Uciekająca prawda
„Bunt na Bounty” autorstwa Caroline Alexander jest analogiczną opowieścią. Ta wydana przez Wydawnictwo Poznańskie monumentalna opowieść historyczna to skrupulatne, wielowątkowe śledztwo.
Przedstawione w niej wersje zdarzeń zwielokrotniają się, proste rozwiązania zagadek okazują problematyczne, a „ujrzenie prawdy” coraz bardziej odległe.
Przez ponad sześćset stron wędrujemy między błękitem Pacyfiku, malarycznym powietrzem europejskich kolonii a zimną, mglistą Anglią w celu rozwikłania zagadki jednego z najbardziej znanych i legendarnych wydarzeń w nowożytnej morskiej historii – buntu na żaglowcu Bounty.
Między powieścią historyczną a dramatem sądowym
Bunt na Bounty w ujęciu autorki to opowieść wyjątkowo wieloaspektowa. Stąd też i omawiany tom wbrew pozorom niełatwo zaklasyfikować. Najbardziej oczywiste – jest to napisana w popularnym stylu książka historyczna.
Caroline Alexander „Bunt na Bounty. Historia prawdziwa”, Wydawnictwo Poznańskie
Momentami jednak przypomina ona dramat sądowy, widać to szczególnie w rozdziałach, w których autorka szczegółowo odtwarza proces sądowy buntowników. Jest to też pozycja z pogranicza historii marynistycznej, szczególnie wtedy, gdy Caroline Alexander rekonstruuje heroiczny wyczyn, jakim było przepłynięcie przez kapitana Williama Blighta ponad 3500 mil morskich w przepełnionej rozbitkami łodzi.
Zamiast dokumentów prawniczych i zeznań czytamy tym razem o prądach morskich i metodach nawigacji.
Rewolucja i romantyzm
To także historia o sile opowieści i mitu, o zmaganiach między protagonistą kapitanem Wiliamem Blightem i przywódcą buntowników Fletcherem Christianem. Tym, co szczególnie cenne, jest pokazanie, w jaki sposób żyła legenda o buncie i jak zmieniały się w niej sposoby przedstawiania zarówno kapitana Blighta, jak i buntowników.
Od figury dzielnego kapitana i szumowin-piratów po romantycznych buntowników, którzy przeciwstawili się nieludzkiej tyranii. W tle zmieniającej się dynamiki tego, jak w ludzkiej pamięci portretowano bohaterów buntu na Bounty, mamy rewolucję francuską, romantyczną reakcję na oświecenie, abolicjonistów walczących o zniesienie niewolnictwa…
Wielka historia zmienia ustawienia kalejdoskopu, przez który spoglądamy na ów najsławniejszy z żeglarskich buntów. Mikrohistoria okazuje się zrozumiała, tylko gdy znamy całość dziejowej panoramy, a ta ma sens, gdy podążając za drobiazgową analizą autorki, odnajdujemy ją ucieleśnioną w osobach dramatu rozgrywającego się w skali mikro.
Pieniądz, władza, kolonializm
Caroline Alexander, starając się oddać sprawiedliwość zarówno buntownikom, jak i kapitanowi Blightowi, rekonstruuje mozaikę stosunków klasowych ówczesnej Wielkiej Brytanii, interesy kolonialne i ich splot z interesami brytyjskiej marynarki wojennej.
Śledzi, w jaki sposób podróż po sadzonki chlebowca, bo taki był główny cel wyprawy „Bounty”, splata się z handlem niewolnikami i brytyjskim imperializmem. Historia ta jest też katalogiem ludzkich przywar, zawiści, intryg, słabości.
Dotyczy ona zarówno relacji pomiędzy załogą statku, jak i stosunków między żeglarzami a mieszkańcami Tahiti. W tym ostatnim wypadku na plan pierwszy wysuwa się genderowy wymiar tej historii. Opowieść swym klimatem nieprzypadkowo przypomina momentami nastrój brytyjskiego serialu „Tabu”. Choć tam nie Pacyfik, a Afryka odgrywa główną rolę, to także mamy splot pieniędzy, władzy i kolonializmu.
Książka na zimę
„Bunt na Bounty” to pozycja w sam raz na zimowe, ciemne grudniowe wieczory, gdy brak słońca wynagrodzić może błękit Pacyfiku, co z tego, iż jedynie obecny na kartach powieści. Wydaje się, iż dziś, w dobie tanich lotów, internetu i map satelitarnych dostępnych w telefonie popyt na opowieści marynistyczne zmalał.
Biel żagli, śpiew wiatru na olinowaniu nie przyciąga tak silnie, jak jeszcze kilka dekad temu. Morze wydaje się przyzywać nas mniej.
W czasach, w których słowo antropocen stało się codziennością, równocześnie zanika oddziaływanie na naszą wyobraźnię przez „wielkie błękitne przestrzenie”. Świat jest dziś przepełniony; warto zobaczyć moment w historii, gdy dopiero zaczynaliśmy go kolonizować.