Przez wiele lat tylko ja pracowałem w naszej rodzinie — moja żona, Irena, przez cały ten czas zajmowała się domem. Jednak z czasem zaczęła się tym wszystkim męczyć i poszła do pracy. Coraz mniej czasu spędzała w domu, mówiła, iż musi pracować choćby w niedzielę. W końcu złożyła pozew o rozwód. Powiedziała, iż chce tylko nasze mieszkanie, a syn ma zostać ze mną

przytulnosc.pl 2 tygodni temu

Z Ireną byliśmy małżeństwem przez 9 lat. Przez ten cały czas ani jednego dnia nie pracowała. Prowadzę niewielką firmę, ale zarabiam na tyle dobrze, żeby zapewnić rodzinie wygodne życie. Dlatego nigdy nie było potrzeby, by żona szła do pracy. Niestety, nasze uczucie nie przetrwało. Jedynym powodem, dla którego jeszcze nie podjęliśmy decyzji o rozwodzie wcześniej, był nasz syn. Nie chciałem, żeby dorastał w rozbitej rodzinie. Bardzo go kocham i życzę mu jak najlepiej.

Od dłuższego czasu mieszkaliśmy z żoną jak zupełnie obcy sobie ludzie. Rok temu postanowiła wrócić do pracy, mówiła, iż dusi się w czterech ścianach i potrzebuje samorealizacji. Jej kariera niespodziewanie zaczęła się rozwijać — awans za awansem. Coraz później wracała do domu, a w niedziele „musiała” pracować zdalnie. Nie przeszkadzało mi to — z obowiązkami domowymi radziłem sobie sam.

Początkowo taki podział nam odpowiadał. Żyliśmy bardziej jak współlokatorzy. Ale niedawno Irena powiedziała, iż tak dłużej nie może i złożyła pozew. Nie wiem, może kogoś poznała. Szczerze mówiąc, nie interesuje mnie już, co było powodem. Zgodziłem się bez wahania. Ale sprawa skomplikowała się w jednym punkcie.

Kiedy się pobieraliśmy, miałem własne mieszkanie. W czasie małżeństwa sprzedałem je i kupiliśmy większe — za moje pieniądze. Teraz Irena domaga się tego mieszkania. Wie, jak bardzo kocham naszego syna. Od razu powiedziałem, iż po rozwodzie chłopiec zostanie ze mną — będę w stanie zapewnić mu dobre warunki i przyszłość. Ona nie dołożyła ani złotówki do zakupu, co mogę udowodnić w sądzie.

Ale znalazła inny sposób, by wywrzeć presję: według prawa dziecko powinno zostać przy matce. I wtedy powiedziała: „Jeśli chcesz mieć syna przy sobie, oddaj mi mieszkanie”. Czyli syn jej nie interesuje — ale mieszkanie już tak! Co to za matka? Jestem w szoku, iż żyłem tyle lat z taką kobietą.

Tu nie chodzi o to, iż żal mi mieszkania — chodzi o sprawiedliwość. Zarobiłem na nie ciężką pracą, podczas gdy ona leżała na kanapie albo siedziała w salonach kosmetycznych. Kupiłem je z myślą o naszym synu, by miał kiedyś własny dach nad głową.

Nie chcę oddać mieszkania, ale też nie mogę pozwolić, by mój syn został z matką, która wyraźnie nie interesuje się jego losem. Jak matka może zamienić dziecko na metry kwadratowe? Przecież choćby nie zapytała, gdzie będzie mieszkał nasz syn, jeżeli ona weźmie mieszkanie.

Nie mogę pojąć, jak mogłem się z nią ożenić i przeżyć tyle lat, zanim otworzyły mi się oczy. Ale bardzo chcę to wszystko naprawić — chcę, żeby mój syn był naprawdę szczęśliwy.

Idź do oryginalnego materiału