PIOTR SZWED: – Jestem zwolennikiem sięgania do dawnych utworów. To świetna okazja, żeby zagłębić się w historię i zobaczyć, iż my wszyscy – i nasze problemy – się stamtąd wywodzimy, z Biblii, mitologii, oświecenia. Niektórzy, słysząc hasło „Hip-hopowy kurs literatury”, spodziewają się, iż moje lekcje to dwie godziny zajęć o Bogu według Paktofoniki, potem analiza obrazu Łodzi w wersach OSTR-a, a na deser egzamin z problemów młodych Polaków na podstawie płyt Taco Hemingwaya. Tymczasem ten hip-hop to u mnie jedynie element lekcji, który pozwala pokazać, iż choćby w klasycznych tekstach, choćby w „Lalce”, znajdujemy idee, które przez cały czas kształtują świat.
Możemy pofantazjować, o czym rapowałby Wokulski?
Może o byciu self-made manem. To wątek najważniejszy dla pozytywizmu, ale też dla współczesnych raperów, którzy chętnie opowiadają, iż wszystko zawdzięczają jedynie ciężkiej pracy i nieustępliwości. To idea, która nie powstała dzisiaj, a wciąż kształtuje podejście do świata młodych ludzi. Widzę czasem, jakie zaskoczenie wśród uczniów budzi fakt, iż dzielą swoje problemy z bohaterami sprzed wieków.
Parafrazujesz w książce zdanie literaturoznawcy Ryszarda Koziołka o tym, iż dobrze myśli się literaturą. W twojej wizji dobrze się myśli literaturą o rapie, ale też rapem o literaturze.