Reagan w październiku

filmweb.pl 6 dni temu
Zdjęcie: plakat


Dzisiaj wszyscy jesteśmy republikanami – słyszy leżący na szpitalnym łóżku Ronald Reagan po nieudanym zamachu, kiedy to, jak wierzy, Ręka Opatrzności zmieniła tor lotu kuli, która miała śmiertelnie go ugodzić. Bo jeżeli choćby Bóg miałby coś lepszego do roboty, rzuciłby wszystko, żeby ocalić amerykańskiego prezydenta z jedynego słusznego obozu. Zanim ktokolwiek zarzuci tym słowom niepotrzebną złośliwość, niech obejrzy omawiany tutaj film. Nie ma on aspiracji historycznych ani biograficznych per se, a jedynie hagiograficzne; podobne pomnikowe sceny są na porządku dziennym. Reagan jako ratownik, niegdyś patrolujący plaże, a z czasem – cały świat. Reagan jako profeta zdolny przewidzieć co, kto i jak. Reagan jako człek surowy, acz sprawiedliwy – jego pomyłki to raczej wypadki przy pracy, z których wyciąga nauki, bo choć błądzić to rzecz ludzka, on nie błądzi, on poszukuje. Reagan jako kowboj podążający ku zachodzącemu słońcu, dumnie wyprostowany, choć świadomy, iż będzie to jego ostatnia jazda.

  • Rawhide Pictures
  • MJM Entertainment Group

Niezależnie od politycznych sympatii i oceny dwóch kadencji Reagana, dzisiaj wszyscy bądźmy kinomanami. Film ten, niezgrabnie ciosający czterdziestemu prezydentowi Stanów Zjednoczonych pomnik nie ze spiżu, ale z wazeliny, czyni jego osobie więcej szkody niż pożytku. Wydaje się, iż popkulturowa mitologizacja postaci musi być procesem samoistnym i oddolnym, bo inaczej nieodmiennie skończy się na śmieszności. Grający tytułową rolę Dennis Quaid to przecież aktor o niemałej skali, ale tu, nie ustając w próbach naśladowania swojego bohatera, wydaje się skarlały i karykaturalny. Zresztą i inni członkowie obsady najwyraźniej zostali dobrani według klucza politycznego – jakby chciano naprawić pamiętną skuchę z początku stulecia, kiedy to rolę Reagana powierzono demokracie Jamesowi Brolinowi. Wcielający się w radzieckiego szpiega Jon Voight w wywiadach promujących film jawnie mówił zresztą o konieczności walki z lewacką indoktrynacją. I nie chodzi choćby o to, iż związane z rządami Reagana kwestie problemowe – jak choćby niesławną aferę Iran-Contras – przedstawiono po macoszemu (to jeszcze szłoby zrozumieć), ale o brak jakichkolwiek odcieni szarości.

Ale może należałoby w tym miejscu raz jeszcze przypomnieć, iż hagiografie rządzą się własnymi prawami – to przekonywanie przekonanych, feel-good movies dla wyborców danej partii. Należy jednak przyznać, iż Reagan akurat potrafił komunikować się ponad podziałami. Charyzmatyczny i twardy, a zarazem serdeczny i elokwentny, wykorzystywał hollywoodzkie doświadczenie na potrzeby politycznego spektaklu, jednocześnie wyrastając na jednego z największych liderów zachodniego świata XX wieku. Niewybaczalnym błędem byłoby odmówić mu niepodważalnych zasług dla demokracji, w tym dla naszego regionu, ale nie mówimy o Reaganie per se, ale o filmie. A ten jest zbiorem biograficznych pocztówek mających przedstawić swojego bohatera bardziej jako natchnionego przywódcę potrafiącego spojrzeć daleko poza horyzont niż człowieka z krwi i kości. I może dałoby się to przełknąć, gdyby nie marne wykonanie całości: byle jakie zdjęcia, byle jaka muzyka, byle jak napisane dialogi i byle jaka reszta.

  • Rawhide Pictures
  • MJM Entertainment Group
  • Rawhide Pictures
  • MJM Entertainment Group
  • Rawhide Pictures
  • MJM Entertainment Group

Wystarczy rzut oka na reżysera i wszystko staje się jasne. Za "Reagana" odpowiedzialny jest bowiem Sean McNamara, do tej pory kręcący wyłącznie trzecioligowe szmiry dla dzieci i młodzieży. Dlatego może to i lepiej, iż nie dostał do zmarnowania lepszego scenariusza. Bo to choćby nie rewizjonistyczna próba przepisania lat osiemdziesiątych z perspektywy republikańskiej, a nużąca czytanka z partyjnej ulotki, do tego możliwa do odszyfrowania praktycznie wyłącznie przez tych, którzy posiadają już fundamenty wiedzy o bohaterze filmu i sytuacji politycznej tamtego okresu. McNamara nie trudzi się tłumaczeniem czegokolwiek, zbytnio zajmuje go sprint od dekady do dekady – o karierze aktorskiej przyszłego prezydenta jest tu mało – aby zwolnić dopiero po objęciu przez Reagana urzędu. Ale choćby jeżeli dla reżysera była to faktycznie przyjemna przebieżka, to dla całej reszty – może poza gorliwymi wyznawcami – będzie to raczej mozolne człapanie przez świeżo wylany cement.
Idź do oryginalnego materiału