Z fascynującym raportem dotyczącym studia Paramount przychodzi właśnie portal Variety. Zdaniem dziennikarzy legendarna wytwórnia ma jednoznaczny stosunek do ludobójstwa w Gazie i dalej – do protestów przedstawicieli branży filmowej, okazujących solidarność z ofiarami konfliktu. Po odrzuceniu przez studio listu otwartego, który zachęcał do bojkotu owoców izraelskiego przemysłu filmowego, kuluarowy przekaz jest jasny: Paramount nie będzie współpracował z twórcami i aktorami cechującymi się – mówiąc językiem studia – "jawnym antysemityzmem".
Po jednoznacznym odrzuceniu listu otwartego, nowy szef Paramountu David Ellison ma ambicje, by zmienić zasady panujące wewnątrz studia. Jedną z nich ma okazać się ewaluacja dotychczasowych i przyszłych współprac pod kątem wizerunkowym. Według najnowszego raportu Variety, wytwórnia miała stworzyć niedawno specjalną czarną listę twórców i aktorów, z którymi studio decyduje się nie współpracować. Lista składa się ponoć z nazwisk osób, które w przeszłości cechowały się zachowaniami "ksenofobicznymi", "homofobicznymi" czy "jawnie antysemickimi".
Ta ostatnia kategoria zwróciła szczególną uwagę Variety, świadomych nowego politycznego profilu wytwórni. Dziennikarze portalu zwracają między innymi uwagę, iż ojciec Davida Ellisona, Larry Ellison, jest serdecznym przyjacielem premiera Izraela, Benjamina Netanjahu. Choć oczywiście nazwiska niemile widzianych pozostają znane wyłącznie pracownikom studia, obserwatorzy wskazują, iż głośne wypowiadanie się na temat ludobójstwa w Gazie może być wystarczającym argumentem, by zostać wciągniętym na listę. Gdyby tak było, łatką "wyklętego" przez Paramount mogłyby pochwalić się wszyscy sygnatariusze listu otwartego wymierzonego w izraelski przemysł filmowy. Dokument podpisały największe gwiazdy Hollywood: z Emmą Stone, Andrew Garfieldem, Joaquinem Phoenixem i Tildą Swinton na czele.
Poza aktorami, list otwarty podpisali także znaczący współcześni reżyserzy, między innymi Jonathan Glazer ("Strefa interesów"), Yorgos Lanthimos ("Bugonia") czy Adam McKay ("Big Short"). Ich podpisy dołączyły do grupy ponad 1200 sygnatur ludzi kina, którzy okazują solidarność z ofiarami ludobójstwa w Gazie. Dziś oni wszyscy mogą uzyskać status "persona non grata" w biurach Paramountu.
Odpowiedź na pytanie, kto na tym bardziej ucierpi, nie jest w tej chwili oczywista. Wiele w tej kwestii mogą zmienić dalsze plany monopolizacji rynku przez Ellisona. Zdaniem Variety szef wytwórni jeszcze przed finalizacją umowy z Paramount miał ogłaszać swoim współpracownikom plany przejęcia innego wielkiego studia – Warner Bros.
Idziemy po Warnera. Chcę być w pierwszej trójce, nie w ostatniej – miał mówić Ellison.
Paramount nie chce propalestyńskich współpracowników
Po jednoznacznym odrzuceniu listu otwartego, nowy szef Paramountu David Ellison ma ambicje, by zmienić zasady panujące wewnątrz studia. Jedną z nich ma okazać się ewaluacja dotychczasowych i przyszłych współprac pod kątem wizerunkowym. Według najnowszego raportu Variety, wytwórnia miała stworzyć niedawno specjalną czarną listę twórców i aktorów, z którymi studio decyduje się nie współpracować. Lista składa się ponoć z nazwisk osób, które w przeszłości cechowały się zachowaniami "ksenofobicznymi", "homofobicznymi" czy "jawnie antysemickimi".
Ta ostatnia kategoria zwróciła szczególną uwagę Variety, świadomych nowego politycznego profilu wytwórni. Dziennikarze portalu zwracają między innymi uwagę, iż ojciec Davida Ellisona, Larry Ellison, jest serdecznym przyjacielem premiera Izraela, Benjamina Netanjahu. Choć oczywiście nazwiska niemile widzianych pozostają znane wyłącznie pracownikom studia, obserwatorzy wskazują, iż głośne wypowiadanie się na temat ludobójstwa w Gazie może być wystarczającym argumentem, by zostać wciągniętym na listę. Gdyby tak było, łatką "wyklętego" przez Paramount mogłyby pochwalić się wszyscy sygnatariusze listu otwartego wymierzonego w izraelski przemysł filmowy. Dokument podpisały największe gwiazdy Hollywood: z Emmą Stone, Andrew Garfieldem, Joaquinem Phoenixem i Tildą Swinton na czele.
Poza aktorami, list otwarty podpisali także znaczący współcześni reżyserzy, między innymi Jonathan Glazer ("Strefa interesów"), Yorgos Lanthimos ("Bugonia") czy Adam McKay ("Big Short"). Ich podpisy dołączyły do grupy ponad 1200 sygnatur ludzi kina, którzy okazują solidarność z ofiarami ludobójstwa w Gazie. Dziś oni wszyscy mogą uzyskać status "persona non grata" w biurach Paramountu.
Odpowiedź na pytanie, kto na tym bardziej ucierpi, nie jest w tej chwili oczywista. Wiele w tej kwestii mogą zmienić dalsze plany monopolizacji rynku przez Ellisona. Zdaniem Variety szef wytwórni jeszcze przed finalizacją umowy z Paramount miał ogłaszać swoim współpracownikom plany przejęcia innego wielkiego studia – Warner Bros.
Idziemy po Warnera. Chcę być w pierwszej trójce, nie w ostatniej – miał mówić Ellison.
"Nie chcemy innej ziemi" – zwiastun filmu

















