9 listopada Quo Vadis i House of Death odwiedzili krakowski klub Gwarek w ramach trasy Laberinto de la muerte. Czy warto było przyjść?
Przyznaję się bez bicia – nie znałam wcześniej twórczości zespołu Quo Vadis, nie widziałam ich też na żywo. Na krakowskiego giga wybrałam się ze względu na HOD. Ale o nich za chwilę…
Quo Vadis zagrali takie kawałki, jak: Watykan, Orient Express, Dominos, Diabeł Stróż, Cynk, 666 lub Morderca. Diabeł… został zadedykowany kotowi Szojkowi, a Morderca został zagrany na cześć śp.Romana Kostrzewskiego. I o ile raczej preferuję język angielski w metalu, o tyle na samym gigu bawiłam się bardzo dobrze! Skaya, czyli lider zespołu, cały czas zagadywał do publiki i utrzymywał z nią kontakt. Widać też było, iż na koncert nie przyszły przypadkowe osoby, tylko fani grupy. Dopisywała więc bardzo przyjacielska atmosfera, co było mega super!
Polsko-meksykańska gwiazda
Wracając do House of Death, bo to oni byli powodem, dla którego nie zostałam w domu w tamten listopadowy wieczór… Twórczość chłopaków znałam i bardzo lubię ich kawałki. Krakowska publika usłyszała m.in. Into the Fire, Skills N Pills, Grave Dancing, DRC, Devil Walks (podczas którego Skaya i Adam zszedli do publiki zgromadzonej pod sceną), Wage War lub El Mariachi, który był jednym z dwóch ostatnich numerów, które wspólnie na jednej scenie wykonali Quo Vadis i HOD. W trakcie El Mariachi publiczność śpiewała razem z muzykami, a co więcej, Adam, Skaya, Paweł oraz Juan zeszli do widzów.
Jednym zdaniem – było zajebiście! A mówiąc bardziej szczegółowo – wszyscy muzycy są bardzo charyzmatyczni i dają z siebie 100%! Sam Juan jest świetnym wokalistą i bardzo dobrym liderem! Zagadywał do publiki, a w połączeniu z poczuciem humoru i charyzmą Skayi stanowią świetny duet! Żarty, kumpelska atmosfera i charyzma sprawiły, iż to był jeden z lepszych koncertów, na jakich byłam! Szkoda tylko, iż nie usłyszałam na żywo Fake It Till You Make It, ale mogę przymknąć na to oko…
Na pewno jeszcze nieraz się do House of Death wybiorę!