Powrót sentymentalny
Drugim powodem wycieczki była moja dziesięcioletnia nieobecność w teatrze nad Prosną. Poprzednia dyrektorka po pierwszej w swojej kadencji premierze (2014) obraziła się na mnie, a adekwatnie na recenzję, którą napisałem. I przestała mnie zapraszać.
Widać, iż zostałem dość skutecznie wygumkowany z kaliskiego teatru, bo choć o wspomnianej pani dyrektor już chyba niewielu pamięta, to „zapis na nazwisko” pozostał.
Dziesięć lat w teatrze to epoka. Ale tego, co było, się nie zapomina. Ucieszyłem się, kiedy przed teatrem pojawiła się Krystyna Horodyńska, moja ulubiona aktorka z dawnych lat. Nie miałem odwagi podejść i przywitać się, ponieważ znam ją tylko ze sceny. Niezwykle miło było zobaczyć Roberta Kucińskiego, który jak ja nie jest już dziennikarzem, tylko zasiada na dyrektorskim fotelu w Miejskiej Bibliotece Publicznej.
Inni dziennikarze z moich kaliskich czasów pewnie „obsługiwali” wyborczą imprezę na rynku z prezydentem Dudą, który obwoził tego dnia po Wielkopolsce swojego kandydata do europarlamentu. Dziwnie się też poczułem, ponieważ po raz pierwszy na premierze w Kaliszu nie spotkałem się z Bożeną Szal, „naczelną” recenzentką miasta w przeszłości… Bożena wycofała się już dość dawno z recenzenckiego życia… Na szczęście mamy co wspominać.
Kolonia karna
Opowiadanie Kafki czytałem bardzo dawno. Potem wracałem do niego już tylko podczas kolejnych premier opery Joanny Bruzdowicz. Muzyka, choć równie dojmująca jak tekst literacki, trochę jednak łagodziła jego wymowę, czyniła je znośniejszym. Tymczasem Krzysztof Rekowski odkrył, iż „Kolonia karna” poszerzyła swoje pole znaczeniowe. Zaktualizowała się i stała jeszcze bardziej okrutna w swoim wyrazie.
fot. K. Bieliński
I chociaż reżyser przy udziale swoich stałych realizatorów: Emilii Sadowskiej (wideo), Grupy Mixer (scenografia i kostiumy) i Sławomira Kupczaka (muzyka), nie naprowadza publiczności na konkretne tropy, nie wskazuje wprost postaci nam współczesnych, z dużą dozą prawdopodobieństwa je identyfikujemy.
Przedstawienie kaliskie nie jest li tylko adaptacją opowiadania słynnego pisarza (premiera odbyła się w dniu setnych urodzin Kafki). Reżyser przed premierą w Radiu Eska powiedział:
„[…] żebyśmy mogli w różnych momentach spektaklu odczuć, iż odnosi się to do rzeczywistości, która nas otacza”.
Odczuliśmy to w sposób dotkliwy, kojarząc znaki teatralne i obraz z tymi, które docierają do nas za pośrednictwem mediów. Rekowski przypomniał, iż Kafkowski świat nie odszedł w niepamięć, iż się nie zdematerializował, zmieniły się tylko realia, powiedziałbym, stały się jeszcze bardziej okrutne.
W cieniu śmierci
Tradycyjnie po premierze w teatrze odbywa się bankiet. Tym razem go nie było. Kilka dni wcześniej odeszła Nikola Brojerska, inspicjentka i suflerka w Teatrze im. Wojciecha Bogusławskiego w Kaliszu od 1987 roku. Poznałem ją w późnych latach 80. ubiegłego wieku. Podczas Kaliskich Spotkań Teatralnych pracownicy teatru mieli czas i mogli oglądać spektakle z widowni. I tak w pokoju Natalii Gabryś, opiekunki festiwalowych gości, poznałem Nikolę.
fot. K. Bieliński
A może to było w KTW przy kuflu piwa po spektaklu. choćby wtedy, gdy miała wolne, nie wychodziła z roli inspicjentki, uważna na wszystko, co dotyczyło teatru. Swym czujnym okiem wyłapywała sytuacje, kiedy goście Kaliskich Spotkań Teatralnych rozglądali się niepewnie i może oczekiwali, iż ktoś im pomoże. Byłem świadkiem kilku sytuacji, kiedy Nikola mówiła: wiem, iż mam czas dla siebie, ale oni mnie potrzebują – i spieszyła z pomocą warszawskiemu lub krakowskiemu gwiazdorowi.
Była rozpoznawalna dzięki burzy swoich loków. Inspicjenci i suflerzy odchodzą w ciszy. Pogrzeb Nikoli Brojerskiej odbył się dzień po premierze „Koloni karnej” na Cmentarzu Komunalnym w Kaliszu.
Jak dobrze jest wiosną podumać nad Prosną
Dzięki piosence Jeremiego Przybory i Jerzego Wasowskiego wielu teatromanom Kalisz kojarzy się z festiwalem sztuki aktorskiej. Ilekroć spotykaliśmy się na nim, nuciliśmy ten utwór, bo jego charakter wyjątkowo pasował do festiwalowego klimatu. 3 czerwca kasztany już przekwitły, a po festiwalowym zamieszaniu zostały jedynie plakaty w mieście.
fot. K. Bieliński
Niezmiennie budynek teatru przegląda się w Prośnie. Stanąłem więc na pomoście i podumałem: nie ma Macieja Grzybowskiego, wieloletniego dyrektora tej sceny, nie ma Kazimiery (Kai) Starzyckiej-Kubalskiej, którą zdążyłem jeszcze zobaczyć jako Matkę w „Domu Barnardy Alba”, nie ma legendarnego Ignacego Lewandowskiego (każdego rozśmieszył), nie ma Jerzego Górnego, który dwukrotnie kierował Kaliskimi Spotkaniami Teatralnymi (ich rozmach zapamiętali wszyscy uczestnicy).
Na szczęście mimo dziesięcioletniej nieobecności, w zespole aktorskim rozpoznałem wiele twarzy i poczułem się jak u siebie.