[Recenzja] Milton Nascimento & Lô Borges - "Clube da esquina" (1972)

pablosreviews.blogspot.com 2 tygodni temu


Cykl wakacyjny #4

Chociaż w przypadku większości kontynentów wybór tego jednego, najważniejszego albumu jest zadaniem praktycznie niewykonalnym, Ameryka Południowa jest tu pewnym wyjątkiem. Nie ze względu na mały wybór, ale fakt, iż żadna inna płyta nie spotkała się z takim uznaniem na świecie, jak "Clube da esquina" Miltona Nacimento i Lô Borgesa. Co ciekawe, w samej Brazylii, skąd pochodzili muzycy, z początku przyjęcie było bardzo chłodne. Wielu krytykom nie spodobał się międzynarodowy charakter muzyki, nie rozumieli szalonego eklektyzmu - obejmującego tak różne wpływy, jak zachodnia muzyka klasyczna, jazz czy Beatlesi - a odbioru z pewnością nie ułatwiał ponad godzinny czas trwania. Spore zainteresowanie wzbudziły natomiast egzemplarze eksportowane do Stanów, gdzie międzygatunkowa i międzykulturowa mieszanka okazała się wielkim atutem, a album zaczęto otaczać coraz większym kultem. Z czasem doceniono go jednak także w Brazylii.

Tytuł "Clube da esquina", dosłownie klub na rogu, to zarazem nazwa muzycznego kolektywu, którego początki sięgają wczesnych lat 60. Milton Nascimento przeprowadził się wówczas na studia do Belo Horizonte w stanie Minas Gerais. gwałtownie wzbudził zainteresowanie swoich umuzykalnionych sąsiadów, nastoletnich braci Márcio i Lô Borgesów. Spędzali ze sobą mnóstwo czasu, dyskutując, wymieniając się muzycznymi doświadczeniami, słuchając płyt, wspólnie grając i komponując. Z czasem w tych spotkaniach zaczęli brać udział inni muzycy, jak grający na klawiszach Wagner Tiso, gitarzysta Toninho Horta, basista Beto Guedes czy perkusista Robertinho Silva. Gdy pod koniec dekady Nascimento zaczął wydawać albumy pod własnym nazwiskiem, chętnie korzystał z ich kompozytorskiego lub instrumentalnego wsparcia - szczególnie na płycie "Milton" z 1970 roku, gdzie zresztą znalazła się kompozycja o tytule "Clube da esquina", napisana przez lidera z braćmi Borges. Jednak dopiero kolejny album powstał w naprawdę kolektywny sposób, choćby jeżeli za kompozycje ponownie odpowiadała w większości wspomniana wyżej trójka. Nagrania trwały kilka tygodni, muzycy sporo improwizowali i eksperymentowali, zamieniali się instrumentami. Nascimento pozostał głównym wokalistą, ale w trzech utworach zastąpił go lub wspomógł go Guedes, a aż w sześciu Lô Borges, który w zamian za swój wkład został wyróżniony jako współtwórca albumu.

Czytaj też: [Recenzja] Wayne Shorter featuring Milton Nascimento - "Native Dancer" (1975)

Wbrew powszechnej opinii, zdjęcie z okładki "Clube da esquina" nie przedstawia Nascimento i Borgesa. Różnica wieku miedzy muzykami wynosi dziesięć lat, a poza tym nie znali się w dzieciństwie. Nie są to również, jak również wskazywano, Nascimento i Tiso. To po prostu przypadkowi chłopcy, których uwiecznił z okna swojego garbusa Carlos da Silva Assunção Filho, fotograf znany lepiej pod pseudonimem Cafi, a zarazem znajomy muzyków, którym zdjęcie bardzo się spodobało. O tym, iż znaleźli się na okładce popularnego albumu, obaj dowiedzieli się czterdzieści lat później, gdy odnaleźli ich dziennikarze lokalnej gazety z Minas Gerais. Zgodzili się wówczas na udział w sesji odtwarzającej oryginalne zdjęcie na potrzeby okolicznościowego artykułu o "Clube da esquina", a tuż potem pozwali Nascimento i Borgesa o naruszenie ich praw niematerialnych oraz wykorzystanie wizerunku bez zgody. Skończyło się na tym, iż sami musieli pokryć koszty sądowe, gdy po jedenastu latach zakończono proces uznaniem sprawy za przedawnioną. Okładka, ze zdjęciem ubogich chłopców, idealnie oddaje stan ówczesnej Brazylii.

