– Kasia, oszalałaś! – wrzeszczała w słuchawkę Agata. – Jak to niby rozwiodłaś się po cichu? Dlaczego mi nic nie powiedziałaś?
– Cicho bądź – Katarzyna odsunęła telefon od ucha i spojrzała w stronę kuchennych drzwi. – Dzieci są w domu.
– Jakie dzieci? Przecież mają już po trzydziestce! Kasiu, zdajesz sobie sprawę, co robisz? Dwadzieścia osiem lat małżeństwa i nagle – rozwód!
– Agata, nie krzycz, proszę. I tak jest mi ciężko.
– A dlaczego milczałaś? Przyjaciółki jesteśmy od liceum! Mogłam ci pomóc, wesprzeć…
Kasia przycisnęła słuchawkę do piersi i zamknęła oczy. Boże, jak bardzo zmęczyły ją te rozmowy. Najpierw dzwoniła Magdalena z pracy, potem ciotka Grażyna, teraz Agata. Jakby wszyscy tylko czekali, by mieć nowy temat do plotek.
– Kasia, jesteś tam? – dobiegło z telefonu.
– Jestem – przyłożyła go z powrotem do ucha. – Po prostu nie chcę o tym rozmawiać.
– Jak to nie chcesz? To przecież wydarzenie! Jesteś pierwszą w naszym gronie, która się rozwiódł. Powiedz chociaż coś. Zdradzał cię?
– Nie, nie zdradzał.
– Pił?
– Też nie.
– To co? Kasiu, mów wreszcie!
Katarzyna ciężko westchnęła. Jak wytłumaczyć Agacie, iż po prostu jest zmęczona? Zmęczona szarą codziennością, tymi samymi rozmowami, uczuciem, iż żyje nie swoim życiem?
– Jestem zmęczona, Ago. Rozumiesz?
– Czym? Wojtek przecież dobry facet, nie pije, nie bije, zarabia przyzwoicie.
– Właśnie. Dobry facet. Tylko nie mój.
– Co ty wygadujesz? Jak to nie twój? Przecież żyliście razem dwadzieścia osiem lat!
W przedpokoju rozległ się szelest. Kasia gwałtownie pożegnała się z przyjaciółką i odłożyła słuchawkę. Do kuchni weszła córka, Zosia, z torbą zakupów.
– Mamo, cześć – postawiła torbę na stole i przyjrzała się matce uważnie. – Dlaczego jesteś taka blada?
– Nic takiego, boli mnie głowa.
– Znowu Agata dzwoniła? Słyszałam, jak się tłumaczyłaś.
Katarzyna skinęła głową. Zosia wysypała zakupy i zaczęła je układać.
– Mamo, a nie żałujesz? – spytała córka, nie odwracając się.
– Czego?
– No iż się rozwiodłaś z tatą.
Kasia spojrzała na córkę. Zosia była bardzo do niej podobna – te same ciemne włosy, te same szare oczy. Tylko iż w oczach Zosi była determinacja, której Katarzynie brakowało przez całe życie.
– Nie wiem, Zosiu. Jeszcze nie wiem.
– A tata żałuje?
– Nie rozmawialiśmy o tym.
Zosia odwróciła się do matki.
– Mamo, mogę cię o coś zapytać?
– Jasne.
– Naprawdę nigdy nie kochałaś taty?
Katarzyna zastygła z kubkiem w dłoni. Skąd córka to wyciągnęła?
– Dlaczego tak myślisz?
– Przecież was obserwowałam całe życie. Nigdy się nie przytulaliście, nie całowaliście. choćby za ręce nie trzymaliście. Jak sąsiedzi z bloku.
– Zosiu, nie mów tak. Tata to dobry człowiek.
– Dobry, zgoda. Ale ty go nie kochałaś. On ciebie też, jak sądzę.
Kasia postawiła kubek na stole. Córka miała rację. Nigdy nie kochała Wojtka. Wyszła za niego, bo wypadało, bo wszystkie koleżanki już były zamężne, bo rodzice nalegali.
– Mamo, a kogo kochałaś? – cicho spytała Zosia.
– Po co ci to wiedzieć?
– Tak z ciekawości. Każdy powinien mieć w życiu miłość.
Kasia odwróciła się do okna. Oczywiście, iż była miłość. Jakżeby inaczej. Tomek z klatki obok, student medycyny. Przystojny, mądry, marzyciel. Spotykali się potajemnie, bo rodzice Katarzyny uważali go za niewłaściwą partię.
– Lekarz to nie zawód, tylko powołanie – mawiał Tomek. – Będę ratować ludzi.
– A ja będę ci pomagać – odpowiadała Kasia.
Ale rodzice wymusili małżeństwo z Wojtkiem. Stabilność, mieszkanie, dobra rodzina. A Tomek wyjechał na rezydenturę do małego miasteczka na północy. Pisał listy, dzwonił, choćby przyjechał kilka razy. Ale Kasia już była mężatką, już spodziewała się pierwszego dziecka.
– Mamo, płaczesz? – przestraszyła się Zosia.
– Nie, co ty. Po prostu oczy mnie bolą.
Córka objęła matkę.
– Wiesz, mamo, rozumiem cię. Lepiej być samotną niż nieszczęśliwą w związku.
– Tak myślisz?
– No jasne. Spójrz, jaka się stałaś po rozwodzie. Schudłaś, ostrzygłaś się, kupiłaś nowe ciuchy. Jakbyś ożyła.
Katarzyna spojrzała na swoje odbicie w szybie. Rzeczywiście, zmieniła się. Wcześniej chodziła w szarych swetrach, włosy zbierała w koczek. Teraz pozwoliła sobie na kolory, zrobiła modną fryzurę.
– A Krzysiek jako to przyjął? – spytała Zosia.
– Nie najlepiej. Powiedział, iż jestem egoistką, iż zniszczyłam rodzinę.
– No co ty. Krzysio zawsze był bardziej tatowym synem. Ale z czasem zrozumie.
Kasia skinęła głową. Syn rzeczywiście był bliżej ojca. Łowili razem ryby, naprawiali samochód, oglądali mecze. Córka zaś zawsze trzymała się matki.
– Mamo, a myślałaś, żeby znowu wyjść za mąż? – zapytała Zosia, stawiając czajnik.
– Zosiu, mam pięćdziesiąt trzy lata. Jakie małżeństwo?
– No i co? Ciocia Ania wyszła za mąż w pięćdziesiąt sześć. I dobrze jej.
– Ciocia Ania to wyjątek.
– Dlaczego wyjątek? Mamo, jesteś piękną kobietą. I wolną.
Wolna. Słowo, którego Katarzyna bała się wypowiedzieć. Wolna od śniadań dla Wojtka o siódmej rano. Wolna od jego rozrzuconych skarpet. Wolna od rozmów o pracy, piłce i nowym aucie sąsiadów.
Ale z wolnością przyszła samotność. Wieczorami siedziała sama przed telewizorem, nie miała komu powiedzieć, iż jest zmęczona, nie miała się z kim dzielić radością.
– Zosiu, nie sądzisz, iż postąpiłam źle?
– Nie, mamo. Postąpiłaś właśnie tak, jak powinnaś.Teraz, patrząc w noc za oknem, Kasia uśmiechnęła się do siebie – pierwszy raz od dawna czuła, iż należy tylko do siebie, a to była najważniejsza lekcja, jaką mogła podarować nie tylko sobie, ale i swoim dzieciom.