
Album "The World of Harry Partch" jest jednym z najciekawszych, ale też najbardziej osobliwych dokumentów amerykańskiej muzyki XX wieku. Wydany przez dużą wytwórnię, Columbia Records, i szeroko reklamowany w prasie muzycznej, miał szansę stać się przełomem dla kompozytora, który przez dekady funkcjonował na artystycznym i społecznym marginesie. Chociaż ówczesna publiczność była bardziej otwarta na eksperymenty, płyta ostatecznie spotkała się z niewielkim zainteresowaniem. Partch zmarł pięć lat później jako adekwatnie nieznany twórca. Dopiero w kolejnych dekadach zyskał należne, choć wciąż niedoszacowane, uznanie. W końcu doceniono jego wizjonerstwo, polegające na konstrukcji własnych instrumentów oraz poszukiwaniach alternatywy dla systemu równomiernie temperowanego, które uczyniły go jednym z prekursorów nowoczesnej muzyki mikrotonowej. O tym, iż jego twórczość wciąż inspiruje, świadczyć może chociażby grupa Spiral Garden i jej tegoroczny eponimiczny debiut.
Innowacyjne podejście Harry'ego Partcha było jednak jedną z największych przeszkód, jakie stanęły na drodze do zdobycia większej rozpoznawalności. Utwory wymagające specjalnych instrumentów - często pokaźnych rozmiarów i istniejących w jednym egzemplarzu - a także wysoce specjalistycznej wiedzy, jak z nich korzystać, nie mogły znaleźć się w repertuarze orkiestr. Partchowi pozostawało podróżowanie po kraju z grupą stałych współpracowników i mnóstwem dziwnych, nieporęcznych instrumentów, a to wszystko w sytuacji permanentnego braku funduszy. Kontynuowanie działalności było możliwe dzięki sporadycznym stypendiom i grantom, a czasem choćby udawało się znaleźć sponsorów, jednak tych ostatnich gwałtownie zrażał autodestrukcyjny charakter artysty, mającego problem z alkoholem i międzyludzkimi kontaktami.
Czytaj też: [Recenzja] Spiral Garden - "Spiral Garden" (2025)
Także muzycznie artysta nie próbował się dostosować. Jeszcze w dzieciństwie opanował grę na różnych instrumentach, a póżniej podjął studia na wydziale muzycznym Uniwersytetu Południowej Kalifornii, jednak gwałtownie nabawił się tam niechęci do europejskiej muzyki klasycznej, którą uważał za nadętą, zbyt sformalizowaną i ograniczoną; naukę kontynuował samodzielnie, z książek (co nie przeszkodziło mu potem zostać akademickim wykładowcą). W swojej twórczości odrzucił europejski system stroju równomiernie temperowanego, uznając go za sztuczne ograniczenie. Zamiast tego zaczął wykorzystywać stroje naturalne (just intonation), obecne już w muzyce starożytnych Greków czy Chińczyków, wypracowując z czasem własny system, z oktawą podzieloną aż na 43 nierówne tony. To dlatego potrzebował specjalnych instrumentów, najczęściej będących przeróbkami tych tradycyjnych, przystosowanych do wydobywania większej ilości dźwięków. Wsród nich znalazły się specjalnie zaadaptowane gitary, kitary, altówki, organy piszczałkowe (Chromelodeons), a także marimby (Bamboo Marimba, Bass Marimba, Diamond Marimba, Quadrangularis Reversum), ksylofony (Zymo-Xyl) i inne perkusjonalia.
Do powstania albumu "The World of Harry Partch" doszło nieco przypadkiem. W 1969 roku nowojorskie Whitney Museum of American Art zorganizowało wystawę instrumentów Partcha, połączoną z dwoma występami. Honorarium nie wystarczyło choćby na pokrycie kosztu transportu instrumentów i podróży muzyków. Artysta, wraz ze swoim najbliższym współpracownikiem Danlee Mitchellem, wpadł wówczas na pomysł, iż skoro cały sprzęt i muzycy już są w Nowym Jorku, to można wynająć jedno z licznych studiów nagraniowych, zarejestrować kilka utworów, a następnie odsprzedać je jakiejś wytwórni. Do tamtej pory Partch był zmuszony wydawać swoje dzieła własnym sumptem, jednak końcówka lat 60. to specyficzny okres, gdy dzięki popularności rocka psychodelicznego pojawiła się spora grupa odbiorców poszukujących rożnych dziwnych, eksperymentalnych czy po prostu egzotycznych rzeczy. Na ich zainteresowanie liczyli przedstawiciele Columbii, gdy zgodzili się opublikować materiał w swojej serii "Music of Our Time", obejmującej już dzieła Stockhausena, Rileya, Reicha, Cage'a czy Luciera.
