Recenzja: The Invincible [PS5]

konsolowe.info 10 miesięcy temu
Zdjęcie: Recenzja: The Invincible [PS5]


Science Fiction to nie tylko lasery, miasta przyszłości i wartka akcja, ale także warstwa naukowa, czyli tzw. 'Hard SF’. Czy można przekuć to w interesującą grę?

Wydaje się to zupełnie normalne, iż gry muszą teraz pompować w nas pełno wrażeń, żeby zatrzymać na dłużej przed ekranem. Szczególnie dzisiaj, kiedy konkurencja jest bardzo duża, a znudzenie graczy może oznaczać, iż do danego tytułu już nigdy nie wrócą. Zdaje się to zresztą dotyczyć nie tylko samego rynku gier. Bezpieczne formuły z „akcyjniaków” skutkują wieloma podobnymi, mało różniącymi się od siebie filmami czy serialami. Powstają klony sprawdzonych receptur, a ogólny przekaz wydaje się być zdominowany przez właśnie takie produkcje. Czy aby zaistnieć na rynku, trzeba wpasować się w ten trend i wyładować swój produkt szybką, przystępną akcją? W swoim debiucie Starward Industries postanowiło nie iść tą drogą. Zamiast tego proponują coś ambitnego i klimatycznego. Jak tego dokonali? Postaram się to zrozumieć i przedstawić w mojej recenzji.

Hard Science Fiction

Jak już się domyślacie, według mnie do ekranu przyciągnąć można nie tylko akcją i gameplayem, ale też przy pomocy innych narzędzi stosowanych choćby w medium, któremu już nie raz wieszczono koniec. Chodzi oczywiście o książki, przy czym nie można zaprzeczyć, iż ich wielbicieli zdaje się niestety ciągle ubywać. A to właśnie tam można znaleźć inspirację do stworzenia dobrej gry. Nie będę jednak ukrywać, iż do sięgnięcia po Niezwyciężonego… tego papierowego, autorstwa Stanisława Lema, skłoniły mnie zapowiedzi gry krakowskiego studia.

Książka, wśród wszechobecnego gdzie indziej efekciarstwa, cliffhangerów i wartkich akcji, niczym portal do innego świata przeniosła mnie do czasów, kiedy delektowałem się dziełami moich ulubionych pisarzy jak Isaac Asimov, Philip K. Dick czy Robert A. Heinlein. Przy tym nie mogłem się od niej oderwać i zarwałem przy niej noc.

Niezwyciężony

Podkreślę dwa główne filary, które tak bardzo wciągnęły mnie w fabułę powieści rozgrywającej się na planecie Regis III. No właśnie! Obca planeta, to ona staje się jedną z bohaterek utworu. Wraz z załogą Niezwyciężonego badamy ją i poznajemy jej sekrety. W niczym nie przypomina to tak charakterystycznego współcześnie schematu wpadania w tarapaty i ratowania się z nich w ostatniej sekundzie. Ot, grupa niezwykle inteligentnych ludzi, naukowców z różnych dziedzin, stara się zrozumieć otaczający ich obcy świat. Oczywiście, wisi nad nimi niebezpieczeństwo, ale te naukowe teorie mogą pomóc w jego uniknięciu.

Drugi filar, w którym upatrywałem siły powieści, związany jest z ukazaniem relacji między bohaterami. Przede wszystkim chodzi o Rohana, głównego bohatera, zastępcę Astrogatora Horpacha (czyli dowódcy statku). Podczas lektury miałem wrażenie, jakby między bohaterami toczyła się niewidzialna nader intensywna partia szachów.

Powyżej starałem się unikać dokładnego opisu fabuły, ponieważ wiedza ta nie jest potrzebna, aby zagrać w grę. Odradzam też sięganie po jakieś streszczenia. Uważam, iż największą frajdę będziecie mieli, zasiadając do produkcji Starward Industries bez jakiejkolwiek wiedzy o Regis III. Nie oznacza to jednak, iż autorzy odtworzyli po prostu książkę i jej znajomość popsuje Wam grę. W ich produkcji poznajemy bowiem zupełnie inną załogę…

Uwięzieni

Dochodzimy teraz do sedna, czyli jak wyciągnąć z książki tak nieoczywiste dla gry elementy i uwięzić nas nie tylko na obcej planecie, ale i przed ekranami? Jak już wspominałem, poznajemy tu zupełnie nową załogę pochodzącą z małego statku o wdzięcznej nazwie Ważka pod dowództwem Astrogatora Novika. Oprócz nowych bohaterów twórcy gry dopisali też konflikt między dwiema frakcjami, który dodaje produkcji interesującego tła. Mianowicie nasza załoga zalicza się do (jak się wydaje) niezbyt silnej Wspólnoty, która to skonfliktowana jest z potężnym Sojuszem. Do floty Sojuszu wchodzą właśnie majestatyczne jednostki jak Kondor i tytułowy Niezwyciężony, które to grały pierwsze skrzypce w powieści.

