[Recenzja] Armand Hammer & The Alchemist - "Mercy" (2025)

pablosreviews.blogspot.com 1 dzień temu


Płyta tygodnia 3.11-9.11

Poprzedni tydzień w muzyce upłynął pod znakiem hip-hopu. Rozczarował mnie jednak nowy Danny Brown, który dwa lata po dojrzałym, nagranym na swoją czterdziestkę "Quaranta", najwyraźniej popadł w kryzys wieku średniego i na "Stardust" nieudolnie naśladuje współczesne mainstreamowe trendy. Wciąż nie zawodzi natomiast nieznacznie od Browna starszy Billy Woods. W tym roku zachwycił już mnie autorskim albumem "GOLLIWOG", a teraz zrobił podobne wrażenie nową płytą projektu Armand Hammer, który współtworzy z Elucidem. Duetowi raperów na "Mercy", ich siódmym długograju, w roli producenta ponownie towarzyszy The Alchemist, z którym cztery lata temu nagrali dobrze przyjęty "Haram".

Single zapowiadające "Mercy" nie zainteresowały mnie na tyle, bym jakoś szczególnie wyczekiwał tego albumu. Zyskują jednak jako część większej całości. To akurat jedno z tych wydawnictw, gdzie poszczególne kawałki są po prostu zbyt krótkie - rzadko przekraczają trzy minuty - by jakoś mocniej mnie zaangażować. Natomiast zebrane razem składają się na spójne, płynne dzieło, gdzie każda z tych miniaturowych piosenek jest na adekwatnym miejscu. Twórcy nie próbują zaskakiwać jakimiś nagłymi zmianami klimatu, które wybijałyby z rytmu podczas słuchania płyty. Co jednak nie znaczy, iż album popada w przeciwną skrajność, będąc przesadnie jednostajnym i nie przynosząc żadnych wyróżniających się utworów.

Czytaj też: [Recenzja] Billy Woods - "GOLLIWOG" (2025)

Mam na "Mercy" kilka faworytów. Należy do nich chociażby otwieracz "Laraaji", który wbrew tytułowi - nawiązującego do pseudonimu muzyka najbardziej znanego z partycypacji w serii "Ambient" Briana Eno - jest akurat najbardziej żywiołowym fragmentem całości, opartym na zadziornych rockowych samplach. Reszta płyty ma bardziej psychodeliczny, abstrakcyjny klimat. Jednym z najlepszych przykładów tej estetyki jest "Glue Traps", o naprawdę gęstej, onirycznej, ale też nieco egzotycznej atmosferze i wplecionymi dźwiękami ulicy. W "Scandynavia" do uzyskania podobnego efektu wystarcza ascetyczny motyw pianina i mocny beat z odrobiną zniekształceń Alchemista, a w "Nil By Mouth" somnambuliczny nastrój tworzony jest za sprawą ambientowego tła. Są też na tej płycie nawiązania do afroamerykańskiej tradycji, w soulujących "Dogeared", "Moonbow" i najciekawszym z nich "Longnjohns", zawierającym choćby jazz-rockowe solo gitarowe. Mocarne są też dwa finałowe utwory, zresztą singlowe: "California Games", gdzie upaloną atmosferę tworzą m.in. partie fletu, oraz "Super Nintendo" z oldskulowym syntezatorem.

Billy Woods pozostaje w świetnej formie, wydając z półrocznym odstępem znakomity album autorski, a następnie kilka mu ustępujący "Mercy" w kooperacji z Elucidem i Alchemistem. Ostatnio, z twórców hip-hopowych, udało się coś podobnego… dwa lata temu Danny'emu Brownowi. Oby nie był to zły prognostyk, choć przy tak dużej aktywności artystycznej Woods w końcu musi nagrać coś mniej udanego. Póki co pozostaje dla mnie najciekawszą (na równi z Little Simz) postacią hip-hopowej sceny obecnej dekady.

Ocena: 8/10

Nominacja do płyt roku 2025


Armand Hammer & The Alchemist – "Mercy" (2025)

1. Laraaji; 2. Peshawar; 3. Calypso Gene; 4. Glue Traps; 5. Scandinavia; 6. Nil By Mouth; 7. Dogeared; 8. Crisis Phone; 9. Moonbow; 10. No Grabba; 11. U Know My Body; 12. Longjohns; 13. California Games; 14. Super Nintendo

Skład: Billy Woods – wokal; Elucid – wokal
Featuringi: Silka - wokal (3); Cleo Reed - wokal (3,12); Quelle Chris - wokal (4,12); Kapwani - wokal (7); Pink Siifu - wokal (8); Earl Sweatshirt - wokal (13)
Producent: The Alchemist


Idź do oryginalnego materiału