“365 dni” raz jeszcze nawiedzi Netflix. Najgorzej oceniana filmowa seria serwisu wróci z trzecią odsłoną, co idealnie obrazuje obecną strategię firmy, żeby wydawać pieniądze na byle co, byle się oglądało.
“365 dni” i “365 dni: Ten dzień” to – nieoszukujmy się – wielkie hity Netflixa. Jednak są to produkcje tak miałkie, iż zarówno masowa widownia, jak i krytycy zmieszali je z błotem. Warto tu zaznaczyć, iż na IMDB pierwszy film ma ocenę 3,3/10, a drugi 2,5/10. To jasno wskazuje, iż adaptacja prozy Blanki Lipińskiej, zresztą również nie najlepiej ocenianej, okazała się artystyczną kompromitacją reżyserów – Barbary Białowąs i Tomasza Mandesa.
0%
“365 dni” ciężko jednoznacznie zaklasyfikować. Dla tego i podobnych filmów powinna być specjalna kategoria gatunkowa, którą można śmiało określić mianem “koszmaru”. Zarówno pierwszy, jak i drugi film na Rotten Tomatoes mają 0% pozytywnych opinii. To jasno wskazuje, iż erotyczne widowisko pomimo całego tego wiązania, któremu nie mówię nie; samochodów, na które mnie nie stać i broni palnej, której nie potrzebuję, nie jest warte Waszego czasu.
Co nie zmienia tego, iż zarówno pierwszy, jak i drugi film obejrzały miliony subskrybentów Netflixa. Stąd decyzja o kontynuowaniu tej niezbyt zajmującej, ale popularnej historii miłosnej, gdzie głównie chodzi o to, żeby Anna-Maria Sieklucka rozebrała się przed Michelem Morronem w celu skomplikowanej kopulacji.
Nie erotyka jest tu problemem
Nie mam nic przeciwko erotyce na ekranie czy choćby pornografii, pod warunkiem iż w międzyczasie poziom mojego zażenowania nie wystrzeli w kosmos, jak to jest każdorazowo w przypadku serii “365 dni”.
Historia zna przyjemne dla oka, inteligentne filmy, gdzie seks jest mniej lub bardziej obrazowy. Warto przypomnieć takie tytuły jak “Drżące ciało”, “Intymność”, “Imperium zmysłów”, “Polę X”, “Marzycieli”, “Wstyd”, “Basen”, “Ostatnie tango w Paryżu”, “Życie Adeli”, “Nieoswojeni”… choćby “Kaligula” jest lepiej oceniany od polskiego potworka. I mowa tu o filmie, gdzie zamiast erotyki dostaliśmy pełnokrwistą pornografię.
“Kolejne 365 dni” już w sierpniu
Dlatego polsko-włoska trylogia erotyczna to idealne podsumowanie tego, iż Netflix stracił głowę. Z rozrzewnieniem wspominam lata, kiedy w serwisie debiutowały “House of Cards”, “Stranger Things”, “Daredevil” czy “Mindhunter”. Dobre, stare czasy.
Coraz mniej wysokich lotów produkcji trafia do serwisu, a coraz więcej dostajemy szrotu pokroju bohatera tego wpisu. Na trzecią część nie musimy długo czekać, gdyż Netflix ogłosił, iż pojawi się w serwisie 19 sierpnia i będzie nazywała się “Kolejne 365 dni”. Oby ostatnie, bo wizytówka dla naszego kraju to żadna, a dla świata sztuki jeszcze mniejsza.