"Clube da esquina" to płyta o zaskakująco pogodnym nastroju, jak na czas i miejsce powstania. 1972 rok to niemal dokładnie połowa dwudziestoletniego sprawowania władzy przez dyktaturę wojskową. Choć przełom lat 60. i 70. charakteryzował się dynamicznym wzrostem gospodarczym Brazylii, to napędzano go zadłużeniem, niskimi płacami i ograniczaniem praw pracowników. Korzystała na tym wąska grupa rządzących, a dla zwykłych obywateli była bieda, cenzura i represje, zaś jakiekolwiek formy sprzeciwu brutalnie tłumiono. Na celowniku junty obok intelektualistów byli przede wszystkim artyści, spośród których wielu emigrowało, a pozostali musieli się dostosować. Teksty na "Clube da esquina" nie mogły więc wprost krytykować reżimu, jednak obok uniwersalnych, neutralnych tematów przewija się w nich także wątek wolności. Pewnym wyjątkiem jest "Paisagem da janela", niemal zablokowany przez cenzurę, gdzie padają słowa jednoznacznie odnoszące się do ówczesnej sytuacji w Brazylii, a zarazem wciąż będące przestrogą przed lekceważeniem niepokojących zjawisk, jakie dziś rozgrywają się także w Polsce i Europie:

Gdy mówiłem o tych chorobliwych barwach
Gdy mówiłem o tych plugawych ludziach
Gdy mówiłem o tej burzy
Ty nie słuchałeś

Nie chcesz w to uwierzyć
Ale to takie typowe

Paradoksalnie "Paisagem da janela" pod względem muzycznym jest jedną z najbardziej beztroskich piosenek na tym pogodnym albumie, z niemalże skoczną, rockową rytmiką, country'owymi zagrywkami gitary i bardzo chwytliwą, choć melancholijną linią wokalną Borgesa. To zarazem jeden z brzmiących najbardziej zachodnio utworów na płycie, pozwalających zrozumieć, dlaczego album na początku spotkał się z lepszym przyjęciem w Stanach niż Brazylii. "Clube da esquina" to po prostu świetna propozycja dla słuchaczy z naszego kręgu kulturowego, którzy chcą zagłębić się w música popular brasileira. Podobnie zresztą jak późniejsza kooperacja Nascimento z Wayne'em Shorterem, "Native Dancer". O ile jednak tamten tytuł jest przede wszystkim płytą dla miłośników jazzu, tak ten album polecić mogę wielbicielom rocka (oczywiście nie tylko im). "Paisagem da janela" to tylko jeden z fragmentów, w których mocno daje o sobie znać fascynacja Borgesa Beatlesami. Innym przykładem są tu obie części "Saidas e bandeiras", albo "Nuvem cigana" - wszystkie mocno nawiązujące do psychodelicznego okresu liverpoolczyków, te pierwsze raczej z "Revolvera", ostatni z "Sgt. Pepper" / "Magical Mystery Tour", choćby za sprawą sympatycznej orkiestracji. A jest tu jeszcze inspirowana brytyjskim progiem miniatura "Lilia" czy nieco ostrzejszy warstwie muzycznej, choć łagodzony przez melancholijne wokale, "Trem de doido", z dłuższą solówką gitarową i fajnie pulsującym basem.

