O historii skansenu w Osieku nad Notecią i o nowych wyzwaniach rozmawiam z Romanem Skibą, zastępcą dyrektora Muzeum Okręgowego w Pile.
Przypadek
Małgorzata Leśniak: Historia Muzeum Kultury Ludowej w Osieku zaczęła się od przypadku. W 1972 roku na wzgórze morenowe przyjechali robotnicy budowlani po piasek. I to wtedy, jak czytamy na stronie skansenu:
„Odkopano wielokomorowy grób skrzynkowy z kilkunastoma popielnicami. Rozpoczęte potem prace wykopaliskowe, odsłoniły pochówki ciałopalne od wczesnej epoki żelaza do czasów wpływów rzymskich”.
Roman Skiba: Znalezisko było nietypowe. Zwykle takie groby to były zrobione z kamiennych płyt pojedyncze skrzynie, wewnątrz których znajdowało się gliniane naczynie z prochami. To odkrycie było wyjątkowe, bo skrzynie były połączone i stanowiły ciąg.
ML: Mówimy o eksponatach związanych z pochówkiem. Czy podczas prac na tym stanowisku archeologicznym znaleziono tylko eksponaty dokumentujące pradziejową kulturę funeralną?
RS: Na tym terenie były jedynie pochówki. Wiemy, iż w dawnych kulturach cmentarze były w pewnej odległości od osad. To wynikało z wierzeń. Do dziś nie znamy dokładnej lokalizacji osady albo osad zamieszkiwanych przez ludzi, których szczątki odkryło znalezisko z 1972 roku.
ML: Wróćmy do odkrycia na wzgórzu morenowym w Osieku. Zachowane zapiski mówią, iż znalezisko zelektryzowało lokalną społeczność.

Fragment eskpozycji archeologicznej w skansenie w Osieku, fot. Muzeum Kultury Ludowej w Osieku nad Notecią
RS: W środowisku miejscowych działaczy kulturalnych od lat 60. kiełkowała idea stworzenia skansenu Ziemi Krajeńskiej. Przypadkowe odkrycie dostarczyło argumentów, żeby przekuć w czyn to, co było ideą. Tak powstała koncepcja stworzenia rezerwatu archeologicznego.
ML: Iskrę podchwyciły media i naukowcy z uniwersytetu w Toruniu i pomysł nabrał rozpędu.
RS: Tak, a w 1974 roku pod patronatem „Ilustrowanego Kuriera Polskiego” powstał Komitet Budowy Rezerwatu Archeologiczno-Etnograficznego w Osieku nad Notecią.
ML: Mówimy o początku lat 70. Czy to były czasy sprzyjające pomysłom tworzenia miejsc prezentujących kulturę ludową?
RS: Jeszcze w latach 60. rozpoczął się boom na tworzenie muzeów regionalnych. To w latach 60. i 70. powstawały największe w kraju skanseny.
ML: Cofnijmy się do czasu odkrycia grobów i przypomnijmy, iż mówimy o okresie przed reformą administracyjną lat 70.
RS: Wracamy do czasu sprzed reformy, która wydzieliła 49 województw. Osiek jest w granicach powiatu wyrzyskiego. Nie ma jeszcze Muzeum Okręgowego w Pile, jest Muzeum Okręgowe w Bydgoszczy i to ta placówka zajęła się wykopaliskami. To, co znaleziono wtedy w Osieku, trafiło do Bydgoszczy.
ML: Co więc znalazło się na ekspozycji w skansenie?

