Przyjaciel Żeni

polregion.pl 8 godzin temu

Słuchaj, opowiem Ci trochę o naszym przyjacielu Januszu.
W końcu września, na krakowskim cmentarzu, powoli sunęła trumna wśród żałobnej procesji. Wojtek spuścił głowę, wpatrując się w ziemię, jakby nie mógł pojąć, co się właśnie wydarzyło w jego życiu. Nie miał myśli, nie czuł nic jakby sam już nie żył, a jego ciało leżało w trumnie.

To było osiemnaście lat temu. Na przerwie w pierwszej klasie Wojtek i Janek wpadli w tarapaty na szkolnym podwórku i zaczęli naprawdę się bić. Błoto, kurz, krzyk dzieci za nimi.
Dawaj, Janek! wołała jedni, Uderz go, Wojtku! krzyczeli inni. W pewnym momencie Janek zahaczył przeciwnika za ucho. Ten podskoczył z krzykiem i bój się przerwał. Chłopcy siedzieli na ziemi, patrząc na siebie, a Wojtkowi po policzku kapała krew. Dzwonił dzwonek.

Oczywiście po tym się pogodzili. Od tamtej chwili stali się nierozłączni. Wojtek był uczniem pilnym, zawsze podnosił rękę, by odpowiedzieć nauczycielowi. Janek za to był trochciak i wieczny niesforny nauczyciele nie szczędzili mu uwag. Przez dziesięć lat siedzieli przy tej samej ławce. Mieli mnóstwo wspólnych zainteresowań.

Wtedy obaj zakochali się w Jadwidze, dziewczynie z równoległej klasy. Smukła blondynka o oczach jak dwa niebieskie jeziora. Tańczyła balet, a my biegaliśmy, by ją zobaczyć. Każdy miał nadzieję, iż wybierze go. Jadwiga nie spieszyła się z decyzją, nie wyróżniała nikogo. Szkoła minęła, matura zaśpiewała, a każdy poszedł swoją drogą.

Wojtek marzył o studiach na uniwersytecie, ale jak to w życiu, wiedza to nie jedyny warunek przyjęcia. Konkurs był wysoki, a rodzina nie bogata płatny kierunek nie wchodził w grę. Musiał więc wybrać technikum. Janek, z zamożniejszej rodziny, nie miał ochoty wciągać się w naukowy świat. Zaskoczył wszystkich, kiedy został praktykantem w warszawskim warsztacie samochodowym. Decyzja okazała się trafna i perspektywiczna. Jadwiga nie ruszyła się do uczelni, wyjechała z grupą taneczną za granicę, żeby zarobić. Szansa jak ta przychodzi raz w życiu ryzykowała.

Mimo iż rozeszli się po różnych zakątkach, utrzymywali kontakt. Dzwonili, wymieniali się nowinkami. Wojtek i Janek spotykali się częściej, wieczorami w kawiarniach i klubach. Janek zawsze wprowadzał coś nowego, życie kipiało.

Po technikum Wojtek trafił do fabryki i jednocześnie podjął studia zaoczne. Janek, po kilku latach doświadczenia w warsztacie, otworzył własny garaż przy Pomorzu, zatrudnił kilku pracowników i po trzech latach miał już świetny samochód był już prawdziwym biznesmenem.

Jadwiga wróciła po pięcioletnim kontrakcie za granicą. Umówili się, żeby spotkać się razem w restauracji przy Starym Mieście. Siedzieli przy stoliku, czekając. Serce Wojtka biło jak szalone.
Janek, patrz, czy tak powinno? dopytywał, nerwowo podciągając krawat.
Spoko, nie ma co się stresować weź oddech i wypij za odwagę! odpowiedział Janek, udając, iż mu wszystko jedno.
Cześć chłopaki, jak się macie? odezwała się Jadwiga, uśmiechając się.
Cześć, Jadzia! lekko się schylił Janek, odciągając krzesło i całując jej rękę.
Hej! wyszeptał Wojtek, gubiąc słowa na całą noc.

Rozmawiali, wspominali szkolne lata. Janek tańczył z Jadwigą, a Wojtek siedział i cierpiał w milczeniu. Jakie mam szanse? myślał, Janek ma własny warsztat, piękny samochód, zawsze ma pieniądze. Ja mieszkam z rodzicami, portfel prawie pusty.

Wieczorami odprowadzali Jadwigę do domu, jak kiedyś w dzieciństwie. Po kilku wspólnych spotkaniach Wojtek uznał, iż jest gotowy. Stał pod jej drzwiami, drapiąc się w kołnierz, dzwonił. Ku swojemu zdumieniu, dostał zgodę.
Naprawdę się zgadzasz, Jadzia? To nie żart? pytał niepewnie.
Tak, tak, tak! krzyknęła, całując go.

