Przestań narzekać — weź się do działania

newsempire24.com 1 tydzień temu

No dłuższego jęczenia – działaj!

— Kasiu, no ile można?! — rozległ się z korytarza donośny głos sąsiadki. — Znowu płaczesz? Słyszę cię przez ścianę! Co się tym razem stało?

Kasia otarła łzy rękawem szlafroka i niechętnie otworzyła drzwi. Na progu stała pani Bronisława, trzymając w ręce paczkę z drożdżówkami.

— No wie pani… znów ta robota, szef… — zaczęła Kasia, ale sąsiadka zdecydowanie weszła do mieszkania.

— Dość tego marudzenia, dziewczyno! — przerwała pani Bronisława, stawiając paczkę na stole. — Ile ty masz lat? Czterdzieści dwa? A zachowujesz się jak nastolatka! Siadaj, zrobimy herbatę i porozmawiamy po ludzku.

Kasia posłusznie podeszła do kuchni. Pani Bronisława, mimo siedemdziesięciu pięciu lat, była bardziej żywotna niż niejeden młodziak. Energiczna, z wyprostowaną sylwetką i bystrym spojrzeniem, nie znosiła narzekania i użalania się nad sobą.

— Gadaj, co się tym razem wydarzyło — rozkazała, włączając czajnik. — Ale bez tych histerii, konkretnie.

— No wie pani, pani Broniu… — Kasia usiadła na stołku, zgarbiona — dyrektor powiedział, iż mogą mnie zwolnić. Oszczędzają na pensjach, a ja pracuję jako księgowa dopiero od dwóch lat. Mały staż, więc pewnie pierwsza pójdę pod nóż.

— I co robisz? — spytała pani Bronisława, wyjmując z szafki filiżanki.

— Co mogę zrobić? Czekam, aż mnie wyrzucą. CV wysłałam, ale kto zatrudni kobietę w moim wieku? Młodych nie brakuje. No i doświadczenia za wiele nie mam…

— Stop! — Pani Bronisława gwałtownie odwróciła się do Kasi. — Otóż to jest twój problem! Od razu się poddajesz, choćby nie próbując nic zmienić. Myślisz, iż dyrektor zwalnia ludzi dla zabawy?

— Ale co ja mogę…

— Wiele! — przerwała sąsiadka. — Jak długo cię znam? Jesteś mądrą dziewczyną, dokładną, odpowiedzialną. Pamiętam, jak opiekowałaś się mamą do ostatniej chwili, bez skarg. A teraz wpadasz w panikę przez jakieś zwolnienie.

Kasia chciała zaprotestować, ale pani Bronisława już nalewała herbatę do filiżanek.

— Słuchaj no — ciągnęła, siadając naprzeciwko. — Mój mąż, niech mu ziemia lekką będzie, całe życie harował w fabryce. Gdy ją zamknęli, miał pięćdziesiąt osiem lat. Też myślał, iż to koniec, iż staruch nikomu nie potrzebny. A ja mu mówię: dość jęczenia, weź się w garść! I wiesz co? Poszedł do prywaciarza jako ślusarz, potem założył własny warsztat. Ludziom sprzęty naprawiał aż do emerytury.

— Ale to był facet — westchnęła Kasia. — A ja…

— A ty co? — zaperzyła się pani Bronisława. — Masz ręce? Głowę na karku? To czemu rozklejasz się jak flak?

Kasia zamilkła, machinalnie mieszając herbatę łyżeczką. Pani Bronisława miała rację, oczywiście. Ale jak wytłumaczyć ten strach, tę niepewność, która napływa za każdym razem, gdy trzeba coś samemu postanowić?

— Pani Broniu, a pani… pani nigdy się nie bała? — cicho zapytała Kasia.

— Bałam się, jasne! — roześmiała się starsza pani. — Kto się nie boi? Gdy mąż szedł na wojnę, myślałam, iż oszaleję ze strachu. Przy porodach też bałam się jak cholera. Ale strach to norma. Ważne, żeby nie dać mu sobą rządzić.

— Nie wiem, nie wiem… — pokręciła głową Kasia. — Chyba poza przeglądaniem papierków nic nie potrafię.

— Głupoty! — machnęła ręką pani Bronisława. — Pamiętasz, jak mi komputer nastawiłaś? Albo jak sąsiadce z piątego pomagałaś z podatkami? Ile razy tłumaczyłaś mi różne umowy, gdy sprzedawałam działkę?

Kasia zamyśliła się. Faktycznie, często pomagała sąsiadom z dokumentami, obliczeniami, formalnościami. Ludzie dziękowali, pytali o rady…

— No tak, pamiętam — powiedziała powoli. — Ale to nie jest praca…

— A dlaczego nie? — oburzyła się pani Bronisława. — Ludzie potrzebują pomocy, ty umiesz pomagać. To się pokręcisz, zarobisz!

— Ja? Biznes prowadzić? — przestraszyła się Kasia. — Co pani, pani Broniu! Ja nie jestem przedsiębiorczynią!

— A kto nią jest? — zaśmiała się sąsiadka. — Myślisz, iż rodzą się z dyplomem? Każdy zaczynał od zera. Moja siostrzenica Ania była sekretarką, a teraz ma własny salon kosmetyczny. Zaczynała od strzyżenia dwóch sąsiadek w domu, dziś ma trzech pracowników.

— Ale to co innego… — zaczęła Kasia, ale pani Bronisława przerwała.

— Wcale nie innego! Zasada ta sama: widzisz potrzebę – działasz. Przecież widzisz, jak ludzie męczą się z papierami, zeznaniami, urzędami. Biegają, nie wiedzą, gdzie się udać. A ty mogłabyś im pomóc.

Kasia milczała, przetrawiając słowa sąsiadki. Ileż razy słyszała narzekania na biurokrację, na niezrozumiałe formularze…

— Ale jak zacząć? — niepewnie spytała. — Licencje, pozwolenia…

— Zaczynaj od małego! — energicznie skinęła ręką pani Bronisława. — Wrzuć ogłoszenie w klatce: pomoc z dokumentami, podatkami. Niedrogo, w domu. Sami przyjdą, zobaczysz.

— A jeżeli nie przyjdą? — szepnęła Kasia.

— A jeżeli przyjdą? — odparła sąsiadka. — Zawsze myślisz o najgorszym! Samego siebie negatywnie nastawiasz. Trzeba myśleć pozytywnie, rozumiesz?

Kasia skinęła głową, ale w oczach wciąż tliły się wątpliwości.

— Słuchaj, dziecko — zmiękł głos pani Bronisławy. — Wiem, iż się boisz. Od śmierci mamy zamknęłaś się w sobie. Ale życie toczy się dalej. Mama nie chciałaby, żebyś tak cierpiała.

Na wspomnienie matki Kasia znów się rozpłakała. Pani Bronisława miała rację — po śmierci mamy straciła pewność siebie. Mama zawsze wspierała, doradzała. A teraz…

— Wiesz co? — zdecydowanie powiedziała pani Bronisława. — Jutro idziesz do dyrektora i proponujesz mu układ.

— Jaki układ? — zdziwiła się Kasia.

— Powiesz mu: dajcie mi pracę zdalną. BKasia otarła łzy, spojrzała sąsiadce prosto w oczy i powiedziała: “Dobrze, pani Broniu, jutro idę do dyrektora — czas wziąć życie w swoje ręce.”

Idź do oryginalnego materiału