[Recenzja] Coil - "The Ape of Naples" (2005)

pablosreviews.blogspot.com 3 tygodni temu


"The Ape of Naples" powstał jako pożegnalny album Coil. Na jego kształt nie miał już wpływu John Balance, który zmarł w listopadzie 2004 roku, gdy pijany spadł z drugiego piętra swojego domu. Peter Christopherson, druga połowa duetu i były partner życiowy Balance'a, postanowił oddać mu hołd, kompilując to wydawnictwo. Tak, kompilując, bo "The Ape of Naples" składa się z materiału zarejestrowanego na przestrzeni nieco ponad dekady. W większości są to nagrania zupełnie premierowe lub znane tylko z koncertów, a w mniejszym stopniu nowe opracowania już publikowanych utworów. Absolutnie nie brzmi to jednak jak zbiór odrzutów. Christopherson wykonał kawał dobrej roboty, dobierając i przerabiając ten materiał, aby nie tylko tworzył spójną całość, ale także trzymał wysoki, równy poziom. W rezultacie powstała jedna z najlepszych, najbardziej zbornych płyt Coil, a przy okazji wyjątkowo, jak na ten zespół, komunikatywna.

Najstarsze nagrania pochodzą z 1993 roku, gdy zespół pracował nad projektem "Backwards". Miał to być debiut w należącej do Trenta Reznora z Nine Inch Nails wytwórni Nothing Records. Dzięki szerszej dystrybucji mógł to być dla Coil komercyjny przełom, jednak duet ostatecznie wstrzymał wydanie. Doszło do niego jednak w 2015 roku, pięć lat po śmierci Christophersona - zmarł we śnie, a konkretnej przyczyny nigdy nie ujawniono. Pięć kompozycji z "Backwards", w na nowo opracowanych aranżacjach, swoją premierę miało już na "The Ape of Naples".

Czytaj też: [Recenzja] Coil - "Musick to Play in the Dark" (1999) / "Musick to Play in the Dark²" (2000)

W pierwszej z nich "Fire of the Mind" na potrzeby tego wydawnictwa na dalszy plan wycofano industrialno-noise'owe zgrzyty, uwypuklając quasi-mediewalny nastrój, fantastycznie podkreślony brzmieniem liry korbowej - instrumentu zdecydowanie zbyt rzadko używanego przez współczesnych twórców. Z zniekształconych brzmień oczyszczono także "Amber Rain" i "It's in My Blood" (znany też jako "AYOR"), a "Heaven's Blade" pozbawiono tej prawie tanecznej rytmiki. Przy czym tylko ten pierwszy faktycznie brzmi dzięki temu bardzo subtelnie. W dwóch pozostałych na wierzch wydobyto cały ich mrok, stały się jeszcze bardziej niepokojące. "AYOR" ponadto zachowuje swoje pierwotne szaleństwo za sprawą opętańczych wokali Balance'a. Daleko od pierwowzoru nie odbiega natomiast "Cold Cell", pozostający quasi-piosenką w klimatach ambient popu. Jednak wzbogacenie jej leniwym ostinatem basu korzystnie wzbogaciło wcześniej nieco zbyt ascetyczną fakturę.

Z okresu "Backwards" pochodzi też niewydany na albumie z 2015 roku "I Don't Get It", brzmiący trochę jak dwa nałożone na siebie nagrania, z których jedno to stonowany instrumental, a drugie - awangardowy kolaż różnych zgrzytów, szumów i jęków. O dziwo, całkiem przekonująco się to ze sobą uzupełnia. Z jeszcze wcześniejszego okresu pochodzi "Teenage Lightning", bo inne wykonanie znalazło się już na albumie "Love's Secret Domain". Wersja z 2005 roku jest bardziej subtelna, ciekawie wzbogacona dźwiękami marimby i - w przeciwieństwie do tej z 1991 - zawiera wokal. "The Last Amethyst Deceiver" to z kolei nowe opracowanie "Amethyst Deceiver" z wydanego w 1998 roku "Autumn Equinox" - jednej z czterech EPek przygotowanych przez Coil na poszczególne przesilenia i równonoce. Wysunięty na pierwszy plan bas oraz nowe partie marimby dominują w tej wersji, tworząc naprawdę świetny, wciągający klimat.

Czytaj też: [Recenzja] Coil - "Love's Secret Domain" (1991)

Pozostałe ścieżki to już kompozycje znane co najwyżej z koncertów, jak "Tattoed Man". To takie upiorne tango z akordeonem, kilka mające wspólnego z resztą twórczości Coil, ale i tak nie rozumiem, dlaczego duet nie wydał tego wcześniej, bo bardzo ciekawie urozmaica repertuar. W nowym, bardzo nastrojowym, brzmiącym jak gorzkie pożegnanie utworze "Going Up" wykorzystano natomiast wokale Balance'a z ostatniego występu duetu, jednak główny głos to gościnny występ śpiewającego falsetem Francois Testory'ego. Całości dopełnia najbardziej zrytmizowany, ale całkiem subtelny "Triple Sun", który chyba najlepiej pokazuje producencki kunszt Christophersona, łączącego mnóstwo drobnych dźwięków w misterną całość.

"The Ape of Naples" zdecydowanie nie brzmi jak kompilacja nagrań dokonanych na przestrzeni kilkunastu lat. To pełnoprawny album, zresztą jeden z najbardziej dopracowanych i konsekwentnych w bogatym dorobku Coil. Peter Christopherson wyselekcjonował utwory, które - zwłaszcza po dokonanych przez niego modyfikacjach - idealnie ze sobą współgrają, jakby faktycznie były efektem tej samej sesji i powstawały z myślą o tym konkretnym projekcie. Jest tu trochę typowej dla duetu dziwności, poczucia niepokoju czy - schowanych na dalszym planie - jazgotliwych brzmień. Zwraca jednak uwagę większa melodyjność i subtelność, które czynią z "The Ape of Naples" najlepszy album Coil dla początkujących.

Ocena: 8/10



Coil - "The Ape of Naples" (2005)

1. Fire of the Mind; 2. The Last Amethyst Deceiver; 3. Tattooed Man; 4. Triple Sun; 5. It's in My Blood; 6. I Don't Get It; 7. Heaven's Blade; 8. Cold Cell; 9. Teenage Lightning 2005; 10. Amber Rain; 11. Going Up

Skład: John Balance - wokal; Peter Christopherson - instrumenty
Gościnnie: Timothy "Thighpaulsandra" Lewis - instr. klawiszowe, orkiestracja; Ossian Brown - syntezator; Mike York - dudy, duduk; Cliff Stapleton - lira korbowa; Tom Edwards - marimba; François Testory - wokal (11)
Producent: Coil


Idź do oryginalnego materiału