Przyłóż ucho do ziemi

kulturaupodstaw.pl 2 godzin temu
Zdjęcie: fot. Anna Stachurka


Sebastian Gabryel: Wasza muzyka jest głęboko zanurzona w naturze jako żywiole – tajemniczej, zmiennej, nieprzewidywalnej. Skąd taka potrzeba powrotu do pierwotnych elementów?

Szymon Siwierski: Świat wokół nas mocno pędzi, gna. Nie pozwala skupić się na tym, co jest naprawdę ważne i co nas tworzy jako ludzi. Jesteśmy przecież wszyscy stworzeni z pierwiastków, a te – dzięki żywiołom takim jak ogień czy woda – wchodzą w reakcje, budując wszystko. Dosłownie wszystko. Dlatego nasza muzyka jest w jakiś sposób ukłonem skierowanym do tych pierwotnych elementów.

Paulina Frąckowiak: Odcięci od natury, której jesteśmy częścią, nie możemy być zdrowi i szczęśliwi. Zrozumienie, iż należymy do skomplikowanego ekosystemu i iż podlegamy jego prawom, przynosi spokój, ale też cenną świadomość, iż zaburzenie równowagi w przyrodzie wpływa bezpośrednio na każde życie na planecie.

Wieczornik, fot. Anna Stachurka

Łukasz Świętek: Wybraliśmy taką ścieżkę, ponieważ daje ona szeroki wachlarz możliwości w warstwie poetyckiej i muzycznej, ale tworzymy też dla samych siebie. Z pewnością każdy z nas ma swoje wytłumaczenie. Nie zawężamy tematyki tylko do tego, co ludzkie – a często wręcz przeciwnie – kłaniamy się żywiołom, organiczności, prawdziwości. Dzięki temu uzyskujemy coś więcej niż piosenki – to w pewnym sensie wielobarwne obrazy, które każdy może interpretować na swój sposób lub wykorzystać tę muzykę do odpoczynku, refleksji.

SG: W opisie zespołu pojawia się wezwanie: „przyłóż ucho do ziemi i wróć do domu”. Jak dziś rozumiecie to „wracanie do domu”? Czy to bardziej powrót do siebie, do wspólnoty, czy może do czegoś duchowego, co wciąż wymyka się słowom?

P.F.: Tak, chodzi o wszystkie wymienione elementy, ale przede wszystkim o powrót do naszych leśnych i ziemskich korzeni, o których mówiliśmy wcześniej.

Las przez stulecia był dla człowieka domem, który dostarczał mu wszystkiego, czego potrzebował – i to jest w nas zapisane.

Stąd najważniejszy dla naszego dobrostanu jest kontakt z nim, zanurzanie się w zieleń. Równie ważna jest umiejętność wsłuchiwania się w siebie, czytania swoich reakcji, emocji, przeczuć – bycie w stałym kontakcie ze sobą. Przebywanie w naturze w tym pomaga i znowu elementy pięknie się zazębiają.

S.S.: Wszystko, o czym powiedziałeś, jest ważne. Wydaje mi się, iż nie powinniśmy starać się rozgraniczać tego wszystkiego – czyli siebie, wspólnoty i duchowości. Tak jak muzyka to synteza melodii, harmonii, barwy i rytmu, tak nasze życie i życie świata to też swego rodzaju jedno wielkie połączenie.

Ł.Ś.: To w dużej mierze również powrót do korzeni muzycznych – naszego folkloru, a wręcz ludowości. Nasza muzyka jest jednak bezgraniczna i wykorzystuje także stylistykę innych kultur, choćby arabskie ozdobniki czy mantryczną powtarzalność. Te nieeuropejskie wpływy są dla nas trochę nieznane, co wprowadza szczyptę magii i wrażenie podróży.

W tekstach również wchodzimy na nieprzetarte szlaki.

Słowa i tematyka – czasem wręcz dziwaczne, a z pewnością takie, których nie znajdziemy w muzyce popularnej – dodają mistycyzmu i poszerzają horyzonty o duchowość. Emocje i nastroje, które przychodzą na myśl po przesłuchaniu naszych utworów, nie są szablonowe – poza „oklepanym” smutkiem, euforią czy gniewem wykreowaliśmy także podniosłość, lęk i elegancję. Te emocje zostały niejako zapomniane we współczesnej muzyce.

