Predator: Pogromca Zabójców – recenzja filmu. Niech się zacznie rzeź!

popkulturowcy.pl 1 dzień temu

Po kilku latach przerwy dostajemy nową produkcję o kultowym kosmicznym łowcy. Powiedzieć jednak, iż wytwórnia jest w kwestii filmów o Predatorze „na fali”, to jak nie powiedzieć nic. Postaram się za chwilę wyjaśnić dokładniej, dlaczego Killer of Killers to rewelacyjna zabawa. Mogę jednak śmiało stwierdzić, iż w zarówno w kwestii Prey, jak i nowej animacji, eksperymenty wyszły studiu na dobre.

Predator: Pogromca Zabójców zabiera nas w pełną emocji podróż przez trzy epoki historyczne. W każdej z nich poznajemy bohatera, któremu przypadnie pech zmierzenia się z potworem z innego świata. Dlaczego pech? Ponieważ jak okazuje się w trakcie, niezależnie czy wygra się to starcie, czy przegra – los wojownika jest przypieczętowany. Tak oto poznajemy właśnie trzech „zabójców”: kobietę wikinga, japońskiego skrytobójcę z okresu feudalnej Japonii oraz bystrego pilota z czasów II Wojny Światowej. Każdy z nich w trakcie własnych zmagań i potyczek nagle staje naprzeciw niespodziewanego – i znacznie groźniejszego wroga, niemal niepokonanego. No właśnie – „niemal”.

Spece od efektów animowanych najwidoczniej rozkochali się w trendzie z ostatnich lat, który był obecny w takich hitach jak Spider-man: Uniwersum, czy Kot w Butach: Ostatnie Życzenie, dotyczącym kręcenia animacji w poklatkowej stylizacji. Trendzie, który najwidoczniej jest przepustką do sukcesu. Wspomniane produkcje były bowiem fenomenalne, a nowy Predator szykuje się do bycia kolejnym świetnym projektem utrzymanym w tym stylu.

Sceny akcji są niezwykle emocjonujące, dynamiczne i pełne szpanerskich efektów. Jak to bywa w animacjach, często trafiają się tu momenty, które są pozbawione sensu i realizmu jeszcze bardziej niż typowe akcyjniaki. Przeszkadza to jednak tylko odrobinę, ponieważ obserwowanie szalenie nierównych starć człowieka z zaprawionym w bojach łowcą sprawia nieopisanie dużo frajdy i dostarcza znanych nam emocji i ciągłego napięcia, Predatorzy przeważają na niemal każdym polu nad ofiarą, poza oczywiście sprytem, który całej trójce pozwala ujść cało. Wysoki poziom został w tym aspekcie na szczęście utrzymany.

fot: kadr z filmu

Poza samymi scenami akcji, które zdecydowanie dominują w produkcji, również nie możemy narzekać na nudę. Mamy tu kilka sprawnie poprowadzonych wątków, które beż zwłoki prezentują nam naszych bohaterów i wprowadzają w ich historie. Znajdziemy tutaj również przyjemne chwilę wytchnienia po ciężkim starciu – a tuż przed następnym. A więc można film uznać pod tym kątem za względnie wyważony, mimo przeważającej ilości akcji.

Szczerze powiedziawszy, mimo nastawienia się na czyste, pełnokrwiste starcia, Predator: Pogromca Zabójców był w stanie mnie zaskoczyć. Nie byłem przygotowany na obrót sytuacji, jaki spotkał naszych bohaterów. Zarówno ten plot twist, jak i krótka scena po napisach dowodzą, iż ta animacja jest jedną z najważniejszych i najbardziej istotnych produkcji dla rozwoju uniwersum. Wreszcie możemy dowiedzieć się, iż szczęśliwcy, którzy załatwili pozaziemską bestię, długo nie cieszyli się swoim tryumfem.

fot: kadr z filmu

Dzięki temu, co zobaczyłem pod koniec filmu, jeszcze mocniej czekam na następne filmy o Predatorze. W tym na nadchodzące Badlands, do którego do tej pory byłem raczej sceptyczny. Teraz jednak wiem, iż franczyza jest póki co na adekwatnych torach. A sam Pogromca Zabójców nie jest jedynie wstępniakiem do wspomnianej nowej produkcji. To pełnoprawna, stojąca na własnych nogach opowieść rozszerzająca ten świat. Będąca jedną z najlepszych opowieści o Predatorze, jakie powstały. I – co najlepsze – oferująca masę świetnej zabawy.


Źródło grafiki głównej: mat. prasowe

Idź do oryginalnego materiału