A potem mówi się o śmierci
Na przekór Trumpowi
Po ubiegłorocznym zwycięstwie „Anory” Seana Bakera oczy uczestników festiwalu będą zwrócone na Amerykanów. Ci mają w programie znów sporo ciekawych tytułów, w większości zrealizowanych poza Ameryką, co może zdenerwować Donalda Trumpa, który niedawno ogłosił chęć nałożenia ceł na wszystkie produkcje pochodzące spoza jego ojczyzny w celu ratowania upadającego, jego zdaniem, hollywoodzkiego przemysłu filmowego.