Wieczornik, fot. Anna Stachurka

SG: Utwór „Wwodowzięta” – jeden z zapowiadających wasz album, który ma ukazać się w pierwszym kwartale 2026 roku – balansuje między jawą a snem, rzeczywistością a mitem. To właśnie ten stan „pomiędzy” jest dla was szczególnie twórczy?

S.S.: Powiem szczerze, iż gdy komponuję, to w głowie mam głównie myśl, aby to, co stworzę, było dobre. Oczywiście często łapiemy inspirację, będąc w takim zawieszeniu, o którym powiedziałeś, ale sam proces tworzenia jest rzeczą czysto techniczną. Mam nadzieję, iż nie zniszczyłem tym twojego obrazu twórcy jako uduchowionej jednostki… (śmiech)

P.F.: Obrabianie idei to proces techniczny, ale istotnie często zaczyna się od czegoś „nie z tego świata” – melodii czy myśli, które przyszły nie wiadomo skąd, jakiegoś przebłysku świadomości. Ten stan między jawą a snem jest szczególny i przynosi wyjątkowe wglądy i połączenia.

Mózg działa na innych falach i sądzę, iż mamy wtedy dostęp do innych wymiarów naszej egzystencji, których nie możemy dosięgnąć, funkcjonując w świecie materii.

W tekście wspominam o pięknych harmoniach, które czasem słyszę we śnie czy około-śnie. Nie sposób powtórzyć ich po przebudzeniu – zostaje tylko wrażenie spotkania z boskim pierwiastkiem.

SG: W innej z piosenek – „Ostatnim dniu lata” – czuć wyraźnie zarówno melancholię jakiegoś końca, jak i akceptację przemiany. Czy myślicie o swojej muzyce jako o formie rytuału przejścia – z jednego czasu, nastroju, stanu w drugi?

Ł.Ś.: Tak, ten utwór to także wiersz o nieubłaganie mijającym lecie – przenikanie się obawy z nadzieją. Te wszystkie elementy zostały tu zawarte. W tym, jak i w innych kompozycjach Wieczornika, możemy znaleźć symbolikę, która nie zawsze jest oczywista.

W końcowym fragmencie utworu dołącza punktowana gitara, która – niczym tykający zegar – przypomina o płynącym czasie.

Chwilę później forma staje się coraz bardziej oszczędna, a instrumenty zostają – wręcz brutalnie – pozbawione swojego brzmienia, tak aby finalnie zakończyć utwór rozmarzonym brzmieniem fortepianu z pogłosem, który daje nadzieję na powrót do czasu wakacji w przyszłym roku. Zimność, ciemność, senność nie są wieczne.

P.F.: Te przejścia i przenikania to istotny motyw w naszej twórczości. Żyjemy według różnych cyklów – dobowego, miesięcznego, rocznego, etapów życia – w przestrzeniach cielesnej, duchowej i intelektualnej, w sferze sacrum i profanum, itd. Dualizm, biegunowość to nieodłączna część ludzkiego, ziemskiego losu. Te różne podziały, nieustająco przeplatające się wątki i światy, pokazuję w wieczornikowych tekstach, stąd pomysł na tytuł płyty „Równoległoświaty”, który będzie jednocześnie tytułem planowanego koncerto-spektaklu.

S.S.: No właśnie, już teraz – o ile możemy się pochwalić – chcielibyśmy wspomnieć, iż w lutym w Teatrze Polskim w Poznaniu premierę będzie miał koncert performatywny „Równoległoświaty”, oparty na naszej muzyce. W nim chcemy dzięki różnych środków artystycznych stworzyć właśnie taki rytuał przejścia.

SG: Jakiego rodzaju doświadczenie chcecie stworzyć tym dla odbiorcy?

