Przygoda w poszukiwaniu miłości

twojacena.pl 3 tygodni temu

**Sen o poznaniu**

– A jednak w życiu bywa różnie myśli sobie w duchu Brygida. Ludzie żyją razem długie lata, a potem nagle się rozchodzą. To dziwne. Znam wiele takich osób, sama też taką byłam. Choć z moim tyranem nie wytrzymałam długo, ale przeszłość mam.

Brygida niedawno przeszła na emeryturę, jest samotna. Córka wyszła za mąż i mieszka w mieście ze swoją rodziną. Wyjechała z naszej wsi po szkole, poszła do technikum, tam poznała męża. Teraz tylko przyjeżdża w odwiedziny oboje pracują, czasu nie ma. Wnuczka uczy się w szkole.

Kiedy jeszcze pracowała, koleżanki namawiały ją:

– Brysiu, no co ty tak sama? Wdowców i rozwodników jest pełno. Ogłoszeń w gazetach, w internecie masa. Może z kimś się poznasz?

– Boję się pierwszego kontaktu wymigiwała się. Sama do faceta dzwonić? A poza tym, jeżeli się rozwiódł, to coś z nim nie tak. Od dobrych mężów żony nie uciekają, a porządni i tak są zajęci. Nie ufam takim.

– Brygida, nikt cię od razu za mąż nie ciągnie. Pogadasz, nie spodoba się odłożysz słuchawkę. Co w tym trudnego? najwięcej naciskała Wiesława, która sama znalazła męża przez ogłoszenie i teraz żyje szczęśliwie, rozdając rady.

**Poznanie przez ogłoszenie**

W końcu Brygida zdecydowała się na rozmowę przez ogłoszenie. Pierwszy raz było dziwnie wykręcić numer, ale potem uznała:

– No co w tym takiego? Rozmawiamy przez telefon, nie widzimy się. Nie spodoba się nie zadzwonię więcej.

Kilka razy dzwoniła. Faceci różni, ale od pierwszych zdań wiedziała, czy warto kontynuować. Zaczęła choćby inaczej patrzeć na mężczyzn.

– W końcu w rodzinie nie zawsze wina leży po stronie mężczyzny. Kobiety też bywają różne. A poza tym obca chata ciemna.

Minął czas, kilka rozmów, ale nikt jej nie zainteresował. Unikała rozwodników nie ufała. Ale los zetknął ją właśnie z jednym. Przy pierwszym telefonie spodobał jej się Stanisław. Rozmawiali długo.

Mieszkał w sąsiedniej wsi, miał własny dom i gospodarstwo. To on pierwszy zaprosił ją do siebie.

– Przyjedź do mnie, Brygida. Dużo rozmawialiśmy, dużo wiesz. Gdybym ci się nie podobał, pewnie byś odpuściła. Odebrałbym cię z przystanku, zgoda?

– Dobrze zgodziła się.

Podobał jej się jego sposób mówienia, szacunek dla kobiet. Nie obgadywał byłej żony. Wspomniał tylko, iż rozstali się po latach małżeństwa, gdy dzieci usamodzielniły się.

Nie pytała o przyczyny. Sama nie lubiła wracać do przeszłości. Ale zaniepokoiło ją, gdy zapytała:

– Stanisław, a z dziećmi się widujesz? Odwiedzają cię?

– Nie. Są po stronie matki. Nie dzwonią, co dopiero przyjechać.

To ją zastanowiło.

– choćby jeżeli małżeństwo się rozpadło, dzieci powinny mieć kontakt z ojcem myślała. jeżeli go nie ma, to coś jest nie tak.

**Spotkanie i gościna**

Denerwowała się w autobusie, ale z każdym kilometrem się uspokajała. Na skrzyżowaniu, przy wielkim transformatorze, wysiadła. Czekał na nią wysoki, przystojny mężczyzna.

– Brygida?

– Tak uśmiechnęła się, a on od razu to pochwalił.

– No to ja jestem Stanisław. Chodź, mój koń czeka wskazał na czarny terenowy samochód. Pojedziemy, zobaczysz, jak żyję.

Spodobało jej się, iż przyszedł z kwiatami i czekał przed przyjazdem autobusu.

Dom był duży, zadbany. Wchodząc do środka, widziała porządek czuła jednak, iż to nie jego zasługa.

– Żona odeszła, zostawiając wszystko jemu? Dlaczego? myślała, oglądając pokoje. Dom, w który włożyła tyle pracy, został mu.

– Siadaj zaprosił ją do stołu. Napijemy się herbaty.

– Pomóc ci? spytała z grzeczności.

– Nie, dam radę.

Wyjął z szafki filiżanki, herbatę już miał zaparzoną. Elegancko podał ciasto, dbał o każdy szczegół.

– Może wina? zaproponował.

– Nie, dziękuję.

Rozmawiali o wszystkim. Chwaliła dom.

– Piękny i solidny. Widać, iż dbasz.

**Próba gospodarności**

– Dom wymaga rąk gospodarza mówił Stanisław. Bez tego się rozpadnie.

Po herbacie nagle oznajmił:

– A teraz, Brygida, sprawdzę, czy nadajesz się na gospodynię.

– Jak to?

– No więc: posprzątaj stół, umyj naczynia, potem podłogę. A później pójdziemy do obory. Zobaczę, czy umiesz doić krowę.

Osłupiała. choćby gdyby nie poprosił, sama by posprzątała. Ale tak się nie mówi gościowi! Umyła filiżanki, przetarła stół. On stał i obserwował.

– Podłogi ci nie umyję powiedziała twardo. Mogłeś po prostu poprosić. Nie podoba mi się to sprawdzanie.

Próbował żartować, ale nalegał na dojenie krowy. Odrzuciła to. W końcu się otworzył:

– Skoro jesteśmy szczerzy, powiem ci warunki. Kobieta, która do mnie przyjdzie, musi mieć wiano. Równo połowę: krowę, kury, owce. Nie sprzedawaj krewnym. Przyjadę i wszystko zabiorę.

Brygida wybuchnęła śmiechem.

– Stanisław, ty to masz tupet! Jeszcze nie wiesz, czy ja cię chcę, a już rozporządzasz moim dobytkiem? Myślisz, iż skoro podoba mi się twój dom, to marzę o małżeństwie? Nie, dziękuję. Nie podobasz mi się. Nie chcę ani ciebie, ani twojej krowy, ani twojego porządnego domu. Broń Boże przed takim mężczyzną!

Wzięła torbę i wyszła.

Na przystanku dogoniła ją miejscowa kobieta.

– Do tego Stacha różne przyjeżdżają, sprzątają, gotują, a on wiecznie niezadowolony. Żonę też zamęczył. Po rozwodzie nie dał jej choćby doniczki. Tylko walizkę zabrała. Niech on sobie szuka głupiej!

Teraz Brygida wiedziała na pewno: od dobrych mężów żony nie uciekają.

Idź do oryginalnego materiału