Pocztówka z Regis III

Obca planeta sprawia wrażenie surowej i nieprzyjaznej, tak jak wynikałoby to z tekstu źródłowego. Jednak nie raz zatrzymywałem się i podziwiałem jej krajobrazy jak i pojazdy czy instalacje sprowadzone na nią przez człowieka. To nie tylko zasługa świetnych modeli i pracy grafików w UE5, ale też artystów koncepcyjnych, którzy nadali technologii w tym uniwersum atompunkowy wygląd. To on zwrócił moją uwagę na The Invincible w pierwszej kolejności i jest mocnym elementem produkcji. Najważniejsze jest jednak to uczucie odkrywania i teoretyzowania na temat napotkanego świata, zupełnie jak to miało miejsce w książce. Składają się na to momenty, kiedy możemy nadać ważnym punktom orientacyjnym określone nazwy, dedukować o tym, co zaszło na planecie albo decydować o dalszych krokach wyprawy, choćby wbrew rozkazom naszego Astrogatora… Nasze decyzje zapisywane są w formie komiksu, do którego zawsze możemy zajrzeć. Wiecie, iż uwielbiam to medium i mogę powiedzieć, iż rysunki w nim są bardzo dobrej jakości.

Astrogator Novik

Główna bohaterka, astrobiolog Yasna, podobnie jak bohater książki wchodzi z Astrogatorem w liczne dyskusje i szermierki słowne. Od nas zależy, co powiemy, co przemilczymy i wreszcie co finalnie zrobimy. Dawno nie widziałem w grze tak dobrze napisanych postaci. W pamięci mam jeszcze tragiczne przejścia z Frey z gry Forspoken, gdzie musiałem paręnaście godzin potrzebnych do przejścia gry zaciskać mocno zęby przy wszelkich dialogach. Tymczasem duetu Yasna-Novik nie mam dosyć i duża w tym również zasługa aktorów głosowych. Być może przejdę grę jeszcze raz, aby zobaczyć, jak potoczyłyby się losy wyprawy gdybym podejmował inne decyzje, co dobrze świadczy o tej produkcji. Oczywiście, diametralnie na pewno wiele się nie zmieni, ale diabeł tkwi w szczegółach, których oczywiście nie chcę zdradzać.

Składniki atmosfery

The Invincible udało się odtworzyć ważne elementy powieści, pisząc jednocześnie swoją własną, nową historię. Zagrało tu obok tego bardzo dużo rzeczy. Wspomniałem już o świetnych aktorach, stylu artystycznym, a także grafice. Wypada jeszcze wspomnieć o bardzo dobrej muzyce. Ambientowe dźwięki, wprowadzają pożądany nastrój. Ścieżka ponadto zmienia się, korespondując z tym, co dzieje się na ekranie i nieraz podkreślając ważne momenty napięcia. Z chęcią posłucham oficjalnej ścieżki dźwiękowej, jak tylko (miejmy nadzieję) pojawi się w serwisie Spotify.

Ostatnią rzeczą, na którą chcę zwrócić uwagę to ogólna immersja. Hełm bohaterki paruje przy dłuższym biegu (tak, biegu Forcie Solis!), słyszymy zadyszkę, a przy wspinaczce widzimy ręce i nogi Yasny, szukające podparcia. Oczywiście, tu i ówdzie trafiają się mniejsze błędy, jak nierówna głośność ścieżki audio czy małe niedociągnięcia graficzne (z czego obiecano ich usunięcie). Ogromną wartością The Invincible jest również to, iż podobnie do swojego książkowego pierwowzoru stawia pytania o granice ludzkiej natury, ekspansji i rozwoju technologicznego. A teraz przychodzi wreszcie pora, aby rozliczyć pierwszą grę na motywach powieści Stanisława Lema.

Podsumowanie

Starward Industires podjęło duże ryzyko, porywając się na stworzenie ambitnego tytułu. Duże ryzyko oznacza zwykle dużą wygraną i tak jest właśnie w tym wypadku. Dawno nie poczułem takiej immersji, nie słyszałem tak dobrze napisanych dialogów i nie miałem tak dużego wrażenia wpływu na fabułę co w debiutanckiej produkcji krakowskiego studia. Tak powinno się po prostu robić gry tego typu! Czy The Invincible będzie więc tytułem dla wszystkich? Najpewniej nie, wciąż to symulator chodzenia. jeżeli jednak chcesz trochę odetchnąć, podumać o stawianych przez dobre Science Fiction pytaniach, to obok The Invincible nie możesz przejść obojętnie!

Kod recenzenzki dostarczył wydawca - 11 bit Studios
Idź do oryginalnego materiału