Rebel Rebel?

filmweb.pl 1 tydzień temu
Zdjęcie: plakat


Od premiery pełnometrażowego debiutu Wiesława Palucha, "Motóra", minęły prawie dwie dekady. Jego powrót do fabuły – po latach realizowania produkcji dokumentalnych – na pierwszy rzut wygląda odważnie i kusząco: w końcu reżyser porwał się na historię polskiego zespołu punkrockowego KSU, założonego w 1977 roku w Ustrzykach Dolnych. Czy zgodnie z jego deklaracjami jest to opowieść o wolności i buncie?

  • Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego
  • Telewizja Polska
  • Filmoteka Narodowa - Instytut Audiowizualny
  • Wytwórnia Filmów Dokumentalnych i Fabularnych (WFDiF)
  • CineLine EDelivery
  • Superconic Production
  • Polski Instytut Sztuki Filmowej

Film otwiera osadzony we współczesnych realiach koncert KSU z muzykiem Eugeniuszem "Siczką" Olejarczykiem grającym siebie samego. Następnie mamy klasyczne cofnięcie zegara do czasu pierwszych fascynacji paczki kumpli utworami zespołu Sex Pistols. Dla chłopaków takie granie, prosto z trzewi, jest szokiem, ale też bodźcem do samodzielnego tworzenia. Wysyłają choćby do Radia Wolna Europa list z prośbą o więcej zagranicznego rocka, podpisując się dla niepoznaki jako Dziewczyny z Ustrzyk. Ustrzyki Dolne to jednak nie Londyn, ale epoka Gierka; podobnie jak cała Polska Ludowa, miasto nie ma zamiaru wspierać artystów, szczególnie tych przesiąkniętych zachodnią, wolnościową myślą. Mimo niesprzyjających (a w zasadzie – dzięki zakazom i potrzebie buntu – sprzyjających ) czasów piątka nastolatków zakłada kapelę.

Biografie, mniej lub bardziej ubarwiane dopisanymi na potrzeby dramaturgii fikcyjnymi wątkami, to wyjątkowo grząski grunt, podatny m.in. na nadmierne peany. Mierzenie się z bożyszczami tłumów samo w sobie jest trudne, wszak implikuje konfrontację z wyobrażeniami i wspomnieniami fandomu. W przypadku legend muzyki, zwłaszcza tych odzwierciedlających w swojej twórczości sytuację społeczną i polityczną czy dotykających egzystencjalnych bolączek, to niemal porywanie się z motyką na słońce. Szczególnie iż nie mamy w naszym kinie tradycji i wyrobionego rzemiosła w snuciu takich narracji. Udało się to jednak Leszkowi Dawidowi w "Jesteś Bogiem" (2012) – dzięki szczerości emocji. Udało Oldze Chajdas w "Imago" (2023) – dzięki rozumieniu natury trójmiejskiej alternatywy i osobistym doświadczeniom Leny Góry. Te dwa filmy są idealnymi przykładami tego, jak muzyczne biografie ubierać we własny artystyczny język i "sprzedawać" je widzom żyjącym w innych estetycznych bańkach. KSU ze swoją wyrosłą na reżimowym gruncie historią wydaje się zatem idealnym materiałem na film.

  • Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego
  • Telewizja Polska
  • Filmoteka Narodowa - Instytut Audiowizualny
  • Wytwórnia Filmów Dokumentalnych i Fabularnych (WFDiF)
  • CineLine EDelivery
  • Superconic Production
  • Polski Instytut Sztuki Filmowej

Paluchowi nie można odmówić serca do opowieści i do bohaterów; a także dobrych chęci. Wiemy jednak, co jest nimi wybrukowane. Tytuł filmu: "Idź pod prąd", odwołujący się do jednego z utworów KSU, nie ma żadnego przełożenia na całokształt audiowizualnej materii. Bunt jest tu papierowy i nie wiadomo, z czego tak naprawdę wynika. Wszystko jest ułożone, poprawne, estetyczne, niemal instagramowe – choćby przekuwanie sobie policzka agrafką. Trudno uwierzyć zarówno bohaterom, jak i sytuacji, kiedy pałowanie przez milicję wygląda na niewinne igraszki. Utkana na potrzeby produkcji peerelowska stylistyka przypomina tę z polskich seriali – jest nijaka, nie ma własnej tożsamości. Nie czuć ducha epoki, a co gorsza – ducha punk rocka.

Film ma także ogromne problemy z tempem: montażowe cięcia są chaotyczne, często bez oddechu, przez co całość nie "płynie". Kuleje też struktura i proporcje. O ile w "Jesteś Bogiem" formowanie się Paktofoniki rzeczywiście budowało ekspozycję zarówno bohaterów, jak i realiów społecznych, a przede wszystkim oddawało klimat beznadziei, z której wyrwać się można chyba tylko cudem, o tyle tutaj mamy niczemu niesłużące kręcenie się w kółko. Wszystkie kulminacyjne punkty wypadają równie naskórkowo i sztucznie – jak charakteryzacja bohaterów z końca filmu, przez co ani postacie, ani historia nie wydają się szczególnie interesujące.

Problem leży także w wyborach castingowych. Ignacy Liss grający Siczkę estetycznie wpisuje się w stylistykę obrazu, brakuje mu jednak charyzmy do uniesienia postaci. Choć ubiera swojego bohatera zarówno w dramatyczne tony (jarzmo niesionej całe życie pierwszej, niespełnionej miłości), jak i akcenty humorystyczne, nie trzyma uwagi widza. Najbardziej wiarygodnie z całej obsady wypada Zuzanna Galewicz w roli Igi – zbuntowanej dziewczyny z pokerową twarzą, pod którą skrywa zupełnie naturalną potrzebę bliskości. Ona jedna w tym krajobrazie smakuje punk rockiem.

  • Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego
  • Telewizja Polska
  • Filmoteka Narodowa - Instytut Audiowizualny
  • Wytwórnia Filmów Dokumentalnych i Fabularnych (WFDiF)
  • CineLine EDelivery
  • Superconic Production
  • Polski Instytut Sztuki Filmowej

Nie można mieć ciastka i zjeść ciastka. Zrobić filmu o muzyce buntu, sprzyjając publiczności. Brak twórczej odwagi i własnego języka uwiera tu mocno. Tam, gdzie "Imago" grą światła i cienia nadawało faktury opowiadanej historii, tam "Idź pod prąd" jest gładkie jak plastik. Być może znajdą się entuzjaści takiej wygładzonej narracji, chciałoby się jednak poczuć tego wolnego ducha, szaleństwo, brud peerelowskiej rzeczywistości, walki o osobistą i artystyczną wolność. Jest jednak w tej beczce dziegciu łyżka miodu – i jest nią muzyka KSU. choćby ci kompletnie jej nieznający, zechcą po seansie sprawdzić dyskografię zespołu. Może to wystarczy?
Idź do oryginalnego materiału