Przygody z klasykami sztuki komiksowej zawsze będą mnie cieszyć. Zarówno Ronin, jak i Sandman: Teatr Tajemnic sprawiły dużo frajdy, ale nie da się ukryć, iż czegoś im brakowało. Płynności, dynamiki... czegoś rozrywkowego. Oba tomy okazały się łakomym kąskiem dla koneserów, ale co z laikami? Może czas na coś bardziej współczesnego? Zapraszam do lektury.
Informacje/Pierwsze Wrażenia:
Avengers: Łowcy Śmierci to kolejny tom przygód najpotężniejszych ziemskich bohaterów, wydawany w serii Mavel Fresh. Mieliśmy już okazję liznąć kilka wypuszczonych w niej opowiastek, między innymi Hulka, czy Doktora Strange'a. Samym Avengers towarzyszymy od pierwszego tomu z Ostatnią Falą Celestian, także wiemy czego się mniej więcej spodziewać...
W jubileuszowym- dziesiątym tomie- opowieść o najbardziej rozpoznawalnych bohaterach studia Marvel snuje Jason Aaron. Pan oczywiście powiązany jest z serią od samiuśkiego początku. Za ilustracje odpowiada przede wszystkim trójka artystów: Iban Coello, Juan Frigeri i Javier Garrón. Wszyscy- podobnie jak scenarzysta- nie są obcy na marvelowskiej plancie. Na polskim rynku komiks ukazał się za sprawą wydawnictwa Egmont i klubu Świat Komiksu.
Zarys fabularny:
"Głęboko w mrocznym sercu multiwersum stoi lśniąca wieża strażnicza. To siedziba cybernetycznych żołnierzy zwanych Deathlokami, którzy mierzą się z najpoważniejszymi zagrożeniami dla niezliczonych domen tworzących rzeczywistość. Teraz ci wojownicy przybywają na Ziemię ze złowrogim ostrzeżeniem dla Avengers: nadchodzą Black Skull, Ghost Goblin, młody Thanos, Doom Supreme i inni multiwersalni złoczyńcy. Na szczęście najpotężniejsi ziemscy bohaterowie mogą wezwać na pomoc sojuszników – w tym Jane Foster! Czy jej dwie wersje – Potężna Thor i Walkiria – zjednoczą się, by ocalić jej duszę? Dodatkowo: sekretne pochodzenie Thora – ujawnione!"
Wrażenia:
Jak wspomniałem- towarzyszymy Avengers od początku- także muszę przyznać, iż jest to chyba najmniej zadowalający album. Nie należy do słabych, jest w nim akcja, trochę wybuchów, jakieś magiczne sztuczki, piękne grafiki i kadry. Jednak nie przeskoczył on poprzeczki zawieszonej przez poprzednie tomy.
Po pierwsze- i chyba najważniejsze, bo pod tym kontem zwykle oceniam wybierane komiksy- zupełnie nie sprawdzi się, jeżeli ktoś nie zna aktualnych wydarzeń (niby jasne, ale warto to zaznaczyć). By zrozumieć historię, trzeba nadrobić przynajmniej 5 poprzednich zeszytów (oczywiście najlepiej całość!). Ja przeczytałem ów tom- trochę z obowiązku- ale nie ukrywam, iż lektura poszła sprawnie i sprawiła przyjemność. To, co mnie jednak martwi, to niestety fakt, iż większość dialogów nawiązuje do tego, co już wcześniej miało miejsce i obawiam się, iż dla niewtajemniczonych (konkretnie w tę serię) może to być zwykły bełkot. Czasem zdarza się, iż choćby rzucenie człowieka w środek opowieści, dzięki sprawnej narracji, potrafi wciągnąć i nakłonić czytelnika do nadrobienia pozostałych części. Tutaj zabrakło na to miejsca (nie pierwszy raz narzekam na krótkie i "streszczone" objętości). Po prostu rzeczy się dzieją- a bierni czytelnicy, albo odrobili zadanie domowe, albo zakręceni gubią się w motywacjach.
A tych jest dużo. Zeszyt niby krótki, a rozrzuceni jesteśmy na kilka lokacji z odpowiednim podziałem bohaterów, kierowanych własnymi "intencjami". Biegają, krzyczą, wymachują rękoma- tylko autor (i znającym poprzednie części) widzi w tym cel. Pojawiają się też złoczyńcy i herosi znani nie tylko z serii Avengers (w sumie podoba mi się wykorzystanie Nighthawka z Reborn). Każde z nich (przeżywając własny wewnętrzny dramat) podejmuje próbę uratowania Deathloków, którzy są tematem przewodnim dziesiątego tomu. Tutaj też dochodzimy do sedna, czyli drugiej składowej surowszej oceny. Stawka niby ciągle rośnie (nawet pojawia się w zeszycie prawdopodobnie tytuł zbliżającego się finału), ale ciężko przeskoczyć pojawienie się Feniksa, Wojnę Wampirów, czy walkę z bogiem księżyca. Tower Defence, czyli obrona posłańców, choćby jeżeli ci zwiastują nadejście Dooma nad Doomy i szwadronów szatanów fabularnie nie może się równać choćby z pierwszym zeszytem serii.
...ale! Na pociechę powiem, iż takie wyhamowanie i rozłożenie pionków po planszy przeważnie zwiastuje naprawdę dobry tom. Tym bardziej iż ten (jak już wspomniałem) do złych nie należy- jest po prostu "niewystarczający". Ma w sobie kilka ciekawych motywów: zwerbowanie Nighthawka, połączenie wątków starożytnych Avengers, czy konsekwencje użytkowania mocy Starbrand, także jeżeli ktoś serię śledzi, będzie miał co czytać. Ja- póki co- "ostrożnie" wypatruję kontynuacji...