P.F.: Doświadczenie multisensoryczne, immersyjne – modne teraz słowo, interdyscyplinarne. Nasze utwory słowno-muzyczne wzbogacimy środkami teatralnymi – scenografią, kostiumami, interakcją z widzami. Wystąpią z nami goście, którzy pomogą nam wspólnie stworzyć doświadczenie inspirowane shinrin-yoku, czyli kąpielami leśnymi. Całość ma – tak jak one – koić ciało i duszę oraz zapraszać do tego przykładania ucha: do ziemi, do siebie i innych istot, z którymi koegzystujemy.

SG: Skoro już o koegzystencji mowa, to nie ma wątpliwości, iż wasza muzyka jest szalenie organiczna – instrumenty i głosy nie tylko współbrzmią, ale i oddychają wspólnym rytmem. W jakim dokładniej kierunku będziecie go wygrywać na nadchodzącej płycie?

Wieczornik, fot. Anna Stachurka

Ł.Ś.: Instrumenty w tym projekcie są tak samo istotne jak tekst. Wyróżniamy się w tej kwestii – te momenty instrumentalne to nie są popisowe solówki, tylko chwile, w których można zaczerpnąć ich organicznego brzmienia.

Gramy w dużej mierze akustycznie, a muzyka nie jest samplowana.

Niczego tu jednak nie brakuje – wiolonczela potrafi brzmieć jak kosmiczny syntezator, który przeskakuje między alikwotami. Nie ma tu pełnoprawnej perkusji, a rytmy – choć w naszym przypadku to bardziej puls, tętno – wyznaczają bas i przeszkadzajki. I to nietypowe – półmetrowa, wysuszona fasola z Afryki czy naszyjnik z pereł.

P.F.: Mamy pięciu różnych muzyków, ale istotne jest to, iż nie ma wśród nich perkusji. Mi daje to przestrzeń na zabawę właśnie z takimi różnymi nietypowymi przeszkadzajkami – używam muszli, kamieni, biżuterii. A wspólne łapanie pulsu, oddechu, bez stałego odnośnika czasowego w postaci zestawu perkusyjnego czy metronomu, na pewno jest w zgodzie z tym, co w naszych piosenkach przekazujemy.

S.S.: Jesteśmy kwintetem i każdy z nas ma wpływ na to, jak te utwory ostatecznie brzmią. Każdy z nas ma też inną wrażliwość, osobowość i poczucie estetyki, w związku z tym płyta będzie zróżnicowana, ale oczywiście nie wykraczająca zanadto poza stylistykę, która towarzyszy nam od samego początku istnienia zespołu.

SG: W wielu środowiskach muzycznych coraz częściej wraca potrzeba ciszy, prostoty, duchowości. Jak myślicie, czego dziś ludzie najbardziej szukają w muzyce?

S.S.: Właśnie tego! Chcielibyśmy tworzyć dla odbiorców, którzy poszukują pewnego rodzaju odcięcia od pędzącej rzeczywistości. Mogę mówić tylko za siebie, a nie w imieniu całego zespołu, ale na pewno ja tego pragnę i kocham te chwile, kiedy mogę trochę zwolnić, odsapnąć.

P.F.: Przesyt to naturalna reakcja na napompowane superprodukcje, którymi jesteśmy od tak dawna karmieni. Wpisujemy się więc w szerszy trend, który jest nam bliski i którego częścią chcemy być. W dobie AI naturalność, autentyczność i szczerość nabierają szczególnego znaczenia – i to ich ludzie będą szukać także w muzyce, równolegle zachłystując się możliwościami, jakie daje technologia. I tak wracamy do wątku nieodłącznej dualności ludzkiego doświadczenia.

Wieczornik – poznański zespół działający na styku muzyki alternatywnej, akustycznej i eksperymentalnej. Grupę tworzy pięcioro muzyków związanych ze środowiskiem artystycznym Poznania: wokalistka i aktorka Ola Samelczak, pianista i kompozytor Szymon Siwierski, basistka i autorka tekstów Paulina Frąckowiak, gitarzysta Łukasz Świętek oraz wiolonczelistka Agnieszka „Kova” Kowalczyk. Na początku 2026 roku Wieczornik wyda swój debiutancki album. Pierwszym singlem promującym wydawnictwo jest „Wwodowzięta” – kompozycja łącząca organiczne brzmienia z tekstem inspirowanym motywami wody i przemiany.

Idź do oryginalnego materiału