Rozstałam się z moim mężem, teraz jest naprawdę szczęśliwy. Pokazuje, iż to ja go krępowałam i nie pozwalałam mu prowadzić normalnego życia.
Nikt nie zranił mnie tak, jak mój były mąż.
Od trzech miesięcy nie mieliśmy ze sobą kontaktu. Ostatni raz go zobaczyłam, kiedy przywiozłam naszą córkę Jagodę na weekend do niego. To dopiero dwanaście tygodni temu, a od tego czasu zmienił się jak nocą.
Przez lata nalegałam, żeby schudł, ale on nie chciał słuchać, pożerał fast foody i słodzone napoje, tylko przybierał na wadze, leżał w wolnym czasie i nie dało się go wyciągnąć na dwór, nie mówiąc już o siłowni. A teraz? Ma matę do ćwiczeń przy ścianie w małym mieszkaniu w Warszawie. Odciął włosy, ubiera się schludnie, chociaż nie miał nikogo, kto by się nim opiekował. Kiedyś nie potrafił choćby załadować pralki, a nagle sam wszystko ogarnia.
Rozmawialiśmy
Miałam już dość słuchania. On twierdził, iż przez lata poniżał go w małżeństwie, iż był idiotą, ale teraz już nie jest, a ja i dziecko nie wchodzimy już w jego plany. Znalazł nową dziewczynę, jest z nią bardzo szczęśliwy i dba o ciało, charakter i zarobki. To mnie najbardziej potrąciło. Nic nie zrobił ani dla mnie, ani dla naszej córki, a zmienił się tak dla tej kobiety.
Mówi się, iż trzeba dawać tyle, ile chce się dostać, ale mój mąż nie potrafił odwdzięczyć się tym samym. Kochałam go, szanowałam, czasem tylko coś skomentowałam, bo nie uważał, iż coś trzeba zmienić. A ja nic od niego nie dostałam
Po rozstaniu wciąż myślał przede wszystkim o sobie, nie o córce, którą nie widział od lat. Chciałabym, żeby choć na chwilę postawił się w moich butach, włożył trochę wysiłku i dostał to, co ja ciągle od niego oczekiwałam. Ale cóż, nie wiadomo











