
Nie planowałem wracać do recenzowania starszych wydawnictw przed końcem tego miesiąca, jednak ze względu na okoliczności, muszę zrobić ten wyjątek. Powody są dwa. Pierwszy to niedawna śmierć Sylvestra Stewarta, lepiej znanego jako Sly Stone, lidera Sly and the Family Stone. Drugi jest już znacznie weselszy, a mianowicie chęć przypomnienia o moim funkowym przeglądzie, który znalazł się w nowym numerze magazynu "Lizard" - można już zamawiać w przedsprzedaży. Listę - skompilowaną raczej pod słuchacza rocka lub jazzu - rozpoczyna właśnie "Stand!". I nie ma w tym przypadku. To właśnie Sly z zespołem, łącząc funkowe rytmy oraz soulową żarliwość z jednej strony, a z drugiej brzmienie i klimat rocka psychodelicznego, stworzył podwaliny funk rocka, a pewnie także jazz funku. To jego muzyka była bezpośrednią inspiracją dla chociażby Funkadelic, Jimiego Hendrixa w okresie Band of Gypsys, Milesa Davisa na "Jacku Johnsonie" i "On the Corner", albo Herbiego Hancocka na "Head Hunters", gdzie znalazł się wymownie zatytulowany "Sly". W późniejszym czasie twórczość Family Stone stała się natomiast niewyczerpalnym źródłem inspiracji dla przedstawicieli hip-hopu czy różnych odmian elektroniki.
Sly and the Family Stone zadebiutował w 1967 roku albumem "A Whole New Thing". Wbrew tytułowi nie była to jeszcze szczególnie przełomowa płyta. Grupa nieznacznie rozwinęła tam funkową stylistykę Jamesa Browna, dość jeszcze powściągliwie kierując ją na bardziej rockowe tory. Wydawnictwo nie stało się też komercyjnym sukcesem, podobnie zresztą jak dwa kolejne: "Dance to the Music" (pomimo obecności tytułowego hitu) i "Life". Dopiero przy czwartym albumie, "Stand!" właśnie, sprzedaż wystrzeliła - w samym tylko roku wydania rozeszło się pół miliona egzemplarzy, kolejne tyle do 1986 roku, a do dziś liczba ta zdążyła się potroić. Czyni to "Stand!" jednym z najlepiej sprzedających się albumów lat 60.
Czytaj też: [Recenzja] Miles Davis - "Jack Johnson" (1971)
Do tego nagłego wzrostu popularności Sly and the Family Stone z pewnością mógł przyczynić się występ grupy na festiwalu w Woodstock, zaledwie trzy miesiące po ukazaniu się tej płyty. Ale też fakt, jak znakomicie zespół wpisał się w ówczesny ruch kontrkulturowy, ze swoim składem obejmującym ciemno- i jasnoskorych muzyków, mężczyzn i kobiety, a także zaangażowanymi tekstami, poruszającymi kwestie tolerancji, sprawiedliwości społecznej czy indywidualizmu. Nie mniej ważna w tym wszystkim jest jednak sama muzyka, bo właśnie na tym albumie w pełni wykrystalizował się własny styl grupy, często nazywany psychodelicznym soulem, co jest zarazem trafne, jak i niewyczerpujące tematu, gdyż słychać też różne inne wpływy.
"Stand!" jest muzycznie płytą mocno zakorzenioną w afroamerykańskim dziedzictwie oraz psychodelicznej atmosferze, co spaja poszczególne utwory w bardzo spójną całość, choć te mają różnorodny charakter. Bywa tu bardzo piosenkowo, jak w "Somebody's Watching You", najbardziej popowym "Everyday People" oraz inspirowanym muzyką gospel kawałku tytułowym. Często jednak robi się bardziej zadziornie, za sprawą sfuzzowanych riffów gitary, typowo rockowego brzmienia organów oraz dosadnego, funkowego groove'u sekcji rytmicznej. Przykładem takiego grania jest "Don't Call Me N****r, Whitey", z potężnymi organami, zmodyfikowanym wokoderem głosem oraz szaloną, choć zdecydowanie zbyt krótką improwizacją na koniec. Albo "Sing Me a Simple Song", gdzie taneczna gra sekcji rytmicznej i rozbujane dęciaki uzupełniają się z ostrym, niesamowicie nośnym riffem - cytował go później John McLaughlin w "Right Off" (z davisowego "Jacka Johnsona") i Jimi Hendrix w "We Gotta Live Together". A jest tu jeszcze żarliwy, kwaśny "I Want to Take You Higher" z bluesową harmonijką czy podniosły "You Can Make It If You Try" z fajnymi perkusyjnymi breakami, samplowanymi zresztą dziesiątki razy. Najbardziej wyróżnia się jednak blisko 14-minutowy "Sex Machine", mogący kojarzyć się z ówczesnymi koncertowymi improwizacjami grup rockowych, ale osadzony na funkowym groove'ie, będącym podstawą dla solowych popisów wszystkich instrumentalistów, w tym bluesowych lub rockowo sfuzzowanych solówek gitar, psychodelicznych organów i jazzujących dęciaków. Świetna rzecz.
Czytaj też: [Recenzja] Hendrix - "Band of Gypsys" (1970)
"Stand!" to nie tylko fantastyczny album funkowy, ale też jeden z łatwiej przyswajalnych dla rockowego, jazzowego czy hip-hopowego słuchacza - zwłaszcza ci ostatni mogą tu rozpoznać masę motywów. Na początku kolejnej dekady Sly & the Family Stone wydali jeszcze kilka udanych albumów, jak "There's a Riot Goin' On" czy "Fresh", jednak z czasem zaczął coraz bardziej doskwierać brak świeżości, a 1983 roku nastąpił definitywny koniec zespołu. Pogrążony w nałogu, skonfliktowany z prawem i przez pewien czas bezdomny Sly Stone niemalże wycofał się z muzyki, z wyjątkiem sporadycznych aktywności. Pozostawił po sobie jednak co najmniej trzy albumy - ze "Stand!" na czele - dzięki którym na stałe zapisał się w historii muzyki.
Ocena: 8/10
Sly & The Family Stone - "Stand!" (1969)
1. Stand!; 2. Don't Call Me N****r, Whitey; 3. I Want to Take You Higher; 4. Somebody's Watching You; 5. Sing a Simple Song; 6. Everyday People; 7. Sex Machine; 8. You Can Make It If You Try
Skład: Sly Stone - wokal, instr. klawiszowe, gitara, gitara basowa (8), harmonijka, wokoder; Rose Stone - wokal, instr. klawiszowe; Freddie Stone - wokal, gitara; Larry Graham - wokal, gitara basowa (1-7); Greg Errico - perkusja, dodatkowy wokal (3); Cynthia Robinson - trąbka, dodatkowy wokal (3); Jerry Martini - saksofon, dodatkowy wokal (3); Little Sister (Vet Stone, Mary McCreary, Elva Mouton) - dodatkowy wokal (1,3,5,6)
Producent: Sly Stone