Później podzielił się wrażeniami z Jankiem.
Co we mnie znalazła? Nie mam nic, co mogłoby jej dać. przez cały czas nie wierzę w to szczęście. Taka piękność i ja zdecydowałem się zaryzykować, złożyłem oświadczyny, niech się dzieje, co chce. Janek, bądź moim świadkiem na weselu!
Jasne, przytaknął Janek, po chwili dodając: Wiesz, ja też kiedyś się starałem o nią, ale od razu dostałem szczerą odmowę.

Wojtek podniósł brew.
Jak to? Jesteś przecież sukcesem, masz dobrą pracę, finanse w porządku.
Odpocznij! Jadwiga wybrała mądrze. Po co jej jakiś awanturnik, kiedy ty jesteś solidnym facetem, stabilnym i z planem? odparł Janek, i obaj wybuchnęli śmiechem, przytuleni jak bracia, rozmawiając dalej o drobnych sprawach.

Wesele było huczne. Wojtek i Jadwiga wprowadzili się do nowego mieszkania, które Jadwiga kupiła z zarobków z zagranicy. Wojtek czuł się trochę niekomfortowo, ale Jadwiga go pocieszała:
Spokojnie! Poranne śniadanie w łóżku to już nasz rytuał. Wszystko gra.

Jadwiga okazała się praktyczną i mądrą żoną. Otworzyła własną szkołę tańca, zarabiała i kochała to, co robi. Rodzina funkcjonowała jak w zegarku. Janek nie zostawał z boku stał się przyjacielem rodziny, tak bliskim, iż czasem Wojtek czuł lekką zazdrość. Jadwiga wciągała go w wszystkie plany. Janek nigdy nie odmawiał pomocy podwiezieł ją na zakupy, zabrał z pracy w deszczu, a kiedy przydarzyła się kontuzja przy próbie układu, od razu pojechał do szpitala i potem na rehabilitację. Bo co innego mógłby robić mąż, kiedy sam jest w warsztacie?

Mieszkańcy bloku zaczęli plotkować, iż Janek jest dla Wojtka jak ciężka ręka wtrącają się w jego sprawy.
Wojtku, serio, czemu tak przytakuje? pytała wkurzona żona.
Wystarczy, iż przestaniesz marudzić, kochanie, odpowiedziała, śmiejąc się. Wojtek westchnął, przytulił żonę i nie miał żadnych pretensji do przyjaciela. Codzienne sprawy kręciły się jak karuzela.

Pewnego jesiennego popołudnia zadzwonił telefon.
Cześć, tu ojciec Jana, odezwał się mężczyzna.
Dzień dobry, panie Olek, jak się Pan miewa? odpowiedział Wojtek, zaskoczony.
Janek zginął! wybuchł głos. Wczoraj wypadł z samochodu, poślizgł się…
Co?! przerwał Wojtek, nie mogąc uwierzyć. Jego serce przestało bić, a gardło zaschło od szoku. Do rozmowy włączyła się Jadwiga, podając wszystkie szczegóły i datę pogrzebu.

Wojtek nie spodziewał się takiej rozpaczy. Strata przyjaciela wlewała się w niego jak lodowata woda. Wczoraj był młody, zaradny, a teraz już go nie ma. Jadwiga była w ósmym miesiącu ciąży. Wojtek nie chciał narażać jej i dziecka, więc został w domu, a na pogrzeb pojechał sam. Po ceremonii stał przy grobie, nogi nie chciały ruszyć, patrzył na uśmiechniętą twarz Jana i ściskał pięści.
Janek, przyjacielu! Dziękuję Bogu, iż pozwolił nam się poznać, dziękuję za wszystkie lata… nie zapomnę cię.

Myślał o szkolnych wybrykach, o tym, jak to wszystko się zmieniło. Nie mógł pogodzić się z utratą. Janek, wiesz, Jadwiga niedługo urodzi, proszę, jeżeli jesteś jeszcze gdzieś, wróć do nas z tym dzieckiem. Bo tak bardzo cię brakuje! z rozpaczą wołał.

Rok minął. Na świecie pojawił się chłopiec, dziesięciomiesięczny, nazwany Janek, na cześć przyjaciela. Wojtek odkrywał w maluchu te same cechy te same rude włosy, podobny błysk w oku, choćby to samo znamię na ręce. Pocieszał się, iż syn jest jak odbicie Jana, choć nie był pewien, czy to naprawdę jego duch.
Janek, daj nam znać, iż to naprawdę ty! błagał, trzymając dziecko przy oknie. Zawsze byłeś najbystrzejszy z nas, a teraz tak bardzo cię brakuje!

Wtem rozległ się krzyk chłopca, gdy uchwycił się za ucho to było to samo miejsce, które Janek kiedyś przygryzł. To ty? spytał Wojtek, patrząc na malucha. Dziecko zakrzywiło nos i roześmiało się.

Tak skończyła się nasza opowieść z nutą smutku i nadziei, iż przyjaciele nigdy naprawdę nie odchodzą.

Idź do oryginalnego materiału