RECENZJA: "Transformers: Początek". Nowe otwarcie, udany początek?

filmweb.pl 2 tygodni temu
Zdjęcie: plakat


W kinach zadebiutowała dziś nowa odsłona cyklu "Transformers" pod wszystko mówiącym tytułem "Transformers: Początek". My już animację Josha Cooleya widzieliśmy i dzielimy się wrażeniami. Poniżej publikujemy fragment recenzji autorstwa Macieja Satory. Całą znajdziecie już na karcie filmu POD LINKIEM TUTAJ.

***


recenzja filmu "Transformers: Początek"


Sól Ziemi Primiej
autor: Maciej Satora

Wyobrażam sobie, iż wielu widzów oglądających zwiastuny "Transformers: Początku" może z auto(boto)matu przecierać oczy ze zdumienia. Przekrwione zmęczeniem kolejnymi częściami serii Michaela Baya spojówki widziały przecież w ostatnich latach aż dwie próby restartu franczyzy: najpierw spin-offowego "Bumblebee", następnie niedawne "Przebudzenie bestii". Ten drugi obiecywał choćby wprowadzenie do uniwersum mięśniaków z G.I. Joe – "po co?" wiadomo było od samego początku, ale odpowiedzi na pytanie "jak?" na razie się raczej nie doczekamy. W Hasbro ktoś musiał bowiem zatrudnić całkiem niezłego analityka; takiego, któremu udało się przewertować sprawozdania finansowe i pogrzebać w strategiach marketingowych firmy. Wniosek numer jeden: ogromne, wysokobudżetowe produkcje aktorskie to reklama produktów z niewielką stopą zwrotu. Wniosek numer dwa: trudno budzić zainteresowanie zabawkami dla dzieci przy użyciu filmów skierowanych do nastoletnich edgelordów.


Dwa proste wnioski przyniosły radykalne rozwiązania. Metaliczny naturalizm ustąpił miejsca animowanej kresce, patetyczną podniosłość wyparła bajkowa przystępność, a akolici Michaela Baya musieli oddać kamerę reżyserowi "Toy Story 4", Joshowi Cooleyowi – kto w końcu lepiej nakręci film o gadających zabawkach? Wymowny okazuje się już sam amerykański tytuł – "Transformers One", "jeden", przed którym nie było nic. Niezły jest też polski "Początek", bo nie da się jaśniej wyrazić nadciągającego fabularnego restartu. Film Cooleya w tym sensie ma szansę okazać się jakąś przestrzenią mediacji: dla nowych widzów to gładkie wejście w rzeczywistość mechanicznych gigantów, dla ostatnich fanów serii – angażujący prequel do ukochanych filmów z odświeżoną estetyką. Punktem odniesienia zdawał się tu być "Zmutowany chaos", który po latach wielkiej smuty (aż trudno w to uwierzyć, iż również konstruowanej przez Baya) odczarował "Wojownicze Żółwie Ninja", na nowo wypełniając nowojorskie kanały dowcipem, luzem i bezpretensjonalną komiksową radochą. "Transformers" przypomina je najbardziej w ekscytującym, odświeżonym punkcie wyjściowym. W miarę upływu czasu okazuje się jednak, iż spełnienie postawionego celu ogranicza rzecz najbardziej przyziemna z możliwych – biologia. Żółwie mają serca i małe zmartwienia. Roboty mają śrubki i wielkie idee.

Pierwsza od 1986 roku pełnometrażowa kinowa animacja z franczyzy w punkcie wyjścia może przyprawić transformersowych laików o ból głowy. No bo jak to – ten niebiesko-czerwony to nie Optimus Prime, ale Orion Pax? Ten szary zły robot nie nazywa się Megatron, tylko D-16? W dodatku – są najlepszymi przyjaciółmi? I nie potrafią zmieniać się w środki transportu? Film Josha Cooleya takich przesunięć dostarcza od groma, kłaniając się encyklopedystom serii z gracją nie królika wielkanocnego, ale raczej największych fanowskich serwisantów. Miejscem akcji jest tu nareszcie Cybertron, a adekwatnie futurystyczne miasto Iacon schowane pod jego śmiercionośną powierzchnią. Od kilkudziesięciu cykli (whatever) władane jest poczciwą ręką Sentinela Prime'a – miłosiernego dyktatora, porywającego tłumy swoją charyzmą i deklarowanym dążeniem do społecznego dobrobytu. Główni aktorzy Bayowych filmów, Jeszcze-Nie-Optiums i Jeszcze-Nie-Megatron, jak większość mieszkańców planety, należą do jego entuzjastycznego fanklubu. W przerwach od kibicowania przywódcy w próbach odnalezienia zaginionej Matrycy Przywództwa, magicznego artefaktu o cudotwórczych adekwatnościach, tłuką kilofem w kamień na niskich kondygnacjach wertykalnego miasta. Sól Ziemi Prime'iej, grupa marnie opłacana, a jednocześnie kluczowa dla społecznego funkcjonowania; mecha-chłopaki i mecha-dziewczyny wydobywają tutaj energon – życiodajne paliwo o zmiennym stanie skupienia. I będą to robić tak długo, jak długo będą wierzyć w iluzję, iż ich świat jest czymś innym niż sypiącą się w posadach dystopią.

Całą recenzję filmu "Transformers: Początek" można przeczytać TUTAJ.

fabuła filmu "Transformers: Początek"



Film animowany "Transformers: Początek" jest inny niż poprzednie filmy akcji. Powraca do początków serii. Wraca do miejsca, w którym wszystko się zaczęło - na Cybertronie, planecie, z której pochodzą Transformery. Historia jest wierna początkom poprzednich komiksów i seriali telewizyjnych. Głównymi bohaterami są Optimus Prime i Megatron, którzy zaczynali jako przyjaciele. Widzowie zobaczą, co stało się z tymi postaciami i jak stali się wrogami. Wyjaśnia również, w jaki sposób rozpoczęła się wojna między Autobotami i Deceptikonami.

zwiastun filmu "Transformers: Początek"





Idź do oryginalnego materiału