Przestań narzekać – zacznij działać!

newsempire24.com 1 tydzień temu

„Przestań narzekać – działaj!”

„— Brygidko, ile można?! — rozległ się z korytarza donośny głos sąsiadki. — Znowu płaczesz? Słyszę przez ścianę! Co się tym razem stało?”

Brygida otarła łzy rękawem szlafroka i niechętnie otworzyła drzwi. Na progu stała Weronika Marecka, trzymając w rękach paczkę z drożdżówkami.

— No wiesz, ciociu Weroniko… Znowu w pracy, szef… — zaczęła Brygida, ale sąsiadka stanowczo weszła do mieszkania.

— Przestań się mazać, dziewczyno! — przerwała Weronika, stawiając paczkę na stole. — Ile ty masz lat? Czterdzieści dwa? A zachowujesz się jak pensjonarka! Siadaj, zrobimy herbatę i porozmawiamy po ludzku.

Brygida posłusznie podeszła do kuchni. Weronika, mimo swoich siedemdziesięciu pięciu lat, była żywsza niż niejeden młodzik. Energiczna, z wyprostowanymi plecami i bystrym spojrzeniem, nie cierpiała marudzenia i użalania się nad sobą.

— Mów, co się tym razem wydarzyło — rozkazała, włączając czajnik. — Tylko bez łez, konkretnie.

— No wie pani, ciociu Weroniko — Brygida usiadła na taborecie, zgarbiona — dyrektor powiedział, iż mogą mnie zwolnić. Oszczędzają na pensjach, a ja pracuję jako księgowa dopiero dwa lata. Mały staż, więc pierwsza idę pod nóż.

— I co zamierzasz zrobić? — spytała Weronika, wyjmując z szafki filiżanki.

— Co mogę zrobić? Czekam, aż mnie wyrzucą. Napisałam CV, ale komu jestem potrzebna w moim wieku? Młodych jest pod dostatkiem. Doświadczenia też za wiele nie mam…

— Stop! — Weronika odwróciła się gwałtownie. — W tym właśnie problem! Od razu się poddajesz, choćby nie spróbowałaś niczego zmienić. Myślisz, iż dyrektor z euforii ludzi zwalnia?

— Ale co ja mogę…

— Wiele! — przerwała sąsiadka. — Jak długo cię znam? Jesteś bystrą dziewczyną, dokładną, odpowiedzialną. Pamiętam, jak opiekowałaś się mamą do samego końca, bez narzekania. A teraz wpadasz w panikę przez zwolnienie?

Brygida chciała zaprotestować, ale Weronika już nalewała herbatę.

— Słuchaj uważnie — ciągnęła, siadając naprzeciwko. — Mój mąż, niech spoczywa w pokoju, całe życie pracował w fabryce. Gdy ją zamknęli, miał pięćdziesiąt osiem lat. Też myślał, iż to koniec, iż starzec nikomu nie potrzebny. A ja mu mówię: przestań jęczeć, zrób coś! I wiesz co? Poszedł do mechanika na złomowisko, potem założył własny warsztat. Naprawiał sprzęt aż do emerytury.

— Ale to mężczyzna — westchnęła Brygida. — A ja…

— A ty co? — Weronika zirytowała się. — Ręce masz? Głowę na karku? To czemu zachowujesz się jak rozlazła maruda?

Brygida zamilkła, mechanicznie mieszając herbatę łyżeczką. Weronika miała rację, oczywiście. Ale jak wytłumaczyć ten strach, tę niepewność, która ogarnia ją za każdym razem, gdy trzeba podjąć decyzję?

— Ciociu Weroniko, a pani… pani się nigdy nie bała? — spytała cicho.

— Bałam się, oczywiście! — zaśmiała się starsza pani. — Kto się nie boi? Gdy męża na wojnę żegnałam, myślałam, iż oszaleję ze strachu. Gdy dzieci rodziłam, też było strasznie. Ale strach to normalne. Ważne, żeby nie pozwolić mu sobą rządzić.

— Nie wiem, nie wiem… — Brygida pokręciła głową. — Wydaje mi się, iż nie potrafię niczego poza przeglądaniem papierów.

— Głupoty! — machnęła ręką Weronika. — Pamiętasz, jak mi komputer настроiła? A sąsiadce z piątego pomogłaś z PIT-em? Ile razy tłumaczyłaś mi umowy, gdy dom sprzedawałam?

Brygida zamyśliła się. Rzeczywiście, często pomagała sąsiadom z dokumentami, obliczeniami, podatkami. Ludzie dziękowali jej za rady…

— Tak, pamiętam — powiedziała powoli. — Ale to przecież nie praca…

— A czemu nie praca? — oburzyła się Weronika. — Ludzie potrzebują pomocy, ty umiesz pomagać. To załóż własną działalność!

— Własną działalność? — Brygida przestraszyła się. — Co pani mówi, ciociu Weroniko! Ja nie jestem przedsiębiorcza!

— A kto jest? — uśmiechnęła się sąsiadka. — Myślisz, iż się takimi rodzą? Wszyscy od czegoś zaczynali. Moja siostrzenica Kinga była sekretarką, a teraz ma własny salon kosmetyczny. Zaczynała w domu, strzygła dwie sąsiadki, a dziś ma trzech pracowników.

— Ale to co innego… — zaczęła Brygida, ale Weronika ją przerwała.

— Wcale nie innego! Zasada ta sama: widzisz potrzebę — wypełniasz ją. Przecież widzisz, jak ludzie się męczą z tymi formularzami, podatkami, pismami. Wszyscy biegają, nie wiedzą, gdzie się udać. A ty mogłabyś im pomóc.

Brygida milczała, przetrawiając słowa. Ileż razy słyszała narzekania na biurokrację, na niezrozumiałe druki…

— Ale jak zacząć? — spytała niepewnie. — Licencje, pozwolenia…

— Zacznij od małego! — energicznie skinęła Weronika. — Wiesz ogłoszenie w klatce: „Pomoc z dokumentami, PIT-ami, rozliczeniami. Tanio, w domu”. Ludzie sami przyjdą, zobaczysz.

— A jeżeli nie przyjdą? — szepnęła Brygida.

— A jeżeli przyjdą? — odparła sąsiadka. — Zawsze myślisz negatywnie! Taki nastrój to klątwa. Trzeba myśleć pozytywnie, rozumiesz?

Brygida skinęła głową, ale w oczach wciąż tliła się niepewność.

— Słuchaj, dziewczyno — złagodniał głos Weroniki. — Rozumiem, iż się boisz. Od śmierci mamy zamknęłaś się w sobie. Ale życie toczy się dalej. Mama nie chciałaby, żebyś tak cierpiała.

Na wspomnienie matki Brygida znów się zachlipała. Weronika miała rację — po jej śmierci straciła całą pewność siebie. Mama zawsze była przy niej, wspierała, doradzała. A teraz…

— Wiesz co — powiedziała stanowczo Weronika — jutro idziesz do dyrektora i proponujesz mu układ.

— Jaki układ? — zdziwiła się Brygida.

— Mówisz mu: pozwól mi pracować zdalnie.”Nazajutrz Brygida wzięła głęboki oddech i zamiast płakać w fotelu, weszła do gabinetu dyrektora z ułożonym w głowie planem, gotowa zawalczyć o swoją przyszłość – bo teraz wiedziała, iż choćby najciemniejsza chmura ma srebrną podszewkę.”

Idź do oryginalnego materiału