Dzisiaj znowu obudziłam się z tym dziwnym niepokojem w sercu. Spojrzałam na telefon – dopiero siódma rano, sobota.
„Po co ja tak wcześnie wstałam? Przecież bagaż dla Wojtka spakowałam wczoraj…” – pomyślałam i już chciałam zawinąć się z powrotem w kołdrę, gdy nagle – znów to uczucie. To dziwne, drążące wrażenie, iż coś ważnego wymyka mi się z rąk.
Wokół wszystko idealne – mieszkanie w centrum Warszawy, nowoczesny remont, markowe meble, dwa samochody przed blokiem. Niedawno kupiliśmy domek letniskowy pod Zakopanem. Wiele osób marzyłoby o takim życiu. A ja… czuję tylko pustkę.
Wojtek wyjeżdża dziś w kolejną służbową podróż. Nowy szef półtora roku temu podniósł mu pensję – teraz zarabia 15 tysięcy złotych. Firma prestiżowa, on – szef działu. Tylko iż te wyjazdy… Właśnie w weekendy.
– Wojtek, wstawaj już! Spóźnisz się na pociąg! – potrząsnęłam mężem.
– Mhm… Po południu jedziemy… – wydukał półprzytomny.
Przy śniadaniu wpatrywał się w telefon. Ostatnio w ogóle ze sobą nie rozmawiamy. Nie kłócimy się, ale to już nie to samo. Czasem przynosi kwiaty, czasem zgadza się iść do restauracji… Ale gdzieś zniknęła ta bliskość.
– Weź mnie ze sobą w tę podróż – rzuciłam nagle.
– Mhm… – bąknął, nie odrywając wzroku od ekranu.
– No serio! Co w tym złego? Będziesz w pracy w dzień, wieczorem razem. Będę zwiedzać, może jakieś muzea…
– O co ci chodzi, Agata? To nudna dziura! Zabijesz się tam z nudów!
– Wojtek, nudzę się tu samo… – jęknęłam.
– To kup sobie wycieczkę! – warknął zirytowany.
– Samotnie? Jesteśmy przecież małżeństwem, pamiętasz?
– Znowu zaczynasz? Nie wiesz, iż mam teraz koszmar w pracy? – wściekł się, wychodząc.
Gdy wyjechał, próbowałam zadzwonić do przyjaciółek. Ewka z dwójką dzieci – nie przyjdzie. Małgosia na działce pod Otwockiem. Kasia wyjechała do Londynu. Każda ma swoje sprawy.
Mam 38 lat i nie mam dzieci. Winna ta głupia decyzja sprzed lat… Byliśmy młodzi, ledwo wiązaliśmy koniec z końcem w wynajętej kawalerce. Gdy zaszłam w ciążę, Wojtek namówił mnie na aborcję. Teraz miałoby już 14 lat…
– Jakby wyglądało nasze dziecko? – zapytałam głośno pustego mieszkania i rozpłakałam się.
W łazience spojrzałam w lustro na swoją zapłakaną twarz.
– Dość tego! – powiedziałam do odbicia. – Zadzwonię do Anki!
Ale Anka odebrała dziwnym głosem:
– Aga… nie mogę, choruję…
Poszłam sama na zakupy. Wtedy wpadłam na pomysł – odwiedzę chorą przyjaciółkę! Kupiłam w aptece leki, w cukierni ciastka. W taksówce myślałam: „Jak się ucieszy! Może choćby zostanę na noc…”
Gdy drzwi otworzył… Wojtek. Zamarliśmy.
– Wojtek, co ty tu robisz? – wydusiłam.
Za jego plecami pojawiła się Anka. Cisza.
– To… dostawa. Wracaj do zdrowia – podałam torby i wyszłam.
Czekając na taksówkę, poczułam, jak Wojtek staje obok.
– Jedźmy do domu, musimy porozmawiać.
– Po co? Wracaj do niej. Słuchaj, jak długo już masz te „służbowe wyjazdy”? – spytałam, ocierając łzę.
Gdy taksówka podjechała, dodałam:
– W naszym mieszkaniu nie chcę cię więcej widzieć.
Kazałam zatrzymać się nad Wisłą. Szłam bulwarem, gdy ktoś potrącił mnie w ramię.
– Przepraszam! – usłyszałam. – Łukasz?! – zdziwiłam się.
– Aga?! Nie wierzę!
Przede mną stał mój przyjaciel z dzieciństwa. W tle dziewczynka.
– To moja córka, Kasia – przedstawił.
W kawiarni opowiedział, iż owdowiał i wrócił do Warszawy. Ja przyznałam, iż się rozwodzę.
– No tak… Nie zeszliśmy się charakterami – powiedziałam, nie chcąc wdawać się w szczegóły.
Pół roku później Łukasz poprosił, bym odebrała Kasię ze szkoły. Zabrałam ją do siebie. Gdy odrabiałyśmy lekcje, zadzwonił dzwonek. W progu stał… Wojtek.
– Aga, bez ciebie nie mogę… Rozwiodłem się z Anką. Zacznijmy od nowa.
– Nie, Wojtek. To się nie uda.
– A to kto? – spytał, widząc Kasię.
W drzwiach pojawił się Łukasz z kwiatami.
– Tato! – krzyknęła dziewczynka.
Wojtek zrozumiał wszystko. Wyszedł, przeklinając.
Rok później wzięłam ślub z Łukaszem. Kasia zaczęła nazywać mnie mamą. Wojtek został na swojej działce pod Zakopanem. Sam. Choć nie do końca – ma w końcu pracę. A wyjazdy służbowe bywają różne…