Czytaj też: [Recenzja] Mabe Fratti - "Sentir Que no Sabes" (2024)

Jednak rock czy wplatane gdzieniegdzie przez Hortę zagrywki country to tylko jedne z wielu wpływów na "Clube da esquina". Za sprawą Tiso, miłośnika twórczości Chopina czy Ravela, pojawiają się tu też pewne odniesienia do zachodniej tradycji klasycznej, najbardziej ewidentne w nawiązujących akurat do muzyki współczesnej partiach orkiestry z "Um girassol da cor de seu cabelo", albo w nieco impresjonistycznych partiach pianina z "Um gosto de sol". Za sprawą Nascimento, miłośnika Johna Coltrane'a czy Milesa Davisa, są tu obecne natomiast również pewne elementy jazzu - podobne progresje, struktury harmoniczne czy obecność improwizacji, czego najlepszym przykładem instrumentalny "Clube da esquina no. 2", albo już jawnie jazzowa rytmika w połowie "Me deixa em pas". To zresztą album bardzo wyrafinowany - pozornie popowe piosenki zachwycają finezyjnymi harmoniami oraz kunsztownymi aranżacjami. choćby w tych niby prostszych kawałkach, wywodzących się z folku, jak znakomity otwieracz "Tudo que vocé podia ser" - z początku oparty jedynie na gitarze akustycznej, by potem fantastycznie się rozkręcać - albo następujący tuż po nim "Cais", z niespodziewanym przełamaniem w połowie. Właśnie to połączenie przystępności, przebojowości z pewną złożonością kompozycji i aranżacji, jest jednym z czynników spajających te zróżnicowane utwory w bardzo spójny album. Drugim są obecne mniej lub bardziej, najcześciej w warstwie rytmicznej i melodyce, ale w każdym utworze wpływy latynoskich stylów, jak bolero, bossa nova, flamenco, forró czy samba, nadające całości tego słonecznego, egzotycznego klimatu.

"Clube da esquina" to świetnie napisane, wyraziste melodycznie i niepopadające w schematy piosenki. Album Miltona Nascimento i Lô Borgesa to także wyrafinowane aranżacje i duży eklektyzm stylistyczny, nad którym udało się w pełni zapanować i stworzyć bardzo spójne dzieło. To w końcu bardzo zaangażowane oraz kunsztowne wykonanie, zarówno pod względem instrumentalnym, jak i wokalnym. Warto też wspomnieć o tekstach - choć one nie podlegają u mnie ocenie - będące zawoalowanym, stępionym przez cenzurę wyrazem buntu przeciwko wojskowej juncie, co nadaje płycie historyczno-społecznej głębi, ciekawie kontrastującej z pogodną muzyką. Odnieść się muszę także do kwestii długości tego dwupłytowego - w wersji winylowej - albumu, bo to akurat jeden z tych przypadków, gdy taki czas trwania zupełnie nie przeszkadza. Nie ma tu utworów, które chciałbym pomijać.

Ocena: 10/10


Milton Nascimento & Lô Borges - "Clube da esquina" (1972)

LP1: 1. Tudo que vocę podia ser; 2. Cais; 3. O trem azul; 4. Saídas e bandeiras nº 1; 5. Nuvem cigana; 6. Cravo e canela; 7. Dos cruces; 8. Um girassol da cor de seu cabelo; 9. San Vicente; 10. Estrelas; 11. Clube da esquina nº 2
LP2: 1. Paisagem da janela; 2. Me deixa em paz; 3. Os povos; 4. Saídas e bandeiras nº 2; 5. Um gosto de sol; 6. Pelo amor de Deus; 7. Lilia; 8. Trem de doido; 9. Nada será como antes; 10. Ao que vai nascer

Skład: Milton Nascimento - wokal, gitara, pianino, dodatkowy wokal; Lô Borges - wokal, gitara, pianino, instr. perkusyjne, dodatkowy wokal; Wagner Tiso - organy, pianino, elektryczne pianino, dodatkowy wokal, orkiestracja; Nelson Angelo - gitara, pianino, instr. perkusyjne; Tavito - gitara, dodatkowy wokal; Toninho Horta - gitara, gitara basowa, instr. perkusyjne, dodatkowy wokal; Beto Guedes - gitara basowa, gitara, instr. perkusyjne, wokal, dodatkowy wokal; Luiz Alves - gitara basowa, instr. perkusyjne; Robertinho Silva - perkusja i instr. perkusyjne, dodatkowy wokal; Rubinho - perkusja i instr. perkusyjne; Paulinho Braga - instr. perkusyjne; Alaide Costa, Luiz Gonzaga Jr. - dodatkowy wokal; Eumir Deodato - orkiestracja
Producent: Milton Miranda i Lindolfo Gaya


Idź do oryginalnego materiału