Zagroda z Czajcza l. 30. XX w., fot. R. Skiba
RS: Prezentowane dziś zbiory pochodzą z wykopalisk prowadzonych już w czasach po reformie administracyjnej, czyli z okresu, kiedy skansen znalazł się w granicach administracyjnych województwa pilskiego.
ML: Kiedy pieczę nas skansenem przejęło Muzeum Okręgowe w Pile?
RS: Po reformie administracyjnej z 1975 roku Osiek nad Notecią znalazł się województwie pilskim. Trzy lata później powstający skansen przejęło Muzeum Okręgowe w Pile.
ML: I to jest ten moment, od którego zaczęła się pisać historia muzeum w Osieku?
RS: Tak, to jest data, do której się odnosimy, organizując np. jubileusze. Za dwa lata nasz skansen będzie więc obchodzić 50-lecie istnienia.
ML: Jaki był stan inwentarzowy w pierwszych latach funkcjonowania muzeum w Osieku?
RS: Po zakończeniu badań archeologicznych zbudowano trzy pawilony prezentujące pradziejowe znaleziska. Pod koniec lat 70. XX wieku na teren muzeum zaczęto przenosić ginące przykłady drewnianego budownictwa wiejskiego.
ML: Co po prawie półwieczu istnienia ma dziś do pokazania zwiedzającym skansen?
RS: Na terenie muzeum w Osieku stoją dziś 32 budynki. Wśród nich chałupy i stodoły, choć tych ostatnich nie ma dużo, bo kilka się ich zachowało w naszym rejonie. Mamy też trzy wiatraki („koźlak”, „paltrak” i „holender”), remizę, tartak, kuźnię, szkołę wiejską, warsztaty rzemieślnicze (kowala i szewca), sklep i karczmę oraz cztery budynki inwentarskie.
ML: A jeden z najnowszych nabytków to chałupa ze Świętej.
RS: Tak, chałupa ze wsi pod Złotowem stanęła na terenie skansenu pod koniec ubiegłego roku.
Podróż chałupy ze Świętej
Czas na opowieść o podróży chałupy ze Świętej. Ale zacząć muszę od wyjaśnienia. Nie poświęcałam dotąd uwagi tematowi przenoszenia chałup, ani innych budowli, z miejsca na miejsce. Nie wiedziałam, jak wygląda taka operacja i ile czasu zajmuje.
Gdyby mnie ktoś zapytał, to zmuszona do zgadywania, powiedziałabym, bez pewności w głosie, iż chałupę pakuje się na pakę i wiezie z punktu A do punktu B.



Koniec tematu, sprawa załatwiona. Dziś wypada mi dziękować za wszystkie lekcje życiowe, które mnie nauczyły, iż pewność w głosie powinna być zarezerwowana dla spraw nielicznych. Tych, których dotknęłam własną ręką i na które spojrzałam własnym okiem. Cała reszta pływa w oceanie niepewności. A teraz już zaczynamy opowieść o tym, jak to z podróżą chałupy ze Świętej do skansenu w Osieku było.
ML: Chciałabym zrozumieć, jak wygląda operacja przeniesienia chałupy z miejsca na miejsce od strony technicznej. Zacznijmy od początku. Skąd bierze się informacja o starej chałupie, która mogłaby być cennym nabytkiem dla skansenu?
RS: Wszystkie zabytkowe budynki są pod opieką Urzędu Ochrony Zabytków. Budynki są wpisane, w zależności od ich wartości historycznej, albo do rejestrów zabytków, albo do ewidencji zabytków. W tej drugiej grupie są obiekty o niższym poziomie ochrony. Łączy je jedno: i tych z pierwszej kategorii, i tych z drugiej, nie można bez zgody konserwatora zmieniać. Dlatego wiemy, gdzie i jakie są zabytki. jeżeli ktoś chce się dowiedzieć, czy na danym terenie jest zabytkowy budynek, to wystarczy zajrzeć do rejestrów prowadzonych przez Wojewódzki Urząd Ochrony Zabytków.
ML: To są otwarte rejestry? Każdy może mieć do nich dostęp?
RS: Tak.
ML: Wracamy do chałupy w Świętej. Kto zaproponował, żeby przenieść ją do Osieka?
RS: Pierwszy krok wykonała pani konserwator – Iwona Żerebiło, kierownik Delegatury w Pile Wojewódzkiego Urzędu Ochrony Zabytków, bo to ona dostaje informację, iż właściciel któregoś z zabytkowych obiektów chce go np. rozebrać – jak było tym razem. W takiej sytuacji konserwator podejmuje działania, by ochronić zabytkowy budynek. Pani konserwator zwróciła się do muzeum z pytaniem, czy nie podjęłoby się zadania przeniesienia chałupy. A my się zgodziliśmy.
ML: I to był pierwszy krok. Po nim zaczęły się przygotowania do relokacji.

