Żyjemy w erze spin-offów, sequeli i rebootów – kultowe marki są wyciskane jak cytryna, więc trudno się dziwić, iż ten los spotkał także „Ricka i Morty’ego”. Czy ich szalone przygody w wersji anime są warte uwagi?
„Rick i Morty” na przestrzeni lat zyskali status produkcji wręcz kultowej, która choćby w swoich słabszych momentach może liczyć na zaufanie i miłość od fanów. Szalony dziadek naukowiec i jego wnuk weszli do kanonu popkultury XXI wieku – a iż ta uwielbia eksploatować popularne marki do maksimum, można było dziwić się, iż do tej pory nie dostaliśmy żadnego pełnoprawnego spin-offu czy prequela, które rozbudowałyby uniwersum i przy okazji oczywiście pozwoliły zarobić trochę więcej na marce. Po siedmiu sezonach oryginalnej serii „Rick i Morty: Anime” jest dopiero pierwszą poważną próbą stworzenia spin-offu.
Rick i Morty: Anime – jakie zmiany względem oryginału?
Co prawda widziałem tylko dwa z planowanych dziesięciu odcinków – taką liczbę udostępniono wszystkim dziennikarzom – ale pewne wnioski można już wyciągnąć. I nie są to wnioski szczególnie budujące – serial stacji Adult Swim, który w Polsce można oglądać na platformie Max, zdaje się być produkcją zupełnie niepotrzebną. To kolejne podejście tego serialu, po serii pięciu shortsów emitowanych w latach 2020-2021, do anime. Na czele produkcji stanął Takashi Sano, który wyreżyserował dwa z nich, w tym cieszące się dużą popularnością wśród fanów „Summer Meets God (Rick Meets Evil)”.
Tych nie zaskoczy tutaj absolutnie nic, oczywiście poza inną kreską i dubbingiem. Serial widziałem w wersji japońskiej i tu nie mam żadnych zarzutów, bo i cóż mógłbym powiedzieć? Skoro mamy do czynienia z anime, warto docenić ten ukłon w stronę fanów gatunku. Problemem jest za to wersja anglojęzyczna, która brzmi… dziwnie? Nikt z członków obsady oryginalnego serialu nie powtarza swojej roli w „Ricku i Mortym: Anime”, co może powodować u widzów pewną konfuzję. Do nowych głosów bohaterów (Joe Daniels występuje jako Rick, a Gabriel Regojo jako Morty) trudno się przyzwyczaić, a tym samym je polubić, bo choćby jeżeli nie są z zupełnie innej bajki, sprawiają wrażenie nieudolnego naśladownictwa.
Nie wiem, skąd taki ruch ze strony twórców, bo choćby tak radykalna zmiana, plus jeszcze kilka mniejszych, nie przekonają nas, iż mamy do czynienia z zupełnie innym serialem. To wciąż Rick i Morty, którzy może i wyglądają trochę inaczej, ale w gruncie rzeczy nie zmienili się ani trochę i wciąż przeżywają kosmiczne przygody, na ktore reagujemy z coraz większą obojętnością. Serialowi brakuje tej świeżości, którą zachwycaliśmy się kilka sezonów temu. W teorii jest to produkcja, którą można oglądać bez znajomości oryginału, ale trudno mi wyobrazić sobie, by „Rick i Morty: Anime” było w stanie przyciągnąć widzów spoza fandomu.
Rick i Morty: Anime – opinia o serialu dostępnym na Max
Jak wspomniałem, przedpremierowo mogłem zobaczyć jedynie dwa odcinki, tym samym moje wnioski mogą być przedwczesne, ale wygląda na to, iż wersja anime od oryginalnego „Ricka i Morty’ego” będzie różniła się przede wszystkim ciągłością fabuły. Jasne, oryginał ma wątki, które ciągną się czasem przez kilka sezonów, ale po drodze zawsze zaliczaliśmy sporo szalonych pobocznych przygód. Tu wygląda na to, iż twórcy skupią się na jednej historii, nie będzie żadnego zamieniania się w ogórki, jeżeli nie będzie to miało w wpływu na adekwatną historię.
Czy jednak takie podejście się sprawdza? Odpowiedź na to pytanie nie jest taka oczywista, bo z jednej strony mamy do czynienia z serialem, który w scenariuszu próbuje odnaleźć swój własny głos, ale z drugiej twórcy podejmują decyzje, które nie zawsze się bronią. Najważniejszą na ten moment zdaje się być odseparowanie Ricka i Morty’ego. Każdy z nich dostaje tutaj własny wątek – Rick podróżuje w czasie, by ukryć pewną niebezpieczną broń, a Morty znajduje miłość w wirtualnym świecie. Być może to tylko chwilowe, oby, ale rozdzielenie tytułowych bohaterów nie wpływa najlepiej na serial, w końcu interakcje między nimi były najmocniejszą stroną „Ricka i Morty’ego”.
Sama akcja jest bardzo dynamiczna i w ciągu tych dwóch odcinków dzieje się naprawdę sporo, ale jednocześnie czuć, iż „Rick i Morty: Anime” zatraciło w tym wszystkim swoją największą siłę – absurdalne i często ostre jak brzytwa poczucie humoru. Oczywiście nie liczyłem stężenia żartów na minutę, ale pierwsze wrażenie jest takie, jakby było ich zdecydowanie mniej w porównaniu do oryginalnej serii. Być może twórcy sami chcieli bardziej skupić się na historii niż na rzucaniu meta dowcipami na prawo i lewo. „Rick i Morty” w bardziej dojrzałej wersji? Nie miałbym nic przeciwko, ale póki co mam wrażenie, iż to po prostu wersja mniej zabawna.
Rick i Morty: Anime – czy warto oglądać serial?
Warto przy tym zaznaczyć, iż „Rick i Morty: Anime” jest serialem zupełnie odrębnym od oryginału, bez fabularnego związku z nim, co może wydawać się dość absurdalnym ruchem, skoro w jego centrum postawiono dokładnie tych samych bohaterów. jeżeli chciano robić spin-off, może warto było postawić na innych – w końcu świat, który stworzyli Justin Roiland i Dan Harmon, obfituje w niezwykłe postaci, których historie mają potencjał na rozwinięcie. Inna kreska i głosy plus bardziej jednolita fabuła to wciąż za mało, by uzasadnić taki ruch. Liczę się jednak z tym, iż za kilka tygodni mogę stwierdzić, iż tkwiłem w dużym błędzie.
Bo, być może podkopię w ten sposób własną pracę, ale nie do końca mam wrażenie, by moja recenzja „Ricka i Morty’ego: Anime” była w pełni uczciwa. W końcu oceniam tylko drobny wycinek całego sezonu, a w przypadku takiego serialu nie jest wcale wykluczone, iż w kolejnych tygodniach czeka nas jeszcze sporo niespodzianek. Ale skoro ktoś stwierdził, iż recenzenci nie powinni wiedzieć przed premierą więcej, pozostaje mi ocenić to, co pozwolono mi zobaczyć.
A zobaczyłem serial z potencjałem, który jednak nie zostaje w pełni wykorzystany. Serial, który dla świata Ricka i Morty’ego nie jest żadną rewolucją, co najwyżej ewolucją, i to na dodatek taką, która wcale nie była potrzebna. Czuję się jednak w obowiązku, by dać temu serialowi kredyt zaufania chociaż na kilka tygodni – wciąż jest szansa, iż wyjdzie z tego coś naprawdę dobrego.