Reżyser o tym, jak się w Polsce kręci horrory | Pora horroru

polityka.pl 2 godzin temu
Zdjęcie: Leszek Zych / Polityka


Chciałbym powiedzieć, iż drzwi do kina gatunkowego są już w Polsce szeroko otwarte, ale to nieprawda – mówi Bartosz M. Kowalski, którego nowy film „13 dni do wakacji” wchodzi na ekrany kin. JAKUB DEMIAŃCZUK: – Bohaterowie „13 dni do wakacji” to wchodzący w dorosłość nastolatkowie. I choć ten nowy film to inna konwencja i inne realia niż pański debiut, myślał pan o nich jak o dzieciakach z „Placu zabaw”, które dojrzały?
BARTOSZ M. KOWALSKI: – Od premiery „Placu zabaw” minęło już dziewięć lat, więc wiekowo wszystko się mniej więcej zgadza. Ale coś w tym jest – rzeczywiście wracam do korzeni, podejmując znów temat psychopatologii młodych ludzi. Zbrodnia, która zainspirowała „Plac zabaw”, była bardzo głośna, ale podczas przygotowań do filmu rozmawiałem z biegłą sądową, która uświadomiła mi, iż równie tragiczne sprawy zdarzają się niemal codziennie. Po prostu nie o wszystkich się mówi.

W „Placu zabaw” chodziło o brutalną zbrodnię popełnioną przez dwóch 10-latków, a inspiracją dla scenariusza było morderstwo w Wielkiej Brytanii w latach 90.
Scenariusz „13 dni do wakacji” również inspirowany jest prawdziwymi wydarzeniami – nie jednym, ale kilkoma. Z tym iż w tym przypadku wszystko zostało mocno przefiltrowane przez reguły gatunku. „Plac zabaw” był dramatem społecznym, kinem festiwalowym. Tym razem jesteśmy zanurzeni w bardzo klasycznej konwencji thrillera home invasion. Starałem się, by film był spójny gatunkowo, bez elementów parodii, jakie pojawiły się w produkcji „W lesie dziś nie zaśnie nikt”, i bez łączenia grozy z obyczajem, jak w „Ciszy nocnej”. To młodzieżowy horror w duchu klasycznego amerykańskiego kina. A jednocześnie – na ile to możliwe w ramach tej konwencji – chciałem zachować powagę tematu i przemycić społeczny komentarz. Od początku taki był cel: stworzyć rozrywkę, która stopniowo skręca w dużo mroczniejsze rejony.

Idź do oryginalnego materiału