Dokumentacja relokacji chałupy w Świętej, fot. Małgorzata Leśniak
RS: Na początek, przed rozbiórką budynku, trzeba mieć zgodę, którą na podstawie dokumentacji wydaje Powiatowy Inspektor Nadzoru Budowlanego. A żeby dobrze zrozumieć, z jak pracochłonną procedurą mamy do czynienia podczas relokacji obiektu, wystarczy spojrzeć na ilość zgromadzonych dokumentów.
To istotny moment w tej rozmowie, bo na stole ląduje pierwszy segregator. Będziemy je liczyć.
RS: Zaczynamy od przeprowadzenia badań architektonicznych.
ML: Kto się tym zajmuje?
RS: Odpowiada za nie konserwator zabytków. Przeprowadza on badania obiektu, określając fazy rozwoju budynku, oznaczając, z jakiego okresu pochodzą.
ML: Jak to wyglądało w przypadku domu ze Świętej?
RS: Konserwator opisuje każdą belkę, każdy słup i każdy zastrzał, więc wiemy, z jakiego okresu pochodzą poszczególne elementy. Analizuje techniki wiązań ciesielskich, sprawdza, czy belka była cięta, czy była toporowana. Sprawdza też, czy konstrukcja więźby dachowej jest oryginalna. Badania architektoniczne chałupy z Świętej wykonał dr hab. Maciej Prarat, profesor UMK z Katedry Konserwatorstwa. Cały budynek został rozłożony na części.
ML: Operacja przypomina zabawę klockami Lego.
RS: Tak, a celem jest stworzenie instrukcji, która później pomoże w odtworzeniu budynku. W kolejnym etapie musimy zdecydować, do którego okresu się cofamy.
ML: Czyli?
RS: Chodzi o to, jaki okres chcemy pokazać w odtworzonym budynku. Badania konserwatora powiedziały nam, iż budynek powstał w połowie XIX wieku. Kolejne fazy to lata 30. XX stulecia i wreszcie druga połowa ubiegłego wieku. Musimy zdecydować, który moment chcemy odtworzyć.



ML: Od czego zależy decyzja?
RS: Odpowiedź dają nam wyniki badań konserwatora. o ile okazuje się, iż mamy jakieś białe plamy i nie wiemy, jak dana część budynku wyglądała w danym momencie, to nie możemy wymyślać. Musimy pokazać najwcześniejszy okres, który jesteśmy w stanie w stu procentach odtworzyć.
Pamiętajmy, iż muzeum przenosząc budynek na swój teren, jednocześnie przejmuje obowiązek jego ochrony, więc tu nie ma miejsca na wymyślanie. Sprawa jest prosta. Albo coś wiesz, bo masz badania, które to potwierdzają, a o ile nie wiesz, to pokazujesz to, co do czego jesteś pewny, iż tak to wyglądało.
ML: I jaka była decyzja w przypadku zabudowania ze Świętej?
RS: Zanim odpowiem, dodam, iż mamy do dyspozycji też zdjęcia, plan przebudowy z lat 30. ubiegłego wieku, ale też wspomnienia ludzi zamieszkałych w tym domu. Postanowiliśmy, iż pokażemy, jak ten budynek wyglądał w latach 30. XX wieku.
ML: Ale plan pokazuje więcej koloru żółtego, który zgodnie z legendą oznacza elementy pochodzące z XIX wieku. Skąd więc decyzja, żeby pokazać stan budynku z XX stulecia?
RS: Nie wiemy, jak w XIX wieku był pokryty dach. Zachowane wewnątrz elementy, np. piece, ale i komin, pochodzą z lat 30. XX wieku. Na początku XX wieku została też wymieniona podwalina. Jest także kwestia wyposażenia chałupy. Wiemy, iż łatwiej będzie umeblować ją eksponatami z początku XX wieku.
ML: I wracamy do dokumentacji. Co dalej?
RS: Teraz pałeczkę przejmuje architekt, który bazując na badaniach konserwatora, robi inwentaryzację rysunkowo-pomiarową. Przedstawia stan obiektu przed rozbiórką i na bazie inwentaryzacji sporządza dokumentację rozbiórki. Trzeba podkreślić, iż odpowiedzialny za to zadanie architekt musi posiadać doświadczenie w inwentaryzowaniu zabytków i wiedzę dotyczącą dawnych technik budowlanych.
Dokumentację domu ze Świętej wykonała pani architekt Beata Piaskowska, która jest pracownikiem Katedry Konserwatorstwa Uniwersytetu w Toruniu.

Dokumentacja relokacji chałupy w Świętej, fot. Małgorzata Leśniak
W tym momencie na stole ląduje drugi segregator.
RS: Przygotowana przez architekta dokumentacja trafia do Powiatowego Inspektora Nadzoru Budowlanego i na podstawie tych dokumentów wydawana jest zgoda na rozbiórkę budynku.
ML: Kto robi rozbiórkę?
RS: Fachowcy, ludzie, którzy mają doświadczenie w tego typu zadaniach. Każdy element jest ponumerowany i opisany. Zabieramy wszystko, cegły, belki, a jeżeli się da, to choćby glinę z polepy w chałupie.
ML: Chałupa jest już rozebrana na części. Co dalej?
RS: Tu znowu wkracza architekt.
Roman Skiba sięga po kolejny segregator, który dołącza do poprzednich na stole. Nie zapominamy o liczeniu. To już trzeci.



