Sebastian Gabryel: Dotychczas Iwona Skwarek zawsze działała w towarzystwie – najpierw z Bartkiem Szczęsnym w duecie Rebeka, później z dziewczynami w zespole Shyness! Co takiego zmieniło się w twoim życiu, iż teraz – a może dopiero teraz – zdecydowałaś się na solowy debiut?
Iwona Skv*: Myślę, iż w jakimś sensie zawsze dążyłam do działalności solowej. Od początku interesowały mnie kompozycja i produkcja muzyczna. Umiejętność projektowania nastrojów dzięki instrumentów akustycznych i elektronicznych daje mi wielką satysfakcję. Nie chciałabym nigdy ograniczyć się do pisania piosenek. Bycie producentką muzyczną otwiera wiele ciekawych pól artystycznych, takich jak teatr czy film. Możesz dorzucić swoją cegiełkę do czyjegoś dzieła, być częścią zespołu. Zawsze chciałam umieć to robić i chyba dopiero teraz mogę powiedzieć, iż to potrafię.
Iwona Skv , fot. Daszkow
SG: Jak można się domyślić po tytule solowej płyty „1986”, jesteś z pokolenia drugiej połowy lat osiemdziesiątych. Co według ciebie najlepiej je charakteryzuje? I z jakimi problemami musi się ono mierzyć?
IS: Byliśmy świadkami szybkich zmian technologicznych i cyfrowych, które nas nie wykluczyły. Wraz z nimi wzrastaliśmy i adaptowaliśmy się. Pamiętam słuchanie muzyki z płyt winylowych, potem z kaset, później z CD. MP3 ściągane na „nielegalu” i wreszcie streaming, który jeszcze niedawno był zupełnie nie do pomyślenia.
Można powiedzieć, iż jako pokolenie jesteśmy na przecięciu – na szczęście dorastaliśmy bez telefonów i mediów społecznościowych, ale potrafimy z nich korzystać.
Może nie jest to dla nas tak naturalne jak dla pokolenia Z i wciąż odczuwamy pewne skrępowanie – robimy tzw. „millenialską pauzę”, gdy nagrywamy filmiki. Jednak bycie na tym przecięciu daje mi pewien dystans i możliwość krytycznego spojrzenia. Staramy się nadążyć za kapitalizmem, który nas trochę wysysa… Mamy zupełnie inne scenariusze życia niż nasi rodzice, którzy pracowali w jednej firmie przez czterdzieści lat.
SG: Przy okazji premiery twojej płyty wydawca podkreślał, iż główną rolę odgrywa w niej „wielowymiarowa autentyczność”. Gdybyś miała ją rozłożyć na czynniki pierwsze, to co byłoby najważniejsze?
Iwona Skv , fot. Daszkow
IS: W pewnym sensie, jakkolwiek patetycznie to brzmi, każda artystka i każdy artysta dąży do autentyczności i szuka prawdy. Dla mnie muzyka jest sztuką, a nie show-biznesem. Starałam się znaleźć drogę do własnego wnętrza dzięki słów, melodii i dźwięków, które zaprojektowałam. Przemyślałam klipy i teksty – chciałam być w pełni zgodna ze sobą, nie iść na kompromisy. Opowiadam zwyczajne historie z życia, nie tworzę fikcyjnego świata. W tym sensie ta płyta jest bardzo zakorzeniona w rzeczywistości.
SG: Na tej płycie dużo mówisz o odnajdywaniu się we współczesnym świecie. Jakie rzeczy sprawiają, iż mimo wszechobecnego chaosu i strachu udaje ci się znaleźć spokój ducha? I jak adekwatnie rozumiesz pojęcie „self-made woman”?
IS: Obejrzałam mnóstwo tutoriali o produkcji muzycznej, co chyba definiuje moje „self-made”, bo sama wybierałam, czego chcę się nauczyć.
W internecie wspaniałe jest to, iż możemy znaleźć w nim dużo darmowej wiedzy.
Obecnie nie udaje mi się jednak znaleźć spokoju ducha – w zasadzie ciągle jestem niespokojna i nie potrafię zasnąć bez audiobooka. Byle tylko nie słyszeć własnych niepokojących myśli, a kiedy książka się kończy, od razu budzą mnie jakieś drobne niepokoje. Nie jest to dobre i chciałabym, by to się zmieniło, ale w tej chwili świat jest tak intensywny i tyle od nas wymaga, iż trudno ciągle się nie martwić. Wytchnieniem jest dla mnie woda, bliskość z moją dziewczyną, piękny film, przyjaciółki. Ale teraz mam tak dużo na głowie, iż i na to brakuje mi czasu.
SG: Przy okazji tego albumu często poruszasz temat obrony praw społeczności LGBT+, której jesteś częścią. Co chciałaś przekazać swoją muzyką w tej kwestii i co, twoim zdaniem, jest w Polsce najpilniejsze do zrobienia? Pytam, bo dziś trudno jednoznacznie stwierdzić, czy jako społeczeństwo otwieramy się na tę społeczność, czy raczej się zamykamy. Widać zarówno akceptację, jak i nienawiść…
Iwona Skv , fot. Daszkow
IS: Tym albumem chciałam przekazać, iż jesteśmy tacy sami jak cała reszta i iż nie ma potrzeby robić z tego sensacji – tak samo robimy pranie, chodzimy do pracy, martwimy się, śmiejemy. Chciałabym wreszcie doczekać się związków partnerskich.
