W tym tygodniu do kin weszła ostatnia część serii Mission: Impossible. Jak wypadają najnowsze przygody Ethana Hunta?
Seria filmów Mission: Impossible od niemal 30 lat dostaje kolejne odsłony. Perypetie Ethana Hunta i jego ekipy od prawie 3 dekad cieszą się ogromną popularnością. W tym tygodniu do kin trafiła najnowsza część, The Final Reckoning. Jako fan tego cyklu – aczkolwiek nie fanatyk, dostrzegam wady – nie mogłem sobie odmówić wybrania się na seans. Czy po ponad 2 godzinach wyszedłem z sali kinowej usatysfakcjonowany? Dowiecie się tego z dzisiejszego artykułu. Nie pozostaje mi więc nic innego, jak tylko zaprosić Was do lektury.
Założenia fabularne

IMF zawsze (no, prawie zawsze – na Ciebie patrzę, Rogue Nation) oferowało Huntowi misje, które wydawały się niemożliwe do wykonania. Oczywiście, o ile zdecyduje się je przyjąć . Stawka nieraz była poważna, aczkolwiek mam wrażenie, iż jeszcze nigdy nie była ona na taką skalę, co w The Final Reckoning. Nie będę bynajmniej wchodził w spoilery, nie musicie się tego obawiać. Zamierzam natomiast przybliżyć nieco założenia fabularne i wyrazić swoje zdanie na temat opowieści. W The Final Reckoning, co nie powinno dziwić, ogromne znaczenie ma Byt (The Entity), znany z poprzednich odsłon. Zwłaszcza w dzisiejszych czasach zagrożenie płynące z jego strony jest dość wiarygodne, można uwierzyć w to, co zamierzają nam przekazać twórcy tegorocznej części.
Z tego właśnie powodu ósma część Mission: Impossible jest moim zdaniem najmniej absurdalna w samych założeniach. Nie znaczy to jednakże, iż sposoby na osiągnięcie celu nie noszą ze sobą znamion pewnej groteski. Więcej o tym jeszcze napiszę. Teraz wspomnę jeszcze o kilku istotnych wątkach. Jak przystało na film poświęcony agentom IMF, nie powinno brakować masek i na szczęście występują one w recenzowanym tytule. Ponownie pojawiają się też postaci znane z poprzednich odsłon, między innymi Luther, Hunt, Benji czy Gabriel. Z tego powodu uważam, iż bardzo trudno byłoby zrozumieć tę część bez znajomości poprzednich odsłon. Co prawda występują tu pewne retrospekcje, aczkolwiek są one moim zdaniem zbyt pobieżne, by w pełni mieć świadomość, co się dzieje i dlaczego. Dlatego jestem zdania, iż seans poprzednich siedmiu filmów jest wysoce wskazany przed zabraniem się za The Final Reckoning. Nie będę jednak pisał więcej, aby nie psuć poznawania opowieści samemu. Historia jest prowadzona dość sprawnie, aczkolwiek nie sięga ona do pięt najlepszym pod tym względem odsłonom – jedynce i dwójce. Opowieść jest przyzwoita, ale to nie ona wysuwa się na pierwszy plan. Przyjrzyjmy się wobec tego innym elementom tego filmu.
Akcja i jej jakość
Mission: Impossible zawsze kojarzyło mi się z imponującymi włamaniami do zastrzeżonych miejsc. Co prawda późniejsze odsłony – na czele z niesamowicie, moim zdaniem, nudnym Fallout – odchodziły od tego, kładąc nacisk na akcję. Ja jednak wciąż z sentymentem wracam do pamiętnego włamania do CIA w „jedynce”, porwania pewnej postaci w „trójce”, czy wymiany i wspinaczki w Burj Khalifa z Ghost Protocol. Miałem więc nadzieję, iż w The Final Reckoning zobaczę podobnie imponującą sekwencję. Niestety, przeliczyłem się. Zabrakło mi tutaj jakiegoś włamania połączonego z wykorzystaniem imponujących gadżetów i synchronizowania akcji wszystkich członków ekipy.