Czytaj też: [Recenzja] Wendy Carlos - "Beauty in the Beast" (1986)
Na repertuar "The World of Harry Partch" złożyły się trzy utwory amerykańskiego kompozytora, skomponowane na przestrzeni trzech dekad. Album zaczyna się od najnowszego, "Daphne of the Dunes" z 1967 roku. Ta instrumentalna interpretacja greckiego mitu o Dafne i Apollu to blisko osiemnaście minut egzotycznie brzmiących arpeggiów marimby w nieustannie zmieniającym się metrum, z mniej lub bardziej intensywnym dodatkiem innych, nietypowych instrumentów. Brzmi to jak muzyka towarzysząca jakiemuś starożytnemu, rytualnemu tańcu. Do greckiej mitologii nawiązuje także nieznacznie krótszy "Castor and Pollux", fragment komponowanego w latach 1949-52 trzyczęściowego cyklu "Plectra and Percussion Dance". Pomimo znów tanecznego charakteru, to najbardziej złożone nagranie na płycie, składające się z kilku zróżnicowanych segmentów, podczas których poszczególne instrumenty przeplatają się ze sobą, zamieniając się rolami, raz odpowiadając za rytm, potem za melodię.
Na tle całości wyróżnia się niespełna dziesięciominutowy "Barstow", najstarszy w tym zbiorze, pisany w latach 1941-43, inaugurujący cykl "The Wayward", który do 1968 roku doczekał się trzech kolejnych części. Tym razem jest to utwór wokalno-instrumentalny, a za tekst posłużyło znacznie bardziej współczesne źródło niż grecka mitologia - napisy pozostawione przez autostopowiczów przy autostradzie w pobliżu kalifornijskiego Barstow, spisane przez Partcha w czasie, gdy sam wiódł życie włóczęgi. To właśnie głosy - intonowane na rożne sposoby, w zależności od powagi tych wyznań - prowadzą ten utwór, a partie instrumentalne podążają za nimi, dostosowując się nastrojem. Brzmi to teatralnie, momentami humorystycznie, ale warstwa instrumentalna pozostaje tak samo złożona i intrygująca, jak w pozostałych nagraniach. Słychać tu choćby podobieństwo do niektórych eksperymentów Franka Zappy, Gentle Giant czy King Crimson z okresu współpracy z Jamiem Muirem.
Czytaj też: [Recenzja] Jon Hassell / Brian Eno - "Fourth World, Vol. 1: Possible Musics" (1980)
"The World of Harry Partch" nie jest - i być nie miał - dobrym podsumowaniem całego dorobku kompozytora, pomijając kilka spośród jego najbardziej istotnych dzieł, jak "The Bewitched" (1955) czy "Delusion of the Fury" (1965-66). Stanowi natomiast znakomite wprowadzenie do jego świata, kondensując w trzech kwadransach najważniejsze założenia muzyczne Partcha, pokazując jego kompozytorską wyobraźnię oraz możliwości stworzonych przez niego instrumentów. Przed pierwszym kontaktem z twórczością artysty warto jednak mieć na uwadze, iż to muzyka tyleż fascynująca, co hermetyczna. Sprzeciwienie się regułom zachodniej muzyki daje tu niezwykłe bogactwo brzmień czy rytmów, ale też sprawia, iż wielu słuchaczy z europejskiego kręgu kulturowego odbierze te nagrania jako dziwne i nieprzystępne, choć dla odbiorców lepiej osłuchanych z klasyczną muzyką azjatycką nie powinny się takie wydawać.
Ocena: 9/10
Harry Partch - "The World of Harry Partch" (1969)
1. Daphne of the Dunes; 2. Barstow - Eight Hitchhiker Inscriptions From a Highway Railing at Barstow, California; 3. Castor & Pollux - A Dance for the Twin Rhythms of Gemini From Plectra & Percussion Dances
Kompozytor: Harry Partch
Dyrygent: Danlee Mitchell
Muzycy: Harry Partch - altówka (1), głos (2); John McAllister - instrumenty; Michael Ranta - instrumenty; Linda Schell - instrumenty; Gary Coleman - instrumenty (1,3); Dean Drummond - instrumenty (1,3); Emil Richards - instrumenty (1,3); Frank Berberich - instrumenty (1); Richard Lapore - instrumenty (1); Robert McCormick - instrumenty (1); Todd Miller - instrumenty (1); Danlee Mitchell - instrumenty (2,3); John Stannard - głos (2)
Producent: John McClure