Nie mieści mi się w głowie, iż ludzkość lata samolotami, a my wciąż nie możemy wziąć ślubu!
Mamy bezzałogowe samochody, a jednak związki partnerskie to ciągle zbyt „postępowy” temat. Wprowadzenie ich nie zmieni niczego w życiu innych, a my wreszcie moglibyśmy przestać o to walczyć. Jednak ogólnie myślę, iż jest postęp. Jeszcze dziesięć lat temu w pewnych sytuacjach bardziej bym się stresowała, a teraz istniejemy w świecie publicznym i choćby jeżeli ktoś nas nie lubi, to przynajmniej nie chowamy się w piwnicach.
SG: Cztery lata temu, podczas naszej rozmowy związanej z premierą „Shyness!”, przyznałaś, iż muzycznie rozpoczęłaś nowy etap. jeżeli tamten etap jest już zakończony, to jak nazwałabyś ten, który właśnie otworzyłaś?
IS: Etap Shyness! w tej chwili jest zawieszony, ale mamy już do niego nowe, bardzo fajne szkice, które tylko czekają na swój moment. To świetny projekt, w którym mogę przetwarzać pomysły dziewczyn, wymieniać się myślami, melodiami, słowami, partiami instrumentalnymi. W mojej solowej działalności jest odwrotnie – bo tworzę wszystko sama, od A do Z kreuję świat. To coś za coś – to więcej pracy za cenę skrajnego indywidualizmu muzycznego, ale myślę, iż warto to balansować.
Iwona Skv , fot. Daszkow
SG: Jesteś nie tylko piosenkarką, muzykiem, tekściarką i kompozytorką, ale także producentką. Czy twierdzenie, iż najtrudniej miksuje się samego siebie, sprawdziło się w przypadku „1986”? Jak przebiegała realizacja twojej płyty?
IS: Tworzyłam ją przez cztery lata, pracując z dużymi przerwami. Teraz myślę, iż muszę trochę szybciej robić kolejne utwory, bo można się wykończyć (śmiech). Najtrudniej jest podjąć decyzję: „To koniec, skończone”. Bo zawsze można coś poprawić, lepiej zaśpiewać. Dla mnie to było trudne, żeby w końcu powiedzieć „stop”.
Płyty nie miksowałam sama – wolę, kiedy robi to ktoś z zewnątrz.
Jeśli znajdzie się osobę, która rozumie twój styl, to jest przyjemnością usłyszeć ulepszony przez nią sound własnej produkcji. Myślę, iż warto to robić, bo samemu traci się perspektywę. Choć dążę do tego, by wszystko umieć robić sama, to w przypadku tej płyty cieszę się, iż nawiązałam współpracę.
SG: Nie jest tajemnicą, iż twoimi ulubionymi instrumentami są syntezatory analogowe, które również pojawiają się na „1986”. Do których z nich masz największy sentyment?
IS: w tej chwili najbardziej kocham współczesny syntezator Vermona PerFourMer. Same gałeczki, ale dźwięk jest zabójczy! Sentyment mam też do Propheta 600 – mam oryginał z 1982 roku, sprowadziłam go z USA. Płynął statkiem przez ocean, co wydaje mi się zupełnie absurdalne, kiedy o tym myślę. Na razie leży odstawiony, bo teraz mniej interesują mnie brzmienia z lat osiemdziesiątych, ale przez wiele lat jeździł z Rebeką i jego dźwięki rozbrzmiewały w prawie czterystu salach koncertowych, w których zagraliśmy z Bartkiem. Lubię też Korga MS-20, ale Vermona go wyparła, bo jest niesamowicie plastycznym, wręcz „żyjącym” urządzeniem.
*Iwona Skv – Iwona Skwarek, znana przede wszystkim z duetu Rebeka, rozpoczyna nowy solowy rozdział w swojej karierze jako Iwona Skv. Mieszka i komponuje w Poznaniu. Jest posiadaczką niesamowitego głosu i songwriterskiego talentu, a autorskie teksty i produkcja muzyczna są dla niej fundamentalnymi elementami bycia artystką. Jej debiutancki album „1986” ukazał się 7 czerwca 2024 roku. Ukończyła Szkołę Muzyczną I stopnia w klasie skrzypiec. w tej chwili jej ulubionymi instrumentami są syntezatory analogowe. Jest absolwentką kulturoznawstwa na UAM, okazjonalnie DJ-ką, tworzy też muzykę do spektakli teatralnych. Gościnnie pojawiła się na płytach takich artystów jak Fisz Emade Tworzywo, Moullinex, Catz’n’Dogz, Daniel Bloom, Wczasy czy Mirror People. Jej głos był remiksowany przez klasyków klubowej muzyki, takich jak RAC, Punks Jump Up czy Kamp!. Albumy Rebeki zostały docenione zarówno przez publiczność, jak i krytyków („Hellada” została uznana za Polski Album Roku 2013 według „Gazety Wyborczej”). Iwona zagrała prawie 500 koncertów w Polsce i za granicą, występowała na najważniejszych festiwalach muzycznych w Europie. W 2019 roku, utworem „Pocałunek” Rebeki, po raz pierwszy otwarcie zaangażowała się w sprawy społeczności LGBT+, dokonując przy tym coming outu. W 2021 roku ukazała się debiutancka płyta czteroosobowego girlsbandu Shyness! w stylu indie-elektronicznym, którego Iwona była producentką.