Co prawda występuje tu pewne przechwycenie, które nie miałoby szans na powodzenie bez współpracy pięciorga (albo i więcej) postaci. Początkowe sekwencje również pokazują ciekawie zrealizowane akcje agentów IMF. Niemniej jednak zdecydowanie wolałbym, aby były one bardziej rozbudowane. Brakuje mi również imponujących scen pościgów. Najlepszą jest dla mnie ta z końcówki „dwójki”. Doceniam natomiast podwodne sceny z Huntem. Mimo iż myślę, iż są one dla mnie akcją na raz, to nie jestem w stanie przejść obok nich obojętnie. Podobnie jak obok świetnej formy Cruise’a, który, jak powszechnie wiadomo, sam wykonuje swoje sceny kaskaderskie. Mam jednocześnie sporo zastrzeżeń. Oprócz wyżej wspomnianych dwóch wad kompletnie nie kupuję pozbycia się pewnej ważnej dla serii postaci. Śmierć (jej lub jego, tego nie zdradzę) wydaje się wprowadzona na siłę, tylko po to, żeby szokować. Istotnie zgon ten szokuje, ale też jestem pewny, iż dałoby się to zrealizować dużo lepiej. Z postacią tą dostajemy dosłownie kilka, może kilkanaście minut, co nie powinno mieć miejsca. Ekspozycja jest wyraźnie nieodpowiednia jak na takiej klasy personę.
W samym filmie nie brakuje oczywiście pewnych absurdów. Największym jest dla mnie sposób pozbycia się pewnego złego – był tak groteskowy, iż nie tylko ja wybuchnąłem śmiechem w kinie. Nie sądzę, aby taki miał być efekt. Zdarza się też, iż Ethan wychodzi z tarapatów, w których już dawno powinien być martwy. Zdaję sobie sprawę, iż to tylko film akcji i nie należy brać wszystkiego na poważnie. Jednak powinna być zachowana pewna granica między niejako parodią, a akceptowalnym luzem. Muszę za to pochwalić muzykę – brzmi ona naprawdę świetnie i widać, ze kompozytorzy czują klimat filmów. choćby w głównym motywie wprowadzają pewne zmiany, nadające tematowi muzycznemu więcej podniosłości. Efekt jest bardzo dobry.
Jak wypada Mission: Impossible – The Final Reckoning?

Mission: Impossible – The Final Reckoning absolutnie nie jest najlepszym filmem poświęconym Ehtanowi Huntowi. To dość bezpieczna odsłona znanej serii, która na szczęście nie jest tak zła jak Fallout. Z jednej strony dość pozytywnie oceniam ten film – akcja jest bowiem prowadzona sprawnie i ani trochę nie zmuszałem się do patrzenia na ekran podczas seansu. Nie mogę natomiast nie przyczepić się do braku włamywania się do pilnie strzeżonych placówek i sposobu uśmiercenia pewnej postaci. Nie sposób nie dotrzeć też niekiedy przesadnie przerysowanych sytuacji. The Final Reckoning na pewno warto obejrzeć, ale nie należy się spodziewać po tym filmie wybitnego kina. To po prostu dobra odsłona przygód Hunta, którą warto obejrzeć chociażby dla sekwencji podwodnej. Jednocześnie nie wiem, czy będę do niej wracał – w przeciwieństwie do pierwszych trzech, czterech odsłon. Nie żałuję, iż wybrałem się do kina na The Final Reckoning i jeżeli lubicie serię Mission: Impossible, to powinniście się dobrze bawić.
Nie sposób jednocześnie nie odnieść wrażenia, ze studio i sam Cruise są już nieco zmęczeni postacią i IMF. Może warto byłoby zostawić ten cykl w tym miejscu? Myślę, iż powoli kończą się pomysły i nie zdziwiłbym się jeżeli The Final Reckoning byłoby ostatnią w miarę sensowną produkcją z tej serii. Jak wspomniałem – warto obejrzeć, ale nie nastawiajcie się na nic wielkiego. To po prostu poprawnie zrealizowana część.