Próbna randka
„W życiu bywa różnie” myślała sama do siebie Halina „Ludzie żyją ze sobą długie lata, a potem nagle się rozchodzą. To dziwne. Znam wiele takich par, sama też przez to przeszłam. Choć z moim tyranem nie wytrzymałam długo, ale to już przeszłość.”
Halina niedawno przeszła na emeryturę, żyła samotnie. Córka była zamężna i mieszkała w mieście ze swoją rodziną. Wyjechała z wioski po szkole, poszła do technikum, tam poznała męża. Teraz odwiedzała matkę tylko od święta oboje pracowali, nie mieli czasu. Wnuczka chodziła do podstawówki.
Kiedy jeszcze pracowała, koleżanki namawiały ją:
„Halina, no ile można być samej? Jest tyle wolnych mężczyzn wdowców i rozwiedzionych, którym nie wyszło z małżeństwem. Popatrz na ogłoszenia w gazetach, w internecie.”
„Strach mi pierwsza dzwonić. A poza tym, jeżeli facet jest po rozwodzie, to coś w nim musi być nie tak. Od dobrych mężów żony nie odchodzą. A ci uczciwi są już zajęci.”
„Halina, nikt cię nie zmusza do ślubu. Pogadacie, jak nie pasuje odłożysz słuchawkę. Co w tym złego?” najbardziej nalegała Danuta, która sama znalazła męża przez ogłoszenie i teraz rozdawała rady wszystkim wokół.
**Randka przez ogłoszenie**
W końcu Halina zdecydowała się na kontakt z mężczyzną z gazety. Pierwszy raz było jej głupio wykręcić numer, ale potem pomyślała:
„No i co w tym złego? Gadamy przez telefon, nikt nas nie widzi. Jak nie wyjdzie to koniec.”
Kilka razy dzwoniła, faceci bywali różni. Już po pierwszej rozmowie wiedziała, czy warto kontynuować. I zaczęła inaczej patrzeć na rozwodników.
„Przecież w rodzinie nie zawsze wina leży po stronie mężczyzny. Kobiety też bywają trudne. A cudze małżeństwo to ciemna łacha.”
Od czasu do czasu umawiała się z kimś z ogłoszeń, ale nikt jej nie urzekł. Unikała rozwodników, nie ufała im. Ale los postawił na jej drodze właśnie takiego. Po pierwszej rozmowie od razu spodobał się jej Jan. Gadali przez telefon długo.
Jan mieszkał w sąsiedniej wsi, miał swój dom i gospodarstwo. To on zaprosił ją pierwszy.
„Przyjedź do mnie, Halina. Znamy się już trochę, dużo gadaliśmy. Gdybym ci nie pasował, dawno byś się ze mną nie odzywała. Spotkam cię na przystanku, zgoda?”
„Dobrze, zgoda” obiecała.
Jan podobał się jej sposobem bycia, szacunkiem dla kobiet. Nie obgadywał byłej żony. Mówił, iż rozstali się po latach małżeństwa, gdy dzieci już dorosły i usamodzielniły.
„Więc musiały być powody.”
Nie wypytywała o szczegóły, sama nie lubiła wracać do przeszłości. Ale zaniepokoiła się, gdy spytała:
„Jan, a z dziećmi się widujesz? Odwiedzają cię?”
„Nie. Stanęły po stronie matki. choćby nie dzwonią.”
„Dzieci powinny mieć kontakt z obojgiem rodziców, niezależnie od tego, co się stało między nimi. Skoro nie chcą widywać ojca to coś jest nie tak.” myślała, ale nie mówiła tego na głos.
W końcu wyruszyła w drogę. Wysiadła na przystanku, który jej opisał: skrzyżowanie i wielki transformator. Czekał tam już wysoki, przystojny mężczyzna.
„Halina?”
„Tak, to ja” odpowiedziała z uśmiechem.
„A ja jestem Jan. Chodź, mój rumak czeka” wskazał na czarny SUV. „Pokażę ci, jak żyję.”
Spodobało jej się, iż przyniósł kwiaty i nie kazał czekać. Do domu dojechali szybko. Dom był duży, zadbany. Widać było, iż ktoś o niego dbał.
„Musi być porządny, skoro tu tak czysto po latach od rozwodu.”
Ale gdy chodziła po pokojach, zaczęły ją nachodzić wątpliwości.
„Żona zostawiła to wszystko jemu? Co ją do tego skłoniło? Dom, w który włożyła tyle pracy i nic? Ciekawe, co on powie, jeżeli zapytam.”
Przy stole Jan nalewał herbatę, kroił ciasto. Dbał o szczegóły.
„W domu trzeba mieć gospodarskie oko” mówił, rozglądając się po kuchni.
A potem nagle oznajmił:
„No to teraz, Halina, sprawdzian dla ciebie.”
„Co?”
„Posprzątaj stół, pozmywaj, umyj podłogę. Potem pójdziemy do obory zobaczymy, czy umiesz doić krowę.”
Halina oniemiała. choćby gdyby nie powiedział tego tak szorstko, sama by sprzątnęła. Ale ten ton! Umyła naczynia, wytrzeła stół. Jan stał i obserwował.
„Podłóg ci nie umyję. Mogłeś po prostu poprosić, a nie stać i patrzeć mi na ręce. Nie podoba mi się to.”
Próbował to zbić żartem, ale nalegał, by wydoiła krowę. W końcu się otworzył:
„Skoro jesteśmy szczerzy, to powiem ci od razu: kobieta, która do mnie przyjdzie, musi mieć wiano. Równo pół na pół. Przywieziesz ze sobą krowę, kury, owce. Nie sprzedawaj krewnym ja przyjadę i wszystko zabiorę.”
Halina parsknęła śmiechem:
„A to ci dopiero! Jeszcze nic ci nie obiecałam, a ty już planujesz! Myślisz, iż skoro podoba mi się twój dom, to marzę, żeby się tu wprowadzić? Nie, dziękuję. Nie pasujesz mi ani ty, ani twoje warunki. Szukasz kogoś, kto będzie na ciebie pracował? Ze mną to nie przejdzie. Ani ty, ani twoja krowa, ani ten dom mi nie są potrzebne. Broń Boże przed takim jak ty!”
Wzięła torbę i dodała:
„Nie odprowadzaj. Znajdę drogę sama. Żegnaj.”
Gdy szła na przystanek, dogoniła ją miejscowa kobieta.
„Do tego Janka różne przyjeżdżały, sprzątały, gotowały a jemu wciąż coś nie pasowało. Żonę też zamęczył. Po rozwodzie nie dał jej zabrać nic, choćby kwiatków. Tylko walizkę z rzeczami. Sądowała się o dom, ale nie wiem, jak skończyła. Uciekaj od niego, póki możesz.”
Teraz Halina była pewna: od dobrych mężów żony nie odchodzą.