RS: Tym razem architekt robi dokumentację złożenia budynku. Trzeba podkreślić, iż wszystkie etapy wymagają współpracy między konserwatorem, architektem i muzealnikami. W momencie, gdy architekt przystępuje do opracowania tej dokumentacji, wie już, jaki okres z historii obiektu chcemy odtworzyć.
ML: Co się dzieje z dokumentacją przygotowaną przez architekta?
RS: Trafia ona do Powiatowego Inspektora Nadzoru Budowlanego, który wydaje zgodę na budowę.
ML: Jest zgoda i co dalej?
RS: Teraz trzeba znaleźć fachowców, którzy poskładają wszystkie elementy i odtworzą budynek zgodnie z planem.
ML: Czy to jest ta sama ekipa, która rozbierała budynek?
RS: Logika podpowiada, iż tak by mogło być, bo jeżeli ktoś rozbierał budynek, to będzie pamiętał poszczególne elementy. Prawda jest taka, iż funkcjonujemy w rzeczywistości, która nakazuje nam postępowanie w granicach przepisów. Każde zadanie wymaga więc rozpisania przetargu, w którym wyłaniany jest wykonawca. Może być oczywiście i tak, iż firma, która była odpowiedzialna za rozbiórkę, przystąpi do przetargu, w ramach którego szukamy wykonawcy złożenia budynku, i go wygra.
ML: Kiedy chałupa ze Świętej stanęła na terenie skansenu?
RS: W końcówce ubiegłego roku.
ML: Porozmawiajmy więc o czasie. Kiedy po raz pierwszy pojawił się pomysł relokacji?
RS: Same rozmowy zaczęły się w styczniu 2021 roku. To wtedy Iwona Żerebiło zwróciła się do nas w sprawie domu w Świętej.
ML: Czyli potrzebne były prawie cztery lata. Tyle trwała operacja przeniesienia chałupy, od pomysłu do realizacji?
RS: Pierwsze miesiące to były ustalenia i rozmowy, także z właścicielką domu w Świętej. Samo zadanie relokacji rozpisane było na trzy lata.
ML: Pamiętajmy też, iż potrzebne są pieniądze na sfinansowanie zadania. Na stronie muzeum znalazłam informację, iż kwota dofinansowania ze środków Samorządu Województwa Wielkopolskiego wyniosła 1 131 735,17 zł. Ktoś mógłby powiedzieć, iż to wysoka cena za chałupę.

zagroda z Czajcza l. 30. XX w., for. R. Skiba
RS: A ja powiem, iż ten obiekt, poza wartością etnograficzną, ma też znaczenie historyczne. Budynek w Świętej miał duże znaczenie dla społeczności lokalnej. W okresie zaborów na tym terenie były intensywne działania germanizacyjne i to właśnie w tej chałupie spotykali się członkowie Związku Polaków w Niemczech. To w tym domu odbywały się ich zebrania.
ML: Skąd to wiemy?
RS: Z badań przeprowadzonych przez konserwatora. W przygotowanej przez niego dokumentacji jest część historyczna, w której zawarte są informacje dotyczące historii rodziny, która mieszkała w domu. Dowiadujemy się, kto go zbudował i poznajemy losy jego mieszkańców.
ML: I co wiemy?
RS: Wiemy, iż dom zbudowali przed rokiem 1866 Wawrzyniec Rożeński i jego syn Jakub. Poznajemy też kolejne gałęzie drzewa genealogicznego rodziny. Na końcu jest Marianna, która była ostatnią właścicielką domu i zmarła w 2003 roku. Dom odziedziczyła wnuczka Marianny i to z nią prowadzone były rozmowy w sprawie przejęcia budynku przez muzeum.
ML: Wróćmy do historii i okresu zaborów.
RS: Źródła podają, iż w czasie, gdy Krajna należała do Prus, w domu Feliksa Rożeńskiego odbywały się spotkania ludności polskiej. Większość rodziny Rożeńskich była aktywnymi działaczami polonijnymi i współpracowała ze Związkiem Polaków w Niemczech. Warto też wspomnieć o synach Franciszka Rożeńskiego: Janie, Piotrze i Pawle.
Piotr Rożeński po pierwszej wojnie światowej został wybrany mężem zaufania miejscowego oddziału Związku Polaków w Niemczech, brał też udział w powstaniu wielkopolskim. Piotr i Paweł zapisali się na kartach historii jako uczestnicy strajku szkolnego z 1906 roku. Z kolei Jan Rożeński w 1920 roku starał się o przyjęcie do Seminarium Nauczycielskiego w Toruniu, ale władze niemieckie nie wydały mu paszportu, więc nielegalnie przekroczył granicę.
ML: Wydawać by się mogło, iż to niepozorna chałupa, a w tych ścianach hulał wiatr historii, naszej historii.
RS: I tu wracamy do pytania o to, czy milion złotych to dużo za zachowanie chałupy. To jest nasze dziedzictwo kulturowe, a tego nie można przeliczać na złotówki.
Ostatni rzut oka na stół, przy którym rozmawiamy. Do tych zliczanych po drodze segregatorów dołączyły mniej obszerne teczki. Patrzę na historię relokacji chałupy ze Świętej. Ułożone w stos dokumenty robią wrażenie. Już wiem, iż nie da się przewieźć chałupy na pace w jeden dzień. I to jest moja lekcja historii, którą zapamiętam.



Nie święci garnki lepią
ML: Zostawmy przeszłość i porozmawiajmy o tym, co dziś. Skansen jest otwarty dla zwiedzających, ale organizujecie też imprezy plenerowe.
RS: W ofercie edukacyjnej mamy: „Wielkanoc w skansenie”, „Od ziarenka do bochenka”, „Dzień dziecka w skansenie”, „Żywy skansen” oraz „Jesień w polu i zagrodzie”. Muzeum organizuje też imprezy plenerowe: „Wielkanoc na Krajnie”, „Majówka w skansenie”, „Festyn etnograficzny”, „Niedziela w skansenie” i „Pożegnanie lata”. Dla najmłodszych przygotowujemy warsztaty pod hasłami „Od kraszanki do pisanki” i „Pieczemy pierniki krajeńskie”.
ML: To jest ta działalność, która wpisuje się w szeroko rozumiane upowszechnianie kultury ludowej.
RS: Tak, ale warto podkreślić, iż forma tej działalności się zmienia.
ML: Czyli?
RS: Zauważamy, iż masowe imprezy plenerowe, np. dla całych szkół, są mniej popularne.
ML: Dlaczego?
RS: Lepiej sprawdzają się zajęcia w mniejszej grupie. Wtedy możemy zaproponować bezpośredni kontakt, bo nie trzeba dzielić uwagi na kilkaset dzieci. My to widzimy i chcemy wychodzić naprzeciw tym potrzebom. Stąd pomysł organizowania warsztatów zielarskich, pieczenia chleba czy lepienia garnków. Dla małych grup szkolnych, ale też dla rodzin.
ML: Masowe imprezy się nie sprawdzają?
RS: Kiedy mamy na miejscu kilkaset dzieci, to przeradza się to w formę pikniku. A ten, choć na pewno może dać dzieciom dużo radości, nie sprzyja przekazywaniu wiedzy i dzieleniu się kulturą naszych przodków.
ML: Czy lekcje dla mniejszych grup są interaktywne?

Majówka w skansenie, fot. Muzeum Kultury Ludowej w Osieku nad Notecią
RS: Tak, i to jest ich siła. jeżeli warsztaty dotyczą np. wypieku chleba, to każde dziecko trzyma w rękach chleb. jeżeli są to warsztaty garncarskie, to każde dziecko ma okazję, żeby poczuć w rękach glinę i gotowy garnek. I to jest przewaga zajęć organizowanych dla mniejszych grup nad imprezami masowymi, bo nie sposób, żeby każde z kilkuset dzieci obecnych na pikniku mogło wszystkiego dotknąć.
ML: Bo nie ma na to czasu. Myślę, iż duże pikniki mają inne zadanie, są okazją do integracji i do spędzenia czasu w wyjątkowym otoczeniu. A jeżeli przy okazji coś zostanie w pamięci dzieci, to zawsze mogą wrócić po więcej.
RS: To jest nasz cel. Żeby muzeum nie kojarzyło się dzieciom z nudą i szurającymi po posadzkach kapciami. Oferta musi być na tyle ciekawa, żeby mogła rozbudzić w dziecku ciekawość, bo to ona każe mu wracać po więcej.
Roman Skiba – zastępca dyrektora Muzeum Okręgowego im. Stanisława Staszica w Pile, którego oddziałem jest Muzeum Kultury